Marek Pyza: Na początku stycznia zaapelował pan do Rady Warszawy, by Mostowi Świętokrzyskiemu nadać imię Ignacego Jana Paderewskiego. Gdy usłyszałem o tym pomyśle, pomyślałem: bingo! Należy mu się jak mało komu, nikt nie będzie przeciwny, w stulecie odzyskania niepodległości uhonorujemy jednego z tych, którzy najwalniej przyczynili się do powrotu Polski na mapę świata.
Tadeusz Deszkiewicz, prezes Radia Dla Ciebie: A okazuje się, że jest bardzo mocna kontra przeciw temu mojemu pomysłowi. Słyszę m.in. argument, że chcę zmieniać nazwę, do której się przyzwyczajono. Ale właśnie z tego powodu nie myślałem o zmianie nazwy Mostów które mają długie tradycje – Poniatowskiego czy Śląsko-Dąbrowskiego, który – jeśli mamy być wierni tradycji – powinien nosić nazwę Mostu Kierbedzia.
Kto niby przyzwyczaił się do Mostu Świętokrzyskiego? Ile lat on stoi? Raptem kilkanaście. Jest jedną z najmłodszych warszawskich przepraw przez Wisłę.
Most Syreny, pontonowy, stał 15 lat, a nikt się do niego nie przyzwyczaił. Rozebrano go – i bardzo dobrze – a na jego miejsce zbudowano Most Świętokrzyski. No… ładna ta nazwa, neutralna, ale w ogóle nie jest wpisana w historię Warszawy. Ten most nie jest nawet położony w osi świętokrzyskiej. Miał być, ale nie jest.
Radna PO Aleksandra Scheybal-Rostek na państwa antenie wskazywała, że most jest częścią Trasy Świętokrzyskiej, jest wpisany do dokumentów, rejestrów i nic z tym już się nie da zrobić.
Jaka „Trasa Świętokrzyska”, skoro pomiędzy ulicą a mostem o tej nazwie mamy jeszcze ulice Kopernika i Tamkę?
To rzeczywiście groteskowe, ale zanim zmierzymy się z tymi argumentami, wyjaśnijmy, po co to całe zamieszanie. Ignacego Jana Paderewskiego nie upamiętniono w Warszawie należycie, to jasne. Jest pomnik w parku Ujazdowskim, popiersie przed wejściem do Parku Skaryszewskiego (zresztą jego imienia, o czym mało kto wie) i uliczka gdzieś w Rembertowie, przy Ząbkach, Zielonce. Szczerze mówiąc, to trochę żałosne w roku 2018.
To była postać tego formatu, że zasługuje na godne miejsce w centrum naszej stolicy. Nie chodzi o wybudowanie czegoś na peryferiach – mostu w okolicach Powsina, nowopowstającej uliczki na Ursynowie albo na Białołęce. Nie chodzi o to, żeby „gdzieś, coś” dać i mieć z głowy. Paderewski powinien mieć wielką aleję w centrum Warszawy. Przecież to był wielki polityk, wielki dyplomata i wielki muzyk. A przy tym człowiek zupełnie niekontrowersyjny – kryształowa postać przez całe życie. Wydawało mi się więc, że ten pomysł nie będzie budził żadnych negatywnych emocji. A jednak…
Z czego to wynika?
To niezrozumiałe dla mnie argumenty „polityczne”. Zawsze mówiłem, że gdyby w Sejmie wystąpił ktoś – wszystko jedno po której stronie – z projektem ustawy, abyśmy byli piękni, młodzi i bogaci, to też znalazłaby się do tego opozycja.
Sprawa jest „polityczna” zapewne dlatego, że Tadeusz Deszkiewicz jest doradcą prezydenta.
Być może to komuś przeszkadza, choć wydawało mi się, że ten argument nie padnie. Gdybym zaproponował nadanie imienia osobie współczesnej, politycznej, to mogliby w ten sposób reagować. Ale w przypadku Paderewskiego? Biedny… tyle lat już go nie ma, a budzi tak nonsensowne emocje. Nie rozumiem tego.
Na jakim etapie pana apel jest w ratuszu?
Zespół ds. nazewnictwa zaopiniował pomysł negatywnie, teraz zajmie się nim komisja ds. nazewnictwa, a ostatecznie ma trafić pod obrady Rady Warszawy.
Decyzja komisji może być podobna jak zespołu. Radni Platformy mają w niej przewagę głosów 3:2 nad radnymi PiS. Obawia się pan, że zadecyduje prosta, brutalna, toporna polityka?
Zobaczymy. Mam nadzieję, że nie. Nie mieści mi się w głowie, że taka postać budzi dziś tyle negatywnych emocji. Czekam na formalne stanowisko ratusza. Po złożeniu apelu dostałem informację, że Rada Warszawy poprosiła dyrektora Biura Kultury pana Tomasza Thuna-Janowskiego o udzielenie odpowiedzi na mój list. Minął ponad miesiąc. Jeszcze nic nie nadeszło.
Przypominam sobie pierwszy odzew – był pozytywny. Przewodnicząca Rady Warszawy Ewa Malinowska-Grupińska mówiła, że to bardzo sensowna propozycja, godna rozważenia.
Na początku tak rzeczywiście było. Nie mam zielonego pojęcia, co się stało. Nie wiem, jakie argumenty miał zespół ds. nazewnictwa – jego posiedzenia są zamknięte. Ten, który do mnie dotarł, to tylko taki, że warszawiacy się przyzwyczaili. Do czego?!
Zwykle przy zmianach nazw miejskich pojawia się argument, że to kłopot dla mieszkańców, bo trzeba zmieniać adresy, wymieniać dokumenty etc. W tym przypadku tych problemów nie będzie.
To też ważne – koszty będą niemal zerowe. Przy Moście Świętokrzyskim – a w niedalekiej przyszłości, mam nadzieję, Paderewskiego – nikt nie mieszka, nie ma żadnych instytucji. Trzeba by jedynie wymienić tabliczki z jednej i drugiej strony.
Można powiedzieć, że to miejsce wręcz idealne. A jednak radni PO na siłę szukają problemów. Wspomniana pani Scheybal-Rostek (zasiada w komisji nazewnictwa), była nawet skłonna stwierdzić, że taksówkarz poproszony o zawiezienie „na Paderewskiego” może pomylić uliczkę na peryferiach miasta z mostem w centrum. Stwierdziła też, że właśnie z powodu istnienia tej uliczki nie można żadnego innego obiektu miejskiego nazwać imieniem Paderewskiego – bo zakazuje tego uchwała rady miasta. To kuriozalne, bo tego typu „dubli” mamy w stolicy całe mnóstwo, a najjaskrawiej w tym przypadku przemawiającym przykładem są most, ulica i park Marii Skłodowskiej-Curie. Najlepsze zaś, że pani radna zaproponowała, by zamiast mostu, imieniem kompozytora nazwać… budynek kancelarii premiera. Jak odbiera pan te argumenty?
Tu nie ma czego komentować, bo to świadczy o kompletnej ignorancji. Nie słyszałem o żadnym budynku noszącym czyjeś imię poza imieniem dawnych właścicieli np. Pałac Sobańskich. Jedynym takim obiektem był Pałac Kultury imienia Józefa Stalina, ale czy do takich tradycji chcemy nawiązywać?
Proponując zmianę nazwy Mostu Świętokrzyskiego na Paderewskiego myślał pan też o aspekcie edukacyjnym?
Jak najbardziej! Utwierdziły mnie w tym komentarze pod artykułami w internecie świadczące o tym, że wielu ludzi nie ma wiedzy, o kim mówimy. „A kim był ten pisior Paderewski, że chcą mu dać most?” - tego typu wpisy są śmieszne, ale świadczą o zupełnej niewiedzy. Jeżeli więc w centralnym miejscu Warszawy będziemy mieli obiekt jego imienia – most, czy aleję – niektórzy wreszcie dowiedzą się, kim ten Paderewski był.
Pan chyba przed samym sobą postawił na ten wyjątkowy, jubileuszowy rok pewną misję przywrócenia pamięci o jednym z ojców naszej niepodległości. W listopadzie mieliśmy znakomite słuchowisko na antenie Radia Dla Ciebie („Dał nam niepodległą – Ignacy Jan Paderewski”), stara się pan o nadanie jego imienia mostowi, będą jeszcze jakieś wydarzenia związane z tym wielkim Polakiem?
Bardzo bym chciał. Choć nie tylko jego przypomnieć. Jestem w trakcie rozmów z panem prof. Zbigniewem Wawrem, dyrektorem Łazienek Królewskich, który w swojej pracy naukowej zajmował się Wieniawą-Długoszowskim. To kolejna postać – nie tego formatu, co Paderewski – ale o niezwykle barwnym życiorysie. Dziwię się, że nie powstał jeszcze film, czy serial o jego życiu. Przecież był to i wspaniały polityk, i poeta, i człowiek o niezwykłej wyobraźni, fantazji, poczuciu humoru. Jego życie jest gotowym scenariuszem, zresztą tragicznym, bo zakończonym samobójstwem. Rozmawiam z prof. Wawrem o przygotowaniu słuchowiska lub cyklu słuchowisk poświęconych generałowi. Bardzo zainteresowana tym pomysłem jest Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny. Chciałbym połączyć to stulecie z przypomnieniem wielkich postaci świata kultury, które zapisały się w naszej historii. Wracając do Paderewskiego – on ma tak bogaty i wspaniały życiorys, że możemy spodziewać się kontynuacji słuchowisk jemu poświęconych. Marek Drewnowski też jest do tego chętny. Napisał duży scenariusz filmowy, od którego wziął się pomysł na radiowy spektakl „Dał nam niepodległą”.
Ma pan wrażenie, że Paderewski jest zapomniany, niedoceniany?
Oczywiście.
Z czego to wynika?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba chyba sięgnąć do dwudziestolecia międzywojennego. Paderewski nie cieszył się wielką przyjaźnią ani Piłsudskiego ani Dmowskiego, obaj nie cenili go szczególnie jako polityka. Specjaliści mogą dyskutować, czy był wielkim wizjonerem, czy nie, ale niezależnie od tego był wspaniałym dyplomatą i wielkim artystą. Jak na owe czasy był celebrytą. Gdzie nie przyjeżdżał, tłumy czekały na niego na dworcach i w portach, rozhisteryzowane kobiety piszczały, kochały się w nim na zabój. Był doskonale znany na całym świecie. Właśnie dlatego mógł się dostać do Wilsona – nie jako wielki polityk, ale jako wielki artysta. Wilson zresztą znał kunszt Paderewskiego, bo jego występy były nagrywane na wałkach Edisona. W Stanach Zjednoczonych był bardziej popularny niż w Polsce. Fakt, że umniejszali jego zasługi Polacy wynikał z siły dwóch obozów międzywojennej Polski – Piłsudski i Dmowski mówili o Paderewskim z pewnym pobłażaniem, przypisując sobie wiele jego zasług (jak w przypadku Dmowskiego i konferencji w Wersalu). Tak to się ciągnęło, aż Paderewski umarł, a później komuna o nim oczywiście zapomniała. Dość rzadko pojawiał się też na estradach koncertowych, a przecież np. jego „Polonia” to są wyżyny symfoniki. Paderewski długo był w cieniu, podobnie jak Szymanowski (dopiero niedawno, w latach 70., długo po śmierci kompozytora „Król Roger” pojawił się na dobre na scenach). Teraz powoli, powoli go odkrywamy. Niektórzy pewnie nie wiedzą, jak go zaszufladkować – czy jako komponującego polityka, czy jako politykującego kompozytora.
A po prostu był jednym i drugim, w dodatku wielkiego kalibru.
Dlatego nie ulega wątpliwości, że należy mu się dobre, ważne miejsce w naszej historii polityki i kultury. Uznałem, że dobrym momentem na przypomnienie jest 100-lecie odzyskania niepodległości. Tym bardziej, że ta informacja przedostałaby się poza granice Polski, co również byłoby promocją nie tylko dla Paderewskiego, ale i dla Polaków.
Czasem to zza granicy przychodzi edukacja w temacie Paderewskiego. W czasie niedawnego koncertu w Radiu Szczecin (z okazji 100-lecia Niepodległości) Darius Brubeck przypominał premiera Paderewskiego – wielkiego kompozytora.
To jest paradoks, że w Stanach Zjednoczonych lepiej o tym wiedzą niż my. Wystarczy wpisać w Google „Paderewski” oraz „USA”, a wyskoczą mosty, aleje, skwery, parki. A w Warszawie? Owszem, jest Park Skaryszewski, który przed wojną został nazwany imieniem Paderewskiego, ale po wojnie patrona usunięto i nie popularyzowano tej postaci. Dziś nikt nie wie, że to jest Park Paderewskiego, bo władzom nie zależało na tym, żeby to podkreślać. Dlatego teraz pomyślałem, że trzeba wykorzystać ten moment, gdy budzi się entuzjazm w związku z rocznicą odzyskania niepodległości. Musimy doprowadzić do tego, by w centrum Warszawy Paderewski miał godne upamiętnienie. Obcokrajowcy też zwrócą na to uwagę i będą mówili w swoich krajach o „Paderewski Bridge in the heart of Warsaw”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/382303-most-paderewskiego-w-warszawie-niektorzy-wreszcie-dowiedza-sie-kim-ten-paderewski-byl-nasz-wywiad-z-tadeuszem-deszkiewiczem