Felieton ukazał się w noworocznym wydaniu tygodnika „Sieci”.
Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy” – pisała Wisława Szymborska. Żyjący lata świetlne przed noblistką Kohelet miał na ten temat inne zdanie: „Jeśli jest coś, o czym by się rzekło: Patrz, to coś nowego – to już to było w czasach, które były przed nami”. Zaprowadziło go to do wniosku, że „to, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie, więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem”. Kto ma rację? Żeby rozstrzygnąć ten problem, przyjrzyjmy się dziejom naszej ojczyzny w XVIII w.
W epoce saskiej rządzili Polską władcy wychowani w kulturze niemieckiej. Historia nałożyła na ich barki brzemię, którego nie mieli ochoty dźwigać. „Polskość to nienormalność” – takie skojarzenie nasuwało im się z bolesną uporczywością, kiedy dotykali niechcianego tematu. August II Mocny postawił więc na polityczny piar, a August III wprowadził modę na powszechne grillowanie. A że do pieczeni najlepsze jest wino, większość interesów załatwiano przy kielichach. W rozpasanej Rzeczypospolitej rosły wpływy oligarchów, wzmagał się pacyfizm szlachty, kwitła korupcja, szerzyła się propaganda prusko-rosyjska, kurczył się potencjał militarny.
Jest faktem, że potomkowie Sarmatów zawsze cenili wiejski spokój, uroki rodzinnego życia i sielskie krajobrazy. Jednak dotąd na równi z tymi wartościami stawiali męstwo i miłość ojczyzny. Jako regularny zaciąg albo pospolite ruszenie tworzyli trzon zwycięskich armii spod Chocimia czy Wiednia. Dopiero w epoce saskiej całkowicie porzucili rycerskie tradycje, zaszyli się w swoich posiadłościach i wołami nie sposób ich było stamtąd wyciągnąć. Można powiedzieć, że postawili na rozwój Rzeczypospolitej samorządowej. Podczas lokalnych sejmików debatowali głównie nad własnymi potrzebami. Z tajemniczych względów byli przekonani, że Polsce nic nie zagraża, z wyjątkiem absolutyzmu władców. Twierdzili, że im będzie mniej wojska, tym będziemy bezpieczniejsi. Rezygnując z wojennych ambicji i nie stanowiąc zagrożenia dla ościennych mocarstw, zyskamy święty spokój. Zresztą najważniejsza i tak jest ciepła woda w studni. Następnie mieliśmy na tronie Stanisława Augusta Poniatowskiego, który wprawdzie nie pomieszkiwał w Budzie Ruskiej, ale posłusznie realizował ruskie instrukcje, za co – jak później ustaliła komisja lustracyjna Tadeusza Kościuszki – brał solidne pieniądze z carskiej ambasady. Prawdziwą szansą na odrodzenie państwa stała się konstytucja uchwalona 3 maja 1791 r. Niestety, wprowadzaniu reform ustrojowych towarzyszył wrzask totalnej opozycji. Nie umiejąc się pogodzić z utratą dotychczasowych przywilejów, targowiczanie krzyczeli, że odbiera się im wolność, a o interwencję prosili siły zagraniczne. Błagali, nalegali, aż się doczekali.
Scenariusze układane na podstawie historycznych analogii mają to do siebie, że mogą się sprawdzić do końca, ale – na szczęście! – nie muszą. Nie każdy fakt z epoki przedrozbiorowej pasuje do obecnych czasów. Tropy się plączą, wzorce osobowe mają nieostre granice. Bez wątpienia jednak istotą dzisiejszego podziału w polskim społeczeństwie pozostaje stosunek do własnego państwa. Ci, którzy czują się jedynie jego klientami, idą śladem targowiczan. Chcąc się bogacić w miłej atmosferze, domagają się, aby rządzący realizowali interesy mocarstw. Ci, którzy czują się współtwórcami Rzeczypospolitej, wiedzą, że bez suwerennej polityki zagranicznej państwo nie ma przyszłości.
U progu nowego roku życzę Państwu wszystkiego dobrego. I to w podwójnym znaczeniu. Czytelnikom tej rubryki składam serdeczne życzenia miłości, nadziei i pokoju ducha, natomiast państwu polskiemu – konsekwencji w przeprowadzaniu i obronie ustrojowych reform, które – wierzę w to głęboko – w najbliższych latach doprowadzą do uchwalenia konstytucji na miarę naszej historii. A poza tym uważam, że Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina musi zostać zburzo
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/376123-widmo-przyszlosci-juz-w-koncu-xviii-w-wprowadzaniu-reform-towarzyszyl-wrzask-totalnej-opozycji