Trzeba przyznać, że elity polityczne i umysłowe III RP ciężko zapracowały na obecny wizerunek Polaków na świecie jako współsprawców holocaustu. Przypomnijmy: jeszcze komunizm na dobre nie upadł, a już życie publiczne w Polsce zdominowane zostało przez narrację dystansującą się wobec tego, co w naszej historii chlubne i chwalebne. Powtarzano wtedy na okrągło: dość już tej martyrologii, skończmy z epatowaniem własnym cierpieniem, z tą ciągłą mitologią ofiar; to jakaś romantyczna nekrofilia, jakiś chory mesjanizm żywiący się krwią trupów z przeszłości; dajmy sobie z tym spokój, z czym do Europy? – to nas tylko odciąga od tego, co naprawdę ważne, od budowania przyszłości.
Pierwszą ofiarą tego padła Solidarność. Francuski socjolog Alain Touraine pisał, że było to coś najpiękniejszego, co przydarzyło się ludzkości w drugiej połowie XX wieku. Ten wątek nie został jednak w Polsce podchwycony. Jeden z liderów związku Zbigniew Bujak opublikował wówczas książkę pt. „Przepraszam za Solidarność”. Okazało się więc, że Solidarność nie jest czymś, z czego można być dumnym, ale czymś, czego trzeba się wstydzić.
Na próżno Jan Paweł II w encyklice „Centessimus annus” przypominał, że krach komunizmu rozpoczął się od protestu polskich robotników i powstania Solidarności. Symbolem upadku systemu stało się w powszechnej świadomości obalenie muru berlińskiego. Okazało się więc, że komunizm zmietli z powierzchni ziemi obywatele Niemieckiej Republiki Demokratycznej i to im należą się największe podziękowania za pokonanie czerwonego totalitaryzmu.
W tym samym czasie, kiedy Polakom wmawiano, że mają już nie zamęczać świata własnymi cierpieniami, inni swą politykę wizerunkową i dyplomację historyczną opierali właśnie na kulcie ofiar. Przy czym dotyczyło to nie tylko Żydów, lecz także innych narodów, nie wyłączając Niemców. Upamiętnienie „wypędzonych” (największych zapomnianych ofiar wojny) przestało być „idee fixe” ziomkostw, a stało się wielkim projektem ogólnonarodowym. W tej nowej historiografii sami Niemcy stali się zresztą ofiarami nazistów – taką wizję dziejów przedstawił nawet Benedykt XVI podczas swej wizyty w Auschwitz w 2006 roku.
Świat przestał nas widzieć w roli ofiar, bo my sami o tym nie przypominaliśmy. Zarazem żadne wydarzenie z XX-wiecznej historii Polski nie przebiło się tak mocno w ciągu ostatnich kilkunastu lat do świadomości publicznej na świecie jak mord w Jedwabnem. Nasza dyplomacja, niestrudzenie promując na świecie „Sąsiadów” czy „Pokłosie”, zadbała skutecznie o to, by do Polaków przylgnął wizerunek patologicznych antysemitów, szmalcowników, ludobójców i grabieżców żydowskiego mienia. Dla wielu ludzi na Zachodzie jedyny epizod II wojny światowej, z którym kojarzą udział Polaków, to właśnie zagłada Żydów.
To, że Polacy są dziś postrzegani na świecie jako współsprawcy holocaustu, to nie wynik zaniedbań elit III RP. To rezultat ich ciężkiej pracy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/383200-skutki-odwrotu-od-martyrologii-kto-nie-jest-ofiara-ten-jest-sprawca
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.