Wielokrotnie już o tym pisałem, na poziomie zwykłych ludzi relacje polsko - ukraińskie są (żeby nie popadać w euforię) całkiem niezłe. Kłopot zaczyna się, gdy wkraczają w to instytucje. Niestety. Bo to na tym poziomie stosunki między państwami powinny być poukładane, a nie są. Jak bardzo źle jest, pisałem jakiś czas temu oburzając się na zakaz wydany polskim historykom na prace poszukiwawcze na Kresach i kolejny zakaz dla ukraińskich firm, które chciałyby z Polakami jednak współpracować.
CZYTAJ TAKŻE: Zakaz pracy dla polskich historyków na Wołyniu. Dr Popek: „Nie wolno nam szukać nawet poległych żołnierzy legionowych”
Wygląda na to, że jest kłopot na poziomie dyplomatycznym. To bardzo ogólna diagnoza, której nie zamierzam nawet pogłębiać, bo nie jestem gotów na sugerowanie żadnych rozwiązań. Niech to się dzieje w gabinetach MSZ-ów.
Zachęcam jednocześnie do wstrzemięźliwości w ocenie samych Ukraińców, których w Polsce jest coraz więcej. Niech wielka polityka nie zamaże tego, co można i trzeba budować między zwykłymi ludźmi. Przykładem niech będzie inicjatywa, która w tym roku obchodzi jubileusz. W te wakacje po raz dziesiąty na Kresy pojechał obóz organizowany przez Fundację Niepodległości i lubelską komendę OHP. Od czterech lat osobiście podpatruję ich pracę i relacje z Ukraińcami. Także to, jak nasi sąsiedzi ze wschodu przyjmują gości z Polski. Mam wrażenie, że w tym roku doświadczyłem czegoś szczególnie ważnego, że ta praca u podstaw zaczyna przynosić jakiś skutek.
Piszę o tym w tygodniku „Sieci”, w numerze, który w kioskach znajdą Państwo od jutra (od 4.09.2017). Zachęcam do lektury.
Praca grupy, coraz liczniejszej, polega na porządkowaniu polskich cmentarzy na Wołyniu czy Tarnopolszczyźnie. Co dzień inne miejsce, praca przez kilka godzin. Syzyfowa, bo w tym miejscu warto zaznaczyć, że tutaj słowo „cmentarz” bardzo mija się z wyobraźnią kogoś, kto nigdy tam nie był. Tu nie ma alejek i równo poustawianych nagrobków, wokół których trzeba tylko pozamiatać. Polskie cmentarze na Kresach o zazwyczaj zagajniki, albo wręcz lasy z połamanymi płytami nagrobnymi, poutrącanymi figurami i krzyżami. Tutaj nie pracuje się, przynajmniej na początku miotełką. W ruch idą kosy spalinowe i piły łańcuchowe. Nie da się uprzątnąć wszystkiego, ale nie o to chodzi. Chodzi o obecność, opowiada o tym Jacek Bury, komendant obozu w nagraniu dla wPolsce.pl.
Tegoroczna edycja obozu była największa, na Wschód pojechało prawie 150 osób. Warto obejrzeć poniższą galerię zdjęć, pokazuje ona zapał młodych, średnich i starszych ludzi, który często nie mają żadnych rodzinnych powiązań z Kresami. Dla nich ważna jest pamięć i Polsce i Polakach, którzy kiedyś żyli na tych ziemiach wraz z Ukraińcami.
Zdjęcia: M. Czutko
Aby nie przekłamać tej histori, należy wspomnieć, że wielu uczestników traktuje ten obóz jak wakacyjną przygodę. Bo to jest przygoda, dodatkowo podszyta szczytnym celem - zaniesieniem wspólczesnym Ukraińcom pamięci o Polakach, którzy tutaj mieszkali.
Codziennym elementem była odprawa, podczas której ustalaliśmy podział pracy i obowiazków na kolejny etap pracy.
Będę o was mówił i stawiał za wzór moim parafianom
— zachwycał się tą grupą grekokatolicki ks. Roman Huk z Kozłowa pod Tarnipolem. Popatrzmy na tych, którzy tak zaimponowali Ukraińcom. Nie każdemu mieściło się w głowie, że ktoś może na ochotnika, jako wolontariusz, bez zapłaty pracować tak ciężko tylko po to, by uprzątnąć zapomniany cmentarz.
zdjęcia: M. CzutkoTemat rzezi wołyńskiej, bezprecedensowego w skali Europy ludobójstwa jest tematem, który Polaków i Ukraińców dzieli. To oczywiste, że naszym sąsiadom trudno przyznać, że ich przodkowie byli w stanie po prostu zamordować swoich sąsiadów. Trudno to sobie wyobrazić, ale taka jest prawda historyczna. Czy mamy ją przemilczać, żeby jakoś nasze relacje sobie ocieplać? Zdecydowanie nie! Trzeba o tym rozmawiać, a odzew bywa zaskakujący. Mówię wciąż o poziomie międzyludzkim, politykę zostawiam politykom. W tym roku, we wsi Taurów zaproszono nas do cerkwi. Ukraińcy świętowali zakończenie akcji „Wakacje z Bogiem”. Najpierw było wspólne nabożeństwo, potem występy artystyczne tamtejszej młodzieży i dzieci, poczęstunek, a wreszcie wspólna dyskoteka pod gołym niebem. Gdy Jacek Bury mówił tam o tym, że dziękujemy za przyjęcie, że czujemy się jak sąsiedzi, którymi kiedyś Polacy tutaj byli, że czasem trzeba za coś przeprosić i czegoś pożałować, wiele osób ze zrozumieniem kiwało głowami. Jeszcze nie byli gotowi, by przyklasnąć jego słowom, ale niewypieranie prawdy to już bardzo wiele.
W wikipedii na temat Taurowa jest tylko lakoniczna notka:
Taurów – wieś na Ukrainie w rejonie kozowskim należącym do obwodu tarnopolskiego. Miejsce zbrodni nacjonalistów ukraińskich.
Właśnie tam doświadczyliśmy wspaniałej ludzkiej gościnności.
Zdjęcia: Przemysław JaśkiewiczTo jest sens pracy uczestników obozu ReGeneracja, budowanie relacji i zrozumienia na swoim poziomie, od dołu. Politycy i dyplomaci niech robią swoje „na górze”. Może kiedyś - daj Boże - spotkamy się z efektami swojej pracy gdzieś po środku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/355991-tak-nalezy-pracowac-na-rzecz-poprawy-stosunkow-polakow-z-ukraincami-galeria-zdjec