W sobotę 14 stycznia w południe w wadowickiej Bazylice pod wezwaniem Ofiarowania NMP odprawiona zostanie msza święta za porucznika Mieczysława Wadolnego „Granita” „Mściciela” i jego żołnierzy. Po mszy św. zostaną złożone kwiaty i zapalone znicze przed budynkiem Komendy Powiatowej Policji oraz pod krzyżem na wadowickim Cmentarzu Parafialnym. Oprócz parlamentarzystów Ziemi Wadowickiej oraz przedstawicieli władz samorządowych powiatu i Sejmiku w uroczystości uczestniczyć będą przedstawiciele Instytutu Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu oraz Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych.
Siedemdziesiąt lat temu…
Dokładnie przed 70. laty o świcie 14 stycznia 1947 r. pluton sztabowy Grupy Operacyjnej „Burza”, którą dowodził por. Wądolny, wraz z dowódcą, okrążony został na skraju rodzinnej wsi por. „Mściciela” - Łękawicy przez ośmiokrotnie silniejsze zgrupowanie funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa i żołnierzy Wojsk Wewnętrznych (Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego). Po krótkiej i nierównej walce por. „Mściciel” rozerwał się granatem, aby nie dostać się w ręce bezpieki. Tak zginął dowódca najsilniejszego zgrupowania partyzanckiego Żołnierzy Niezłomnych pomiędzy Krakowem a Bielskiem. Grupa Operacyjna „Burza” powstała jesienią 1945 r. jako oddział partyzancki Narodowego Zjednoczenia Wojskowego a po rozbiciu tej organizacji i z mianie podporządkowania konspiracyjnego stanowiła największy oddział działającego na zachód od Krakowa batalionu Armii Polskiej w Kraju, dowodzonego przez kapitana Stefana Sordyla „Nieborę” „Zyndrama” a później kapitana Feliksa Kwarciaka „Siwego” „Staszka”.
Porucznik Mieczysław Wądolny pochodził z podwadowickiej Łękawicy. Przed wojną kształcił się w zawodzie malarza - konserwatora polichromii kościelnych. W czasie okupacji hitlerowskiej był żołnierzem Batalionów Chłopskich - oddziału Ludowej Straży Bezpieczeństwa „Groń” pod dowództwem Zygmunta Pieczary „Drania”. Ukończył kurs podchorążych piechoty i szkolenie samochodowo motocyklowe. Wojnę zakończył w stopniu plutonowego podchorążego, odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi z Mieczami. Po ujawnieniu żołnierzy BCh zweryfikowany został w stopniu podporucznika piechoty. Wraz z grupą swoich kolegów na polecenie podziemnych władz Delegatury Rządu RP i konspiracyjnego kierownictwa ruchu ludowego wstąpił do tworzonej przez komunistów Milicji Obywatelskiej, aby rozpoznawać działania tej formacji i uniemożliwiać jej akcje przeciwko polskiemu społeczeństwu. W powiecie wadowickim w pierwszych miesiącach po wkroczeniu Armii Czerwonej z BCh wywodziło się prawie 40 procent milicjantów.
Jako przeszkolony i bardzo dobry kierowca, Wądolny został łącznikiem motocyklowym Powiatowej Komendy MO z Powiatowym Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego, co umożliwiło mu jeszcze sprawniejsze rozpoznawania antypolskich działań struktur komunistycznej bezpieki w terenie. Równocześnie od jesieni 1945 r. kierował działaniami grup partyzanckich NZW na wschodnim brzegu rzeki Skawy. Skuteczną działalność wywiadowczą prowadził przez rok, do lutego 1946 r., kiedy został rozpracowany przez funkcjonariuszy PUBP i kierującego nimi sowieckiego doradcę. Aresztowany, zbiegł z budynku PUBP dzięki pomocy kolegów z podziemia, wyskakując w nocy przez okno. Po ucieczce objął dowodzenie największą grupą partyzancką na Ziemi Wadowickiej, oddziałem „Burza” któremu podporządkowano większość oddziałów partyzantki niepodległościowej pomiędzy Kalwarią Zebrzydowską, Zawoją, Makowem Podhalańskim, Zatorem i Andrychowem.
Grupa Operacyjna „Burza” rozbita została częściowo po obławie bezpieki w noc sylwestrową 1946 roku w Łękawicy. Tragedii oddziału dopełniła kolejna obława w dwa tygodnie później, podczas której poległ sam por. Wądolny. Według niektórych relacji jeszcze przed śmiercią miał być awansowany do stopnia kapitana, o czym rozkaz ogłoszono w wigilię Bożego Narodzenia 1946 r. w Kleczy podczas inspekcji oddziału dokonanej przez dowódcę APwK pułkownika Aleksandra Dellmanna „Urbana” „Stasiaka”. Pewnym jest, że już w jesieni 1946 r. polskie władze wojskowe zatwierdziły nadane mu m.in. za walki w Gilowicach i na górze Chełm, Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari oraz Krzyż Walecznych. Po zakończonej walce w Łękawicy ciało Mieczysława Wądolnego przewieziono do Wadowic i złożono na dziedzińcu PUBP, gdzie oglądali je funkcjonariusze bezpieki i aktywiści PPR, a także widzieli więźniowie aresztu, wykonujący prace porządkowe w urzędzie. Ostatnia wzmianka o zwłokach M. Wądolnego znajduje się w aktach przechowywanych obecnie w krakowskim IPN. Ówczesny szef krakowskiego Wojewódzkiego UBP mjr Olkowski informował w niej Wojskowego Prokuratora Rejonowego w Krakowie, że: „zwłoki Wądolnego pochował PUBP w Wadowicach”.
W roku 1977 lub 1978, podczas budowy garaży dla ówczesnej Komendy Miejskiej MO w Wadowicach (mieszczącej się w budynku dawnego PUBP) miasto zelektryzowała informacja o wykopaniu ludzkich kości, bardzo szybko wyciszona przez organy MO i SB szeroko kolportowaną plotką, iż były to kości zwierzęce. Jednak robotnicy wykonujący te prace twierdzili jednoznacznie, że były to kości ludzkie. Według innej wersji, ciało bohatera Ziemi Wadowickiej może spoczywać na Cmentarzu Parafialnym, pochowane tam bezimiennie przez funkcjonariuszy UB.
Bezpieka chciała zabić prawdę
Po rozbiciu i zdziesiątkowaniu przez bezpiekę oddziałów i struktur polskiej konspiracji, komunistom wydawało się, że jednoznacznie wygrali batalię o władanie Polską. Z upływem czasu zdali sobie jednak sprawę, że w szerokich warstwach polskiego społeczeństwa przetrwała pamięć ostatnich polskich bohaterów - Żołnierzy Niezłomnych, którzy walczyli jak długo mogli o wolną Polskę. Dlatego w latach sześćdziesiątych władza ludowa postanowiła dokonać jeszcze jednej zbrodni – na prawdzie i pamięci. Korzystając z warunków państwa totalitarnego i rygorów cenzury publikowano fałszywe relacje i książki, dowolnie manipulując faktami i dokumentami. Przypisywano podziemiu i Żołnierzom Niezłomnym nigdy nie popełnione zbrodnie, zafałszowywano okoliczności i przyczyny rzeczywiście wykonanych wyroków. W efekcie tych manipulacji dawni agenci gestapo, zwykli kryminaliści, szmalcownicy a także oczywiście wieloletni agenci sowieckiego wywiadu w Polsce urastali na bohaterów „mitu założycielskiego” Polski Ludowej, którzy oddali życie dla świetlanej przyszłości. Epopeję Żołnierzy Niezłomnych całkowicie zafałszowano i wyklęto, a ich samych dlatego właśnie z czasem zaczęto nazywać Wyklętymi. W ten sposób tworzono „nową historię”. Wszystko po to, aby społeczeństwu trwale zohydzić takie nazwy jak Armia Krajowa, Narodowa Organizacja Wojskowa, Narodowe Siły Zbrojne, Narodowe Zjednoczenie Wojskowe, Bataliony Chłopskie, Stronnictwo Narodowe czy Polskie Stronnictwo Ludowe, kojarzące się z pluralizmem politycznym oraz demokratyczną, wolną i suwerenną Rzeczpospolitą. Bo to właśnie w tych tradycji wyrośli Niezłomni – Żołnierze Wyklęci i tych tradycji bronili, wykazując fałsz i zakłamanie systemu komunistycznego i nie chcą zgodzić się na zniewolenie Polski.
Ale to właśnie owi Wyklęci – Niezłomni w pierwszym okresie po zakończeniu wojny światowej skuteczni zaprowadzali ład i spokój na Ziemi Wadowickiej. Rozsądzali lokalne spory, niszczyli bimbrownictwo, ścigali bandytów napadających na spokojnych mieszkańców, ba… pilnowali przedstawicieli władz – nawet bezpieczeństwa, milicji czy wojska, aby nie nadużywali prawa wobec obywateli. Toteż cieszyli się wielkim szacunkiem wśród społeczeństwa powiatu. Z zachowanych materiałów archiwalnych wynika niezbicie, że nie można żołnierzom podziemia na naszym terenie postawić zarzutów natury kryminalnej. Dyscyplina w większości oddziałów, a zwłaszcza w zgrupowaniu M. Wądolnego, była tak ostra, że jakiekolwiek czyny natury kryminalnej spotykały się z natychmiastową i z reguły surową karą. Komuniści bali się ich nawet po śmierci – bali się, że ludzie przyjdą oddać im hołd. Dlatego elementem bezpieczniackiej „nowej historii” było także bezczeszczenie zwłok poległych i pomordowanych żołnierzy podziemia. To właśnie dlatego chowano ich bezimiennie i w nieoznaczonych miejscach. I dlatego podejrzenie o pochowaniu ciała Mieczysława Wądolnego pod dziedzińcem dawnego PUBP, a obecnej KPP jest bardzo prawdopodobne, tym bardziej, że w wielu obiektach byłych siedzib bezpieki w Polsce właśnie pod dziedzińcami czy garażami znajdowane są w ostatnich latach ludzkie szczątki. W mniemaniu ówczesnych gospodarzy tych obiektów takie miejsca były najlepiej zabezpieczone przed okiem postronnych i pamięcią narodu. Może kiedyś uda się te informacje zweryfikować i odnaleźć miejsce jego wiecznego spoczynku?
A chociaż nie znamy miejsca pochowania jednego z największych bohaterów naszego regionu, oddajmy mu hołd. Spotkajmy się w sobotę w południe w wadowickiej bazylice. Każda śmierć zasługuje na szacunek, a tym bardziej śmierć w walce o wolną Polskę. Przed 70. laty zginęła jedna z ostatnich iskierek nadziei mieszkańców Ziemi Wadowickiej na życie w niepodległej Ojczyźnie. Przez wiele lat komunistycznej okupacji zakazywano nam pamiętać o Żołnierzu Niezłomnym Mieczysławie Wądolnym. W wolnej Polsce warto o tę pamięć zadbać. Bo jak pisał Mistrz z Czarnolasu, Jan Kochanowski „jeśli komu droga otwarta do nieba. Tym co służą Ojczyźnie”.
Autor: Michał Siwiec-Cielebon
Dziennikarz, historyk, działacz opozycji antykomunistycznej, wyróżniony nagrodą IPN „Świadek Historii”, wnuk z-cy dowódcy 12. Pułku Piechoty Ziemi Wadowickiej majora Michała Siwca, asystent posła na Sejm RP dra hab. prof. UP Kraków Józefa Brynkusa, kustosz Muzeum Tradycji Niepodległościowej Ziemi Wadowickiej im. 12 PP.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/323168-o-pamiec-i-prawde-70-lat-temu-polegl-bohater-ziemi-wadowickiej-porkpt-mieczyslaw-wadolny-granit-msciciel