Dziś za jednego Niemca śmierć poniesie 50 Polaków
— tymi słowami przedstawiciel niemieckich władz Friedrich Ubelchor zwrócił się do mieszkańców podłódzkiego Zgierza, zgromadzonych 20 marca 1942 roku na Placu Stodół.
Kilka chwil później, w odwecie za śmierć dwóch gestapowców zastrzelonych przez polskiego żołnierza, Niemcy zamordowali stu niewinnych ludzi.
Mord na ludności cywilnej, nazwany później Zbrodnią Zgierską, to największa egzekucja publiczna ludności polskiej na terenach wcielonych do Rzeszy i - zdaniem historyków - krwawy przykład naznaczonej terrorem polityki nazistowskich Niemiec stosowanej wobec okupowanego narodu.
Egzekucja była następstwem wydarzenia, do którego doszło 6 marca 1942 roku w Zgierzu. Aresztowany przez Niemców żołnierz polskiego podziemia niepodległościowego Józef Mierzyński został przywieziony w asyście Gestapo do swojego przedwojennego mieszkania przy ul. Długiej, aby wskazać ukrytą w nim broń. W lokalu doszło do strzelaniny, w której zginęło dwóch gestapowców. Mierzyńskiemu udało się uciec.
Incydent pociągnął za sobą falę łapanek na mieście, trwających całą noc. Na szkolnym boisku zgromadzono ok. 600 osób, które rano poddano selekcji; zatrzymanych mężczyzn odwieziono do obozu w Radogoszczu, a kobiety - do więzienia w Łodzi. Wśród uwięzionych znalazła się także żona Mierzyńskiego, Joanna, którą aresztowano w Łodzi.
Jak podkreśla Sławomir Abramowicz z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi, Niemcy wybrali osoby do egzekucji w sposób przemyślany. Większość rekrutowała się spośród członków podziemia niepodległościowego, aresztowanych kilka miesięcy wcześniej i przebywających w łódzkich więzieniach. Dołączyli do nich nieliczni zatrzymani tuż po incydencie w Zgierzu - resztę potraktowano jako zakładników i przetrzymywano w obozie pracy w Radogoszczu.
Według Abramowicza, Niemcy zdawali sobie sprawę, że skazani przez nich ludzie nie mieli nic wspólnego ze śmiercią gestapowców - egzekucję od początku traktowano jako akt odwetowy, przy pełnej akceptacji Gestapo w Łodzi i władz w Berlinie.
Szczegóły kaźni starannie zaplanowano. Na miejsce egzekucji wyznaczono Plac Stodół w Zgierzu (obecnie nosi nazwę Placu Stu Straconych), pełniący wówczas rolę miejskiego wysypiska śmieci. Usypano na nim wał, na którym mieli stanąć skazani.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Dziś za jednego Niemca śmierć poniesie 50 Polaków
— tymi słowami przedstawiciel niemieckich władz Friedrich Ubelchor zwrócił się do mieszkańców podłódzkiego Zgierza, zgromadzonych 20 marca 1942 roku na Placu Stodół.
Kilka chwil później, w odwecie za śmierć dwóch gestapowców zastrzelonych przez polskiego żołnierza, Niemcy zamordowali stu niewinnych ludzi.
Mord na ludności cywilnej, nazwany później Zbrodnią Zgierską, to największa egzekucja publiczna ludności polskiej na terenach wcielonych do Rzeszy i - zdaniem historyków - krwawy przykład naznaczonej terrorem polityki nazistowskich Niemiec stosowanej wobec okupowanego narodu.
Egzekucja była następstwem wydarzenia, do którego doszło 6 marca 1942 roku w Zgierzu. Aresztowany przez Niemców żołnierz polskiego podziemia niepodległościowego Józef Mierzyński został przywieziony w asyście Gestapo do swojego przedwojennego mieszkania przy ul. Długiej, aby wskazać ukrytą w nim broń. W lokalu doszło do strzelaniny, w której zginęło dwóch gestapowców. Mierzyńskiemu udało się uciec.
Incydent pociągnął za sobą falę łapanek na mieście, trwających całą noc. Na szkolnym boisku zgromadzono ok. 600 osób, które rano poddano selekcji; zatrzymanych mężczyzn odwieziono do obozu w Radogoszczu, a kobiety - do więzienia w Łodzi. Wśród uwięzionych znalazła się także żona Mierzyńskiego, Joanna, którą aresztowano w Łodzi.
Jak podkreśla Sławomir Abramowicz z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi, Niemcy wybrali osoby do egzekucji w sposób przemyślany. Większość rekrutowała się spośród członków podziemia niepodległościowego, aresztowanych kilka miesięcy wcześniej i przebywających w łódzkich więzieniach. Dołączyli do nich nieliczni zatrzymani tuż po incydencie w Zgierzu - resztę potraktowano jako zakładników i przetrzymywano w obozie pracy w Radogoszczu.
Według Abramowicza, Niemcy zdawali sobie sprawę, że skazani przez nich ludzie nie mieli nic wspólnego ze śmiercią gestapowców - egzekucję od początku traktowano jako akt odwetowy, przy pełnej akceptacji Gestapo w Łodzi i władz w Berlinie.
Szczegóły kaźni starannie zaplanowano. Na miejsce egzekucji wyznaczono Plac Stodół w Zgierzu (obecnie nosi nazwę Placu Stu Straconych), pełniący wówczas rolę miejskiego wysypiska śmieci. Usypano na nim wał, na którym mieli stanąć skazani.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/332174-75-rocznica-zbrodni-zgierskiej-dzis-za-jednego-niemca-smierc-poniesie-50-polakow