Warszawa, 17.05.2017 r.
Oświadczenie Reduty Dobrego Imienia na temat relacji polsko-ukraińskich z uwzględnieniem niepokojących tendencji w ukraińskiej polityce historycznej
Ukraińska polityka historyczna - stosunek Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej do zbrodni OUN-UPA na Polakach
Relacje polsko-ukraińskie na przestrzeni wieków kształtowały się dynamicznie, miały też swoje bardzo dramatyczne karty. Obecnie, w zasadzie po raz pierwszy w dziejach, istnieje szansa na ich kształtowanie jako relacji między dwoma suwerennymi, sąsiadującymi ze sobą państwami, które wiele łączy. Aby takie relacje, dobre i trwałe, mogły zaistnieć, potrzebne jest wyjaśnienie bolesnych kart z czasów II wojny światowej. Na przeszkodzie stoi niechęć strony ukraińskiej do skonfrontowania się z prawdą o Rzezi wołyńskiej.
W tym kontekście niepokoi wyraźna asymetria, którą można dostrzec we wzajemnych stosunkach. Jeśli chodzi o polską stronę, to można zaobserwować od lat nieustające i bezwarunkowe wsparcie polityczne, logistyczne, doradcze i finansowe dla Ukrainy - od chwili uzyskania przez nią niepodległości - z otwarciem granic na falę emigracji włącznie. Także na poziomie poszczególnych polskich obywateli czy też ich grup widać zainteresowanie i życzliwość, chęć pomocy. I tak na przykład wielu Polaków samorzutnie angażowało się w organizację pomocy podczas walk w Donbasie, zbierano medykamenty, odzież, żywność, pieniądze, wyruszały całe transporty z tymi darami. Wśród Polaków pochodzących z tamtych ziem nie ma roszczeń co do utraconej ojcowizny. Owszem, jest tęsknota, nostalgia, żal, poczucie krzywdy, ale nie ma tendencji rewizjonistycznych. Widać to w publikowanych wspomnieniach ludzi, którzy utracili najbliższych - mordowanych przez nacjonalistów ukraińskich w wyjątkowo okrutny sposób - i cały swój świat.
Tymczasem ze strony ukraińskiej mamy do czynienia z fałszowaniem historii, polityką historyczną gloryfikującą OUN-UPA, której emanacją jest uchwalenie ustawy sankcjonującej kary za krytykę obu formacji, a także brakiem zgody na upamiętnienie tych, których zamordowano. A są to formacje, które owszem, walczyły z Sowietami o samodzielną Ukrainę, ale jednocześnie były bezpośrednio odpowiedzialne za ludobójstwo na Polakach. Obserwujemy wzmożoną akcję niszczenia pomników, ataki na polskie placówki dyplomatyczne, manipulacje medialne, za których pomocą prowadzona jest nagonka na Polskę i Polaków, a każdy taki przypadek bez analizy tłumaczy się rosyjską prowokacją. Sprawcy pozostają anonimowi i nieuchwytni. Co więcej, każdemu, kto zadaje pytania o skalę odradzającego się nacjonalizmu ukraińskiego i realizm we wzajemnych relacjach polsko - ukraińskich knebluje się usta oskarżeniem o działalność agenturalną i przypięciem łatki przynależności do V kolumny Putina. Stajemy się w ten sposób zakładnikami szantażu emocjonalnego.
Rozumiemy potrzebę zjednoczenia obywateli kształtującego się państwa ukraińskiego wokół jakichś nośnych idei i bohaterów własnej przeszłości. Jednak bardzo niepokoi wybór bohaterów tej przeszłości, dokonywany przez współczesnych ukraińskich patriotów i popierany przez ukraińskie władze. Sądzimy, że Ukraińcy zasługują na innych bohaterów, nie splamionych wzywaniem do mordowania ani udziałem w ludobójstwie - i takich mają, choćby Semena Petlurę. Obok ukraińskich nacjonalistów z UPA, mordujących swych sąsiadów, byli też Ukraińcy, którzy tychże sąsiadów ratowali – i nierzadko sami ginęli z rąk własnych rodaków. Pamiętamy o tym i jesteśmy im wdzięczni.
Ze zła nie wynika nigdy dobro. Jedynie rozpoznając i odrzucając zło można zbudować coś dobrego. Jeśli Ukraińcy będą budowali własną tożsamość na fałszu, jeśli ich bohaterami będą mordercy – nigdy nie uda się im stworzyć silnego, suwerennego państwa, bezpiecznego domu dla nich samych.
Kwestię ukraińskiej polityki historycznej musimy rozpatrywać w kontekście szerszym, w kontekście obecnej sytuacji Polski i Ukrainy. Mając na względzie dążenie do jak najlepszych relacji obywatelska odpowiedzialność za Polskę nakazuje zadać następujące pytania:
— Czy relacje Polski z Ukrainą bez względu na okoliczności powinna determinować decyzja o pomocy dla walczącej Ukrainy, która wiąże siły rosyjskie z dala od polskich granic?
— Czy poparcie dla Ukrainy ma się odbywać bez względu na nacjonalizm ukraiński?
— Czy należy to robić ze świadomością, że ok. 2 mln Ukraińców znających jedynie przekaz o kulcie Bandery przebywa na terytorium Polski, że są oni coraz lepiej zorganizowani, a perspektywa napływu kolejnej fali emigracji jest, jak się wydaje, jedynie kwestią czasu?
Coraz bardziej napięta sytuacja wymaga zdecydowanej reakcji strony polskiej na fałszowanie historii przez czołowych urzędników i historyków Ukrainy. Można bez wahania powiedzieć, że efektem nieustającego dialogu w ramach polsko – ukraińskiego forum historyków jest jedynie uwiarygodnianie fałszywej i wrogiej Polsce polityki historycznej Ukrainy, bez reakcji ze strony ukraińskiej na postulaty strony polskiej. Mówiąc wprost – Ukraińcy nie chcą uznać win za zbrodnie popełnione na Polakach i relatywizują znaczenie wydarzeń z ukraińsko-polskiej przeszłości. Owszem, polityka II RP w stosunku do mniejszości nierzadko była błędna i oparta na fałszywych założeniach, choć warto pamiętać, że mimo wszystko Ukraińcy w Polsce mogli żyć i rozwijać się, czego nie można powiedzieć o części Ukrainy znajdującej się w Sowietach, gdzie podczas Wielkiego Głodu zginęło 3 mln Ukraińców. W żadnym razie niesprawiedliwe traktowanie Ukraińców przez polskie władze nie tłumaczy ani ukraińskiego terroryzmu skierowanego przeciw funkcjonariuszom państwa polskiego ani też późniejszego mordowania Polaków, które było realizacją planu „czystki etnicznej”.
To, co teraz się toczy, to nie jest dialog, lecz monolog i to obwarowany szantażem emocjonalnym, bo przecież Ukraina walczy z Rosją. Niestety – nie da się zbudować na takiej podstawie trwałych i przyjaznych relacji pomiędzy narodami, chociażby dlatego, że w Polsce przebywa ok. 2 mln Ukraińców, którzy wychowywani przez politykę historyczną swojego państwa mają zafałszowaną perspektywę historyczną, inną wizję przeszłości, czego konsekwencje są oczywiste – wrogość do Polaków. Co więcej, oficjalne osobistości państwa ukraińskiego aktywnie uczestniczą nie tylko w apologetyzowaniu zbrodniczych organizacji, ale wprost popierają fałszowanie historii przez ukraińskich badaczy, w dowolny sposób kompilujących dane źródłowe. Dobrym przykładem takiej działalności, która po prostu przygotowuje grunt pod rehabilitację zbrodniarzy jest artykuł Serhija Rabienki, polecany przez Wołodymyra Wiatrowycza, szefa ukraińskiego IPN i uczestnika wspomnianego forum dialogu polsko-ukraińskiego. Artykuł Serhija Rabienki, „rozprawiający się z mitem ludobójstwa na Wołyniu”, w pełni akceptowany przez Wiatrowycza, jest dobrym przykładem na manipulacje i przekłamania strony ukraińskiej, prowadzące do wybielania zbrodniarzy, zdjęcia z Ukraińców odpowiedzialności za ludobójstwo i – w konsekwencji – uspokojenia sumień. A bez rozliczenia i uznania win – w skali masowej – powtórzenie się zbrodni jest możliwe. Już teraz w województwach południowo-wschodnich obecnej Polski obywatele odczuwają niepokój. Lęk przed „powrotem rezunów” jest realny, zwłaszcza gdy na Ukrainie pojawiają się mapy z Przemyślem w granicach Ukrainy. Dlatego takie teksty jak omawiany artykuł nie mogą pozostać bez odpowiedzi. Zespół Reduty Dobrego Imienia i jej Dział Dokumentacji i Analiz dokonał krytycznej analizy tego tekstu (która jest aneksem do niniejszego Oświadczenia) wypunktowując wszystkie przekłamania i manipulacje, co pokazuje jak członkowie obecnych ukraińskich elit traktują historię. I trzeba pamiętać, że 2 mln Ukraińców w Polsce zna tylko ukraińską wersję historii, bez odpowiedzi ze strony polskiej, chociażby w postaci jakiegoś rodzaju programu w telewizji publicznej do nich skierowanego.
Atmosfera wzajemnych relacji gęstnieje, a eskalacja działań i pola konfliktu niebezpiecznie zbliżają się do polskiej granicy. Trzeba zatem reagować, zanim będzie za późno. Dlatego apelujemy o realizm i wzajemne poszanowanie na gruncie prawdy. Polska nie może być dłużej poddawana szantażowi emocjonalnemu. Politykę historyczną od propagandy oddziela cienka bariera, którą tworzą rzetelność zawodowa autora(ów) i wykonawcy(ów) konkretnych polityk historycznych oraz świadomość niebezpieczeństw, które zmaterializują się, jeśli zostaną złamane zasady rzetelności i uczciwości. Niebezpieczeństwa te to przede wszystkim relatywizacja prawdy, co gorsza - relatywizacja zachodząca na gruncie demokratycznych koncepcji organizacji społeczeństwa i zgodnie z obowiązującymi w nim zasadami. Warunkiem podstawowym polskiej polityki historycznej wobec Ukrainy powinno być uwypuklenie wspólnych i jednocześnie pozytywnych fragmentów historii. Polskie działania powinny brać pod uwagę rzeczywiste uwarunkowania zmieniającej się rzeczywistości w relacjach polsko-ukrainskich.
Zbyt długie zwlekanie z rozwiązaniem problemu tylko go rozjątrza. Ukraińcy muszą wreszcie zrozumieć, że budowa wzajemnych relacji nie jest i nie będzie możliwa na gruncie akceptacji dla fałszu.
Historia się nie powtarza – ale te same przyczyny wywołują takie same skutki.
REDUTA DOBREGO IMIENIA POLSKA LIGA PRZECIW ZNIESŁAWIENIOM
ANEKS DO OŚWIADCZENIA REDUTY DOBREGO IMIENIA NA TEMAT RELACJI POLSKO-UKRAIŃSKICH: ANALIZA ARTYKUŁU
AUTOR: SERHIJ RABIENKO (Сергій Рябенко)
Artykuł ukazał się w Ukraińskiej Prawdzie 4 lutego 2017 r. Tytuł: Що сталося в Парослі? Хто приніс смерть у польську колонію на Волині / Co się stało w Parośli? Kto przyniósł śmierć do polskiej kolonii na Wołyniu
Począwszy od 1990 r., kiedy to w Polsce została wydane przez ówczesną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce – Instytut Pamięci Narodowej - pierwsze niewielkie opracowanie przedstawiające chronologiczny rejestr zbrodni ukraińskich na Polakach na Wołyniu autorstwa Józefa Turowskiego i Władysława Siemaszki pt. Zbrodnie nacjonalistów ukraińskich dokonane na ludności polskiej na Wołyniu 1939-1945, trwa konflikt polskiej i ukraińskiej pamięci historycznej – po stronie ukraińskiej reprezentowany przez nacjonalistyczną diasporę ukraińską i, początkowo tylko na zachodniej Ukrainie, przez niezbyt liczną grupę inteligencji ukraińskiej o nacjonalistycznych poglądach. Po 2000 r., kiedy to ukazała się kilkanaście razy większa od ww. książeczki Turowskiego i Siemaszki praca Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945 Władysława i Ewy Siemaszków, dokumentująca zbrodnie nacjonalistów ukraińskich w ponad 1700 miejscowościach, konflikt ten wzmógł się, bowiem powstanie w 1991 r. państwa ukraińskiego i pozbycie się dominacji sowieckiej, umożliwiło ukraińskim środowiskom nacjonalistycznym nieskrępowaną wszechstronną aktywność uwieńczoną wprowadzeniem w 2015 r. państwowego kultu OUN i UPA. Nieprzerwanie od 1990 r. na Ukrainie prowadzone są prace i wydawane publikacje gloryfikujące OUN i UPA oraz wybielające te organizacje z piętna zbrodni na Polakach oraz zaprzeczające kwalifikacji tych zbrodni jako ludobójstwa. W ostatnich latach przewodnią rolę w tym odgrywa Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej.
Artykuł autorstwa współpracownika Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Serhija Riabenki Co się stało w Parośli? Kto przyniósł śmierć do polskiej kolonii na Wołyniu jest przykładem powszechnie uprawianego na Ukrainie negacjonizmu zbrodni ludobójstwa na Polakach i fałszowania świadczących o tym faktów.
Poprzedzająca właściwy tekst zapowiedź redakcyjna rozprawienia się z „jednym z podstawowych mitów ‘ludobójstwa na Wołyniu”, czyli polskimi twierdzeniami, że zbrodni dokonali ukraińscy nacjonaliści, a przede wszystkim tzw. banderowcy, jest postawioną przez autora tezą, którą usiłuje dowieść zestawiając odpowiednio dobrane źródła informacji.
Zbrodnia w kolonii Parośla (ściśle: kolonia Parośla I w gm. Antonówka, pow. sarneński, woj. wołyńskie), tj. podstępne wymordowanie od 155 do 180 Polaków (149 osób znanych z nazwiska) była pierwszą masową zbrodnią dokonaną 9 lutego 1943 r. przez nacjonalistów ukraińskich, jednak mordy pojedynczych osób i rodzin były dokonywane przez Ukraińców na Wołyniu od 1942 r. Zbrodnie poprzedzające wymordowanie Parośli nie były jakimiś przypadkowymi zdarzeniami kryminalnymi, bowiem odbywały się według tego samego schematu (powtórzonego później w Małopolsce Wschodniej). Zamiar wyniszczenia „lachów” był artykułowany przez Ukraińców co najmniej od lipca 1941 r., tj. od objęcia Kresów Wschodnich okupacją niemiecką, podczas której – w przeciwieństwie do okupacji sowieckiej – ruch nacjonalistyczny miał dobre warunki do rozwoju i działania (aż do momentu atakowania przez bojówki OUN i UPA w 1943 r. posterunków niemieckich, majątków administrowanych przez Niemców i przejeżdżających pojazdów oraz ekspedycji kontyngentowych). Zapowiedzi „rozprawy z lachami”, wypowiadane przez Ukraińców w różnym czasie przed przystąpieniem do totalnego mordowania Polaków, znajdują się w setkach świadectw ocalonych. Sprawcami Zbrodni Wołyńskiej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej była OUN Stepana Bandery i stworzona przez nią UPA (czyli tzw. banderowcy), co wynika nie tylko z przekazów świadków, ale również z dokumentów banderowskich, sowieckich i części dokumentów polskiego podziemia.
Wymordowanie kolonii Parośla było, jak ustalił prof. dr hab. Grzegorz Motyka, dziełem pierwszego wojskowego oddziału pod dowództwem Hryhorija Perechijniaka „Dowbeszki-Korobki”, zorganizowanego przez OUN Bandery na północnym Wołyniu, określanego później jako pierwsza sotnia UPA. Ta identyfikacja zbrodniarzy wynika z zestawienia następujących faktów: 1) 7 lutego albo z 7 na 8 lutego 1943 r. sotnia „Dowbeszki-Korobki” dokonała napadu na budynek policji (czy żandarmerii?) niemieckiej we Włodzimiercu (miasteczko i gmina w pow. sarneńskim), zabierając służących w niej Kozaków oraz broń i amunicję (informacje o tym zdarzeniu podają emigracyjne nacjonalistyczne opracowania ukraińskie); 2) 9 lutego 1943 r. miał miejsce mord w Parośli, odległej od Włodzimierca ok. 10 km, gdzie w jednym z domów oprócz domowników, Ukraińcy zamordowali także Kozaków z Włodzimierca, czego świadkiem byli „niedobici” w tym domu Witold Kołodyński wraz z siostrą Teresą; świadectwo Kołodyńskiego było opublikowane w Ludobójstwie… (ss. 1213-1219) oraz wielu innych publikacjach.
Świadkami zbrodni w Parośli byli także mieszkańcy okolicznych miejscowości przybyli na miejsce zbrodni i grzebiący zamordowanych (ich relacje były wykorzystane w pracy Ludobójstwo… do opracowania opisu zbrodni) oraz 12 pozostałych ocalonych, którzy przekazali swe przeżycia mieszkańcom okolicznych miejscowości. Połączenie obu faktów – napadu we Włodzimiercu z mordem w Parośli jako ciągu jednej akcji banderowców nie podlega wątpliwościom, bowiem nie ma śladów jakichkolwiek innych akcji w tym czasie i w tej okolicy, w których byliby porwani Kozacy, zaś zamordowanych Kozaków u Kołodyńskich widziało wielu dorosłych ludzi z sąsiednich miejscowości, nie tylko ocalone dzieci.
W Ludobójstwie… jako sprawców błędnie wskazano nacjonalistów ukraińskich z ugrupowania Maksyma Borowcia „Tarasa Bulby”, kierując się nie tylko określeniami napastników przez miejscowych Polaków jako „bulbowców”, ale przede wszystkim raportem Okręgu AK Wołyń kryptonim „Hreczka” skierowanym do Komendanta Głównego AK z sytuacji do dn. 20 kwietnia 1943, w którym zbrodniarze są nazwani bulbowcami. W tym czasie rozeznanie do jakiego ugrupowania należą ukraińskie bojówki było dla ludności polskiej trudne lub niemożliwe, bowiem Ukraińcy izolowali się i nie dopuszczali do wnikania w ich organizacyjne zależności. Bez względu na przynależność organizacyjną morderców, polska ludność nie miała żadnych wątpliwości, że sprawcami byli Ukraińcy, a fakt wymordowania Parośli „lotem błyskawicy” był przekazywany nawet w odległe miejsca Wołynia i był przynajmniej w najbliższej okolicy bodźcem do organizowania wart mających ostrzegać o niebezpieczeństwie i w niektórych większych miejscowościach do tworzenia samoobrony.
Dla gloryfikatorów OUN i UPA niewygodne jest, że pierwsza „antyniemiecka” akcja UPA była połączona z wielką zbrodnią na Polakach, tym bardziej że na bieżący rok przypada 75. rocznica powstania UPA (jest nawiązanie do tej rocznicy w artykule Riabenki), toteż omawiany artykuł powstał w ramach przygotowań rocznicowych (14 października). Celem tej publikacji jest zatem podważenie odpowiedzialności banderowców za pierwszy masowy mord na Wołyniu w Parośli.
Aby osiągnąć pożądany cel Riabenko zestawił i przeanalizował 4 publikacje wspomnieniowe dowódców sowieckiej partyzantki, w tym polskiego komunisty Józefa Sobiesiaka, wzmianki dwu ouenowców z otoczenia „Dowbeszki-Korobki”, dwie polskie relacje świadków (Witold Kołodyński i Zofia Grzesiakowa), 3 dokumenty polskiego podziemia AK, 4 meldunki i sprawozdania dowódców zgrupowań i oddziałów partyzantki sowieckiej działającej na Wołyniu i Polesiu, protokół przesłuchania członka oddziału UPA działającego m.in. w okolicach Włodzimierca oraz interpretacje ukraińskiego historyka Iwana Patrylaka zajmującego się od 2001 r. formacjami OUN i UPA. Najwięcej miejsca poświęcił Riabenko przedstawianiu opisu wydarzeń w Parośli przez Józefa Sobiesiaka, którego w Polsce po 1989 r. żaden z badaczy nie cytuje, nie traktując jego stwierdzeń (będących pasmem zmyśleń) jako wiarygodnego poważnego źródła informacji, lecz jako propagandową publicystykę. Jedyną wartą uwagi informacją podaną przez Sobiesiaka jest wskazanie na banderowców jako sprawców zbrodni. Jako przeciwwagę dla tego jedynego prawdziwego twierdzenia Sobiesiaka Riabenko przedstawia krótkie opisy i wzmianki o wymordowaniu Parośli przez dowódców sowieckiej partyzantki, podkreślając, że jeden z nich, Anton Brinski, w którego zgrupowaniu działał oddział Sobiesiaka, za morderców uważał bulbowców (pozostali ograniczyli się do ogólnej nazwy „nacjonaliści ukraińscy”). Sprzeczność w określaniu sprawców przez sowieckich dowódców lub nieprecyzyjne ich nazywanie, służy Riabence z jednej strony do sugerowania, że w tej sytuacji tożsamość sprawców jest niewiadoma, ale z drugiej strony, że z tych źródeł (Sobiesiak) pochodzi współcześnie wykorzystywane oskarżenie o zbrodnie banderowców. W podobny sposób Riabenko zajmuje się sprawozdaniami i meldunkami dowódców sowieckiej partyzantki, którzy na sprawców zbrodni typują bulbowców, a jeden z nich wymienia jako dowódcę rejonu Włodzimierzec syna popa Suporkewycza, na co nie ma potwierdzenia w innych źródłach.
Również w powoływanych przez Riabenkę dokumentach Polskiego Państwa Podziemnego sprawcami są bulbowcy bądź bandy ukraińskie, a więc informacje traktowane przez niego jako podstawa do stawiania znaku zapytania wobec sprawców wymordowania Parośli. Tendencyjnie pomija on czynnik niemożności prowadzenia wywiadu przez polskie podziemie w separujących się środowiskach ukraińskich z głęboką konspiracyjnością ukraińskiego podziemia. Kolejny zręczny zabieg podważania polskich twierdzeń zastosował Riabenko wobec dokumentu określonego przez niego jako wspomnienia kpt. Władysława Kochańskiego, który po rozbiciu przez UPA ośrodka samoobrony Huta Stepańska i zniszczeniu okolicznych osiedli polskich przebywał na terenie gminy Antonówka pomiędzy 19 a 29 lipca 1943 r., organizując tam oddział partyzancki, z którym wyruszył do powiatu kostopolskiego. W rzeczywistości był to odpis z odpisu listu kpt. Kochańskiego znajdujący się w zbiorach Instytutu Pamięci Narodowej, którego zacytowany fragment został przez Riabenkę nieco zniekształcony, a do tego najprawdopodobniej w odpisie z odpisu został opuszczony podczas przepisywania jakiś niewielki fragment mówiący o miejscowościach polskich potrzebujących obrony przed banderowcami, bowiem zestaw tych miejscowości przeczy ówczesnej sytuacji – wymordowana Parośla nie wymagała ochrony i prawdopodobnie została zamieszczona jako przykład ilustrujący poważne zagrożenie, zaś opuszczone zostały inne miejscowości. Otóż cytat artykułu z Riabenki jest następujący: „zasadniczym zadaniem po upadku Huty Stepańskiej było strzec życia ludności polskiej przed napadami watah banderowskich w Antonówce, w koloniach Wydymer i Parośla, w której ludność została eksterminowana w końcu stycznia 1943 roku przez banderowców, którzy podali się za radzieckich partyzantów […]”, gdy tymczasem fragment ten ma brzmienie: „Zasadniczym zadaniem po upadku Huty Stepańskiej, było zapewnienie życia ludności polskiej, poprzez obronę przed napadami banderowskich watah w skupiskach Antonówka, kol. Wydymer, Parośl kolonia, w której cała ludność została wymordowana z końcem stycznia 1943 r przez banderowców podszywających się pod radzieckich partyzantów (…). Riabenko wykorzystuje nieprecyzyjne lub zniekształcone sformułowanie Kochańskiego do podania sugestii, że to nie Parośla, w której zginęli Kozacy wraz z Polakami była mordowana przez banderowców, lecz druga kolonia o tej samej nazwie, Parośla II, w tej samej gminie Antonówka w lipcu 1943 r., zarzucając ocalonemu Witoldowi Kołodyńskiemu, że sprawców zbrodni w Parośli II „przerzucił” do Parośli I, w której w lutym 1943 r. została zamordowana jego rodzina. Tymczasem Parośla II nie była całkowicie wymordowana: w trakcie napadu 30 lipca 1943 r. kolonia została całkowicie spalona wraz z innymi okolicznymi polskimi osiedlami, a tego dnia zginęły na jej terenie zaledwie 2 osoby, bo ludność polska zdążyła uciec. Losy Polaków w Parośli II są opisane w Ludobójstwie… (s. 742-743), lecz Riabenko świadomie pomija tę pracę całkowicie, by nawet nie podpowiadać szczególnie dociekliwym czytelnikom niepożądanej lektury.
Najsilniej Riabenko pomniejsza znaczenie relacji Witolda Kołodyńskiego, a nawet ją podważa, uważając za wątpliwą, ponieważ: „doznał ciężkiego urazu głowy i stracił przytomność”, miał 12 lat, jego relacje (nie wiadomo dlaczego w liczbie mnogiej, gdy mowa o jednej relacji) „zostały spisane dopiero w 1991 roku, a więc prawie po 60 latach”. Kontynuując myśl o czasie, który minął od wydarzenia, orzeka: „Dlatego – nie wiadomo, na ile te wspomnienia odzwierciedlają to, co on widział, słyszał i wiedział bezpośrednio w czasie napadu na Paroślę oraz czy na te wspomnienia nie miały wpływu późniejsze wydarzenia konfliktu polsko-ukraińskiego i rozpowszechnionych w powojennej Polsce wyobrażeń o roli banderowców w tym konflikcie”. Suponuje więc dokładniej, skąd brały się wyobrażenia Kołodyńskiego o roli banderowców: „nie jest wykluczone, że właśnie wydane w Polsce w latach 50. i 60. wspomnienia Sobiesiaka i Werszyhory [sowieckich partyzantów, i co dziwne akurat wspomnienia Werszyhory, które w małym stopniu są zbliżone do relacji Kołodyńskiego] wpłynęły na ocenę wydarzeń w Parośli ze strony jedynego ocalałego świadka, tj. Kołodyńskiego”. Jako jedynego świadka Riabenko ma na myśli świadka bezpośredniego, o czym triumfalnie komunikuje, odpowiadając na zadane przez siebie pytanie „Co mają Polacy?”: „Jedynym bezpośrednim dowodem, na którym opiera się ta wersja [wymordowania Parośli przez sotnię „Dowbeszki-Korobki”] są relacje byłego mieszkańca Parośli Witolda Kołodyńskiego”. Ta relacja, ze względu na podany w niej fakt mordowania uprowadzonych z Włodzimierca Kozaków, co kojarzy się z napadem sotni „Dowbeszki-Korobki”, szczególnie psuje usiłowanie ukrycia pierwszej sotni UPA jako morderców Polaków. Wyczuwa się satysfakcję u Riabenki: cóż mają Polacy jako dowód zbrodni – tylko jednego ocalałego świadka, a to za mało; a więc zbrodnia niemal doskonała. Tymczasem oprócz Kołodyńskiego ocalało jeszcze 12 osób, z których niektórzy ciężko ranni później zmarli, ale zdążyli oni przekazać opisy zbrodni osobom, które nimi się zaopiekowały w sąsiednich polskich koloniach – zawarte w relacjach wykorzystanych w Ludobójstwie…, lecz Riabenko woli w to nie wnikać. Jeden z ocalonych w Parośli chłopców nie przekazał tak szczegółowej relacji jak Kołodyński, ale sporządził szczegółowy plan kolonii (w Ludobójstwie… na s. 740) z zaznaczonymi wymordowanymi rodzinami, włącznie z własną.
Przekaz innego ważnego polskiego świadka, Zofii Grzesiakowej (Między Horyniem a Słuczą, Warszawa 1992, ss. 298-302,304,306,309,310), Riabenko bagatelizuje, twierdząc, że nie wiadomo czy i z jakim podziemiem był związany znany jej młody Ukrainiec ze wsi Bielatycze (gm. Bielatycze, pow. sarneński), biorący udział wraz z innymi mieszkańcami tej wsi w napadzie na Paroślę. Tymczasem niemożliwe jest by Riabenko nie wiedział, że sowiecki wywiad ustalił nazwiska 33 Ukraińców z Bielatycz, należących do OUN niepodległościowców (czyli banderowców), a lista ta datowana 12 marca 1943 r., a więc prawie miesiąc po likwidacji Parośli, jest opublikowana w popularnej na Ukrainie pracy Iwana Biłasa, Represywno-karalna systema w Ukrajini 1917-1953, Kijiw „Lwów” – „Wijśko Ukrajiny” 1994, s. 377-378. Przynajmniej część ouenowców z tej listy mordowała Polaków w Parośli, co wynika z obserwacji Zofii Grzesiakowej i docierających do niej informacji od miejscowych Ukraińców.
W zamiarze podważenia wspomnienia Grzesiakowej Riabenko przytacza „bajkową” opinię historyka specjalizującego się w historii OUN-UPA Iwana Patrylaka, który uważa, że sotnia Perehijniaka nie podejmowałaby się po napadzie we Włodzimiercu palenia okolicznych polskich wsi, żeby nie ściągnąć na siebie pościgu niemieckiego, usunęła się na północny wschód pod Wysock, „obok którego Niemcy dogonili sotnię” 22 lutego 1943 r.! W rzeczywistości działania pierwszej sotni UPA przebiegały zupełnie inaczej: Parośla w lutym 1943 r. była jedyną wymordowaną polską kolonią w okolicy Włodzimierca, puste domy spalone zostały dopiero 30 lipca 1943 r. podczas likwidacji całego kompleksu polskich kolonii na północ od linii kolejowej Kowel-Sarny; innych kolonii tam nie wymordowano całkowicie i nie palono, a więc ciche unicestwienie Polaków bez jednego wystrzału przy pomocy siekier i bez palenia zabudowań nie groziło jakąkolwiek reakcją Niemców. Niemcy zresztą generalnie nie ścigali nacjonalistów ukraińskich za zbrodnie na Polakach. Wprost infantylne jest wyobrażenie, że po akcji we Włodzimiercu Niemcy od 7 do 22 lutego (tj. przez 15 dni) tropili sotnię aż dopadli ją pod Wysockiem (pow. stoliński, woj. poleskie) odległym od Parośli w prostej linii ok. 55 km. Przede wszystkim nie mieli wystarczającego powodu, by podejmować tak długotrwały wysiłek, bowiem w podstawowych opracowaniach o UPA (Petro Mirczuk, Ukrajinśka Powstanśka Armija 1942-1952. Dokumenty i materiały, Monachium 1953, Lwiw 1991, s. 33 – cytat z czasopisma Wisti z frontu УПА, nr 1 z 1943 р. oraz Ukrajinśka Powstanśka Armija. Bojowi diji UPA za 1943-1950 r., czastyna druga, Wydannia Zakordonnych Czastyn Orhanizaciji Ukrajinśkych Nacjonalistiw, bmw. 1960, s. 5) nie ma ani słowa o ataku na Niemców w Włodzimiercu, lecz na budynek, w którym kwaterowali Kozacy na służbie niemieckiej, pełniąc funkcje policjantów. Celem tego napadu było uwolnienie członka OUN „Dubrowy”, którego zatrzymali policjanci-Kozacy z Włodzimierca. Opisuje to Roman Petrenko współpracujący w ounowskim podziemiu z Perehijniakiem, członek terenowego kierownictwa OUN ( Litopys Ukrajinśkoji Powstanśkoji Armiji, t. 27, Roman Petrenko: Za Ukrajinu, za jiji wolju (spohady), Toronto 1997, s. 77-79). Postanowienie o odbiciu członka OUN zapadło na naradzie terenowego kierownictwa OUN (uczestniczył w niej Petrenko) z przywódcą Sarneńskiego Okręgu OUN Iwanem Łytwynczukiem „Dubowym”. Rezultatem napadu było uwolnienie „Dubrowy” oraz rozbrojenie i ujęcie Kozaków, zlikwidowanych dzień lub dwa później w Parośli. Faktycznie zatem pierwsza akcja pierwszej sotni UPA nie była walką z Niemcami, której mit tworzą współcześni historycy ukraińscy. Nie ma też nic wspólnego z prawdą wymyślone przez Patrylaka usunięcie się pod Wysock sotni Dowbeszki przed ścigającymi ją Niemcami. Według Petrenki na kolejnej naradzie członków OUN w rejonie Dąbrowicy (gm. Dąbrowica, pow. sarneński), na której był obecny, „Dubowyj” polecił z powodu wiadomej mu planowanej przez Niemców obławy na sowiecką i ukraińską partyzantkę głębokie zakonspirowanie się wszystkich ounowców, w związku z czym sotnia Perechijniaka przeszła na północ w lesisto-bagienne ostępy w okolicy Wysocka, gdzie jednak doszło do walki z Niemcami, w której zginął Perechijniak. Rejon ten był nasycony partyzantką sowiecką, przeciw której wyprawiali się Niemcy z Wysocka i natrafili na banderowców. Znamienne jest, że wspomnienia Petrenki, wysokiej rangi członka OUN, naruszające preparowaną przez ukraińskich historyków legendę pierwszej sotni UPA, zostały pominięte przez Patrylaka i Riabenkę. Podsumowując, Riabenko wykonuje typowo propagandową pracę, w której najpierw stawia tezę potrzebną do gloryfikacji UPA, a następnie z dobranych „pod tezę” materiałów wybiera odpowiednią kombinację informacji, które opatruje komentarzami i interpretacjami dopasowanymi do tezy. Nie łączy ze sobą powtarzających się i stycznych informacji, jeśli nie odpowiadają mu treściowo, natomiast chwyta się błędnych informacji w źródłach do podważania niewygodnych ustaleń, nie biorąc pod uwagę okoliczności ich zaistnienia. W rezultacie tych celowych zabiegów dochodzi do zatytułowanego „Co pozostaje” wniosku, że o mordzie w Parośli nic nie wiadomo: „Dostępne na dziś źródła nie pozwalają na jednoznaczną odpowiedź na pytanie, kto dokonał mordu mieszkańców Parośli. Wspomnienia jedynego bezpośredniego świadka i innych świadków dotyczące identyfikacji napastników są dość sprzeczne i niekonkretne. (…) Nie ma jasności ani co do dokładnej daty wydarzenia, ani co do sposobu mordu, ani nawet co do narodowościowego składu i liczby zabitych – według różnych danych jest to od 149 do 173 osób (od 17 do 21 rodzin). Wreszcie, żadne z istniejących źródeł nie zawiera danych wystarczających do tego, by w sposób udowodniony obwiniać o zabicie mieszkańców Parośli Hryhorija Perehijniaka lub jego sotnię”. Jakież to proste rozwiązanie problemu polskiej obecności na Wołyniu: wymordowanie całości społeczności jakiejś wsi i stwierdzenie – jeden ocalony to nie świadek.
Ten sposób „ustalania” faktów historycznych budzi obawy, że kolejnym etapem budowania nimbu UPA będzie stwierdzenie, że nikt w Parośli nie zginął, bowiem tylko jeden świadek coś napisał po lekturze komunistycznych lektur. W końcowej części artykułu Riabenko zarzuca Polakom, że nie negują walki AK o niepodległość, mimo że niektórzy członkowie tej podziemnej armii popełniali przestępstwa, natomiast traktują jako przestępczą OUN-UPA w całości, gdy tylko poszczególni członkowie tych formacji popełniali przestępstwa. Jest to kolejny przejaw negacjonizmu zbrodni ludobójstwa, bowiem przestępstwa pojedynczych członków czy grup polskiego podziemia były tylko przestępstwami wojennymi a nie zbrodniami ludobójstwa, które zorganizowały i przeprowadziły OUN z UPA, do czego Ukraińcy nie chcą się przyznać.
Artykuł Riabenki, rekomendowany przez szefa Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Wołodymyra Wiatrowycza, świadczy o przerażającej kondycji moralno-intelektualnej ukraińskich elit, jakby „dziedziczonej” od prawie 90 lat, bowiem założona w 1929 r. przez ukraińskich inteligentów OUN od początku istnienia zamierzała „oczyścić” z Polaków „Ukrainę dla Ukraińców”. Ukraińscy inteligenci najpierw zaplanowali ludobójstwo Polaków, potem je zorganizowali i przeprowadzili, a następnie przez kilkadziesiąt lat zacierają ślady, tworzą fałszywą historię i podejmują wszelkie wysiłki na polu naukowym i politycznym, by ograniczyć lub uniemożliwić publiczne wyświetlanie popełnionych przez nich zbrodni. Kłamstwo historyczne jest uprawiane przez „naukowców” ukraińskich bez jakichkolwiek oporów i wbrew faktom. Ilustruje to następujące zdarzenie: w październiku ub. r. podczas Forum polskich i ukraińskich historyków w Kijowie zaprezentowano kilkudziesięciostronicowy referat „Lipiec 1943 r. na Wołyniu” oparty na nieco ponad 900 dokumentach i publikacjach, wsparty koreferatem pracownika IPN Tomasza Berezy z wykorzystaniem kilkudziesięciu źródeł urzędowych powstałych w ciągu 10 lat od wydarzeń. Oba materiały zostały skwitowane przez Wiatrowycza następującą wypowiedzią dla mediów: „Polski historyk Tomasz Bereza rozpoczął swoje wystąpienie następująco: »Jak wiadomo, dokumentów dotyczących lipca 1943 roku prawie nie ma, dlatego [moje] wystąpienie będzie oparte w większości na relacjach«”. Relacje polskie o zbrodniach OUN-UPA są przez ukraińskich uczonych kwestionowane, natomiast relacje ukraińskich świadków oskarżające Polaków, zbierane 60-70 lat po wydarzeniach, są przez nich traktowane jako wiarygodne źródła. Przedstawione postawy i metody pracy ukraińskich historyków wskazują na beznadziejność dwudziestokilkuletnich wysiłków polskich naukowców naprowadzania historyków ukraińskich na drogę prawdy.
Analizowany artykuł jest klasycznym przykładem wielu propagandowych materiałów docierających do społeczeństwa ukraińskiego z wykorzystaniem wszelkich środków przekazu. Skutecznie tworzą one i rozwijają nie tylko kult OUN-UPA, ale nacjonalistyczne nastroje, które podsycają tlącą się wśród części Ukraińców niechęć do Polski i Polaków. Sugestywny sposób formułowania stwierdzeń przy pozornie naukowym analizowaniu źródeł jest dla przeciętnego czytelnika przekonujący. Ponadto nie tylko słowo pisane tworzy świadomość i opinię społeczną. Dodatkową rolę pełnią uroczystości i upamiętnienia UPA. I tak np. 7 lutego br., jak podał Telekanał Riwne 1 (http://rivne1.tv/Info/?id=78005) z okazji 74-lecia pierwszej „walki UPA” pod tablicą upamiętniającą akcję pierwszej sotni UPA zainstalowaną na elewacji włodzimierzeckiego muzeum krajoznawczego zgromadziła się władza i miejscowa społeczność.
Podsumowując – na przykładzie artykułu Serhija Rabienki, rekomendowanego przez Wołodymyra Wiatrowycza, wysokiego urzędnika państwa ukraińskiego, widać jak praktycznie realizowana jest wroga Polsce polityka historyczna państwa ukraińskiego, polityka budująca na niechęci do Polski i Polaków tożsamość obywateli tego państwa, których ok. 2 mln znalazło schronienie i pracę w Polsce. Musi to wzbudzać poważne zaniepokojenie.
DZIAŁ DOKUMENTACJI I ANALIZ REDUTY DOBREGO IMIENIA Warszawa, 17.05.2017 r.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/340308-budowa-wzajemnych-relacji-z-ukraincami-nie-bedzie-mozliwa-na-gruncie-akceptacji-dla-falszu