Wujek miał wtedy 30 lat, ale jego wygląd bardzo ją zszokował. Opowiadała, że na widzenie przyszedł starzec. Ręce miał skute i połączone łańcuchami z nogami, szedł z wielkim trudem. Miał siwe włosy, wybite zęby, był przygarbiony. To efekt tortur, którym był poddawany. Wujkowi przecież łamano kości, miażdżono palce, zdzierano paznokcie, wybijano zęby, podtapiano
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Krystyna Frąszczak, siostrzenica płk. Hieronioma Dekutowskiego „Zapory”.
Czy od czasów znalezienia na Łączce Pani wujka wzrosło zainteresowanie jego osobą?
Krystyna Frąszczak: Zdecydowanie tak, ponieważ w Tarnobrzegu założyliśmy Fundację im. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”, która jako cele statutowe ma przywracanie tej części historii, która do tej pory była przemilczana, albo zakłamana. Są to działania edukacyjne i promocyjne. We wrześniu ubiegłego roku, kiedy była kolejna rocznica skoczenia Dekutowskiego jako Cichociemnego do okupowanej Polski, udało nam się odsłonić w Tarnobrzegu piękny mural z jego podobizną. Całe miasto brało udział w uroczystości jego odsłonięcia. To duży mural o powierzchni 200 metrów kwadratowych, którego autorem jest artysta plastyk Krzysztof Wyrzykowski z Gdańska. Ma on charakter komiksowy, dlatego swoją formą bardzo intryguje młodzież.
Dawniej pamięć o nim była jednak zacierana w Pani mieście. To prawda, że działo się to nawet w 1989 roku?
Tak. Dekutowski był bardzo znienawidzony przez komunistów. Czułam to jeszcze w latach 80., jak w Tarnobrzegu jednej z większych ulic nadano imię wujka. Wcześniej była to ulica Aleksandra Zawadzkiego, komunisty, urząd i rada miasta zamienili ją na Hieronima Dekutowskiego. Proszę sobie wyobrazić, że w pierwszych tygodniach na tablicach z nazwą tej ulicy, zamontowanych na blokach, lądowały puszki z farbą. Taka była wtedy atmosfera w rodzinnym mieście „Zapory”. Zresztą jeszcze 7 marca 1989 r., przed wyborami, gdy w tarnobrzeskim kościele Ojców Dominikanów, w którym „Zapora” był chrzczony, wmurowywano tablicę zaporczyków, podkomendnych, którzy razem z nim zginęli, były ogromne naciski władz partyjnych i wielka nagonka prasowa, żeby temu przeszkodzić. Teraz nasze działania mają służyć przywracaniu pamięci o nim.
Czy w tym roku również zależy wam na podkreśleniu wkładu „Zapory” w odzyskanie przez Polskę niepodległości?
Tak, bo w tym roku mija 100 lat od jego urodzin. On urodził się w roku, w którym odrodziła się Polska. Mamy więc 100-lecie odzyskania niepodległości przez Polskę i 100-lecie urodzin wujka. W związku z tym rada miasta podjęła uchwałę, że w Tarnobrzegu będziemy obchodzić Rok Dekutowskiego. Dzisiaj, jako, że jest Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych złożymy kwiaty pod jego popiersiem, a później w zamku Tarnowskich odbędzie się konferencja naukowa, poświęcona jego pamięci. W trakcie roku będą różne wydarzenia w szkołach, bo każda szkoła będzie się chciała włączyć w ten rok obchodów. Natomiast na wrzesień planujemy konferencję, którą organizuje tarnobrzeskie Muzeum Historyczne, Fundacja im. Hieronima Dekutowskiego i rzeszowski IPN. Będzie też wystawa poświęcona wujkowi, zbieramy właśnie materiały na nią, Nasza fundacja wystąpiła także do władz Lublina, żeby mural Dekutowskiego również tam powstał.
Pamięta Pani wujka?
Niestety nie. W domu rodzinnym w Tarnobrzegu mieszkałam jako dziecko, byłam wtedy bardzo malutka i wujka Hieronima Dekutowskiego już nie widziałam. Wiem jednak, że wujek jako najmłodszy syn był ukochanym dzieckiem swoich rodziców. Był bardzo wyczekiwany, ponieważ moi dziadkowie mieli aż sześć córek. Najstarszy, pierworodny syn dziadków, zmarł jako oficer w 1920 r., podczas wojny polsko-bolszewickiej, na jakąś zakaźną chorobę. Babcia Maria Dekutowska bardzo przeżyła jego śmierć. A później straciła też najmłodszego syna, Hieronima. Jej córki ukrywały wszystkie historie związane z jego aresztowaniem, a potem straceniem. Pewnego razu listonosz przyniósł do domu jakiś papier sądowy, z którego o wszystkim się dowiedziała. W rodzinie mówi się, że zgryzota doprowadziła ją do śmierci. Mimo że pojawiła się w końcu jakaś informacja o śmierci wujka, to jednak w rodzinie długo jeszcze żyła legenda, że rząd londyński wymienił go na jakiegoś szpiega. Wszyscy żyli nadzieją, że może jest gdzieś na Zachodzie. Ludzie mówili, że to niemożliwe, żeby dali zabić Dekutowskiego, że był zbyt wartościowy, by rząd londyński o niego się nie starał.
Rodzina zabiegała o ułaskawienie?
Oczywiście. Zofia, najstarsza siostra Dekutowskiego, mieszkała we Francji. Wraz z mężem należeli do francuskiego ruchu oporu Résistance, za co dostali później wysokie odznaczenia francuskie. Ciocia miała w nim wysoką pozycję. Dzięki jej interwencjom przez ambasadę francuską wpłynęło pismo do prezydenta Bolesława Bieruta. Były w nim prośby rządu francuskiego o ułaskawienie. Rodzina miała wielką nadzieję, że może dzięki temu „Zaporę” jakoś dyskretnie ocalono. Bierut nie skorzytał jednak z prawa łaski.
„Przyjdzie zwycięstwo. Jeszcze Polska nie zginęła!”. Do kogo przed śmiercią „Zapora” skierował te słowa?
Z tego, co wiem, przekazał ten gryps do swoich żołnierzy. Do siostry Marii Dekutowskiej-Kubiak, podczas jedynego widzenia w więzieniu mokotowskim, powiedział tylko: „Módl się za mnie”. Więcej widzeń już z wujkiem nie było, więc moja mama nie widziała go w więzieniu. Ostatni raz spotkała się z nim w lasach niedaleko Tarnobrzega, gdzie przed złapaniem stacjonował jego oddział. Mama wybrała się do niego w przebraniu chłopki i spędziła noc w ich kwaterze. Było to dla niej wielkie przeżycie. Opowiadała mi później, że gdy rozstawała się z bratem, to bardzo płakała, a ten ją pocieszał. Mama zapamiętała, że jak już wsiadała na furę, wujek ustawił swój oddział w szyku i powiedział: „Na pożegnanie mojej siostry, salwa”. Wcześniej, w dzień targowy, wujek przyszedł do domu rodzinnego w przebraniu żebraka, by pożegnać się ze swoją matką.
Jak wyglądał „Zapora” w trakcie ostatniego widzenia z siostrą w mokotowskim więzieniu?
Ciocia dostała pozwolenie na widzenie się z nim po tym, jak zapadł już wyrok. Rozmawiała z nim przez kratę. Wujek miał wtedy 30 lat, ale jego wygląd bardzo ją zszokował. Opowiadała, że na widzenie przyszedł starzec. Ręce miał skute i połączone łańcuchami z nogami, szedł z wielkim trudem. Miał siwe włosy, wybite zęby, był przygarbiony. To efekt tortur, którym był poddawany. Wujkowi przecież łamano kości, miażdżono palce, zdzierano paznokcie, wybijano zęby, podtapiano. Moja mama, wiedząc, jak cierpiał przed śmiercią, nigdy o tym nie mogła mówić ze spokojem, zawsze płakała. Cieszę się, że jego postać jest wreszcie doceniana. Zrozumiałam to stopniowo po tym, gdy zaczęłam być zapraszana na Lubelszczyznę, by uczestniczyć w odsłanianiu różnych tablic czy obelisków jemu poświęconych. Wcześniej wmawiano nam, że jesteśmy z rodziny bandyty. Moja matka, nauczycielka, nie mogła dostać pracy, a ciocia, która uczyła w szkole francuskiego, nie dość, że musiała ją opuścić, to jeszcze wyjechać z Tarnobrzega, bo takie były naciski. Jako dziecko nie bardzo to wszystko rozumiałam, później też stale słyszałam, że „Zapora” to postać kontrowersyjna. Dziś mogę powiedzieć, że czuję wielką ulgę, widząc, że wujkowi oddawana jest należna cześć, jak bohaterowi.
Rozmawiał Piotr Czartoryski -Sziler
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/383982-nasz-wywiad-siostrzenica-zapory-w-rodzinie-dlugo-jeszcze-zyla-legenda-ze-rzad-londynski-wymienil-go-na-jakiegos-szpiega
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.