Chcieliśmy pokazać tę tragedię rodziny Ulmów, która była szerzej nieznana. Oczywiście zająłem się tym także, ze względów osobistych, bo Wiktoria Ulma była siostrą mojej babci, dodatkowo Wiktoria Ulma była matką chrzestną mojego taty. Mam w domu zdjęcia rodzinne z całą rodziną Ulmów, są to zatem ludzie mi bliscy
— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Mateusz Szpytma, wiceprezes IPN, jeden z inicjatorów powstania muzeum Rodziny Ulmów w Markowej.
CZYTAJ TAKŻE: NASZ WYWIAD. Wiceprezes IPN: Jestem zaskoczony reakcją Izraela, nowelizacja ustawy o IPN mówi o kwestiach oczywistych
Zanim zajęliśmy się tą kwestią w 2003 roku, to naprawdę w bardzo niewielu miejscach było to wspominane, a tragedia tych Żydów i Polaków była ogromna. Dzisiaj jest tak, że Ulmowie są symbolem Polaków ratujących Żydów i pisze się o nich w Polsce i na świecie
— podkreślał.
Nawet jak Państwo znajdą krytyczne głosy wokół muzeum, to i tak te krytyczne głosy nie uderzają w samą historię Ulmów
— dodał.
Doktor Szpytma zaznaczył, że rodzina Ulmów dopiero w 1995 roku została uznana za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, ponieważ nie było Żyda, który mógłby zaświadczyć o ich bohaterstwie.
Dopiero w 1995 zostali uznani za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata i to ze strony bratanka Wiktorii Ulma, Stanisława Niemczaka. (…) To jest taki większy problem, że za tych, którzy zostali zamordowani razem z Żydami, nie miał kto świadczyć. (…) W prawie Yad Vashem jest tak, że musi być świadek żydowski
— mówił. Wiceszef IPN powiedział, jak to zatem możliwe, że jednak rodzina Ulmów została w końcu uznana za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata:
W roku 1958 był proces karny wobec jednego ze sprawców i on został skazany na karę śmierci, potem zamienioną na 25 lat pozbawienia wolności. Były różne pisma z diaspory żydowskiej na ten proces i to zapewne spowodowało, że mimo bezpośredniego świadka ze strony żydowskiej uznano historię rodziny Ulmów za tę, która jest wiarygodna
— podkreślił.
Dr Mateusz Szpytma mówił o osobach odpowiedzialnych za mord w Markowej. Rodzinę Ulmów wydał granatowy policjant, który był zasymilowanym grekokatolikiem. Natomiast dowódca niemieckiej akcji nigdy nie poniósł odpowiedzialności za zbrodnie, jakie popełnił w czasie wojny.
Został skazany tylko najmłodszy z funkcjonariuszy Józef Kokot, natomiast ten który dowodził, Eilert Dieken, nie tylko nie poniósł żadnej konsekwencji, ale po wojnie po kwarantannie dezanyfikacyjnej został przywrócony do służby i do emerytury służył jako policjant niemiecki w RFN. (…) Nigdy nie został skazany
— mówił dr Szpytma.
Bardzo ciekawy jest wątek spotkania dr Szpytmy z córką Eilerta Diekena. Okazuje się, że sądziła ona, że jej ojciec to porządny człowiek.
Otrzymaliśmy list od jego córki z informacją, że cieszy się, że jej ojciec będzie upamiętniony w tym muzeum, bo to był bardzo dobry człowiek i wielu osobom w życiu pomógł
— powiedział.
Pojechałem do tej pani zgromadziwszy wszystkie dokumenty na temat jej ojca. Zobaczyłem tę pand 80 letnią kobietę. (…) Ona mówiła, jakim on był ojcem, o jego karierze. Gdy pytano się go co robi, odpowiadał, że to tajemnica. Jak zobaczyłem starszą panią, którą jakaś informacja może dobić, to powiedziałem w ten sposób, po tym jak opowiedziała mi o swoim ojcu: „Wie pani co, my mamy jednak inny obraz tego człowieka. Nie chcemy pani o tym mówić, to jest wszystko w kopercie przetłumaczone na język niemiecki. Gdyby pani chciała porozmawiać o tym, to chętnie jeszcze raz przyjedziemy lub połączymy się telefonicznie”. Nie było jednak już żadnej reakcji.
— dodał.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/379619-tylko-u-nas-fascynujaca-historia-rodziny-ulmow-dzisiaj-jest-tak-ze-oni-sa-symbolem-polakow-ratujacych-zydow