Dziennikarze Gazety Wyborczej chcieliby, aby na ekspozycji była mowa o wszystkich negatywnych zachowaniach Polaków wobec Żydów jakie miały miejsce na Podkarpaciu. A w Muzeum z powodu skromności miejsca nie ma nawet opisanych szerzej wszystkich przypadków ratowania Żydów przez Polaków
— mówi dr Mateusz Szpytma, wiceprezes IPN, współtwórca Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej.
wPolityce.pl: W Gazecie Wyborczej ukazał się artykuł Jana Grabowskiego i Dariusza Libionki, w którym twierdzą, że Muzeum Ulmów jest „częścią ambitnego, lecz opartego na półprawdach i niedomówieniach projektu, którego celem jest oswojenie Holokaustu dla polskiej pamięci”. Główne zarzuty mówią o tym, że w ekspozycji brak jest informacji o mordowaniu Żydów przez Polaków. Jak Pan odbiera ten zarzut?
Dr Mateusz Szpytma, wiceprezes IPN, współtwórca muzeum: Obaj autorzy znani są z tego, że starają się szukać w przeszłości negatywnych zachowań Polaków wobec Żydów. Od wielu lat nie kryją swojego negatywnego stanowiska wobec działań m.in. IPN mających na celu przywrócenie pamięci o Polakach ratujących Żydów. Szczególnie Jan Grabowski od dłuższego czasu stara się zdyskredytować działania mające na celu pokazanie w Polsce, Europie i świecie historii rodziny Ulmów i innych osób pomagającym Żydom w tej miejscowości. Zresztą obok Jana Tomasza Grossa jest osobą najczęściej przywoływaną w artykułach niemieckiej, amerykańskiej i izraelskiej prasy, w których obarcza się Polaków o udział w Holokauście i mordowaniu Żydów.
Na czym polegają jego zarzuty?
W listopadzie 2014 r. podczas międzynarodowej konferencji naukowej „Wokół pomocy dla Żydów w okupowanej Europie” zorganizowanej w Warszawie przez Centrum Badań nad Zagładą Żydów, Instytut Filozofii i Socjologii PAN, Instytut Pamięci Narodowej oraz Żydowski Instytut Historyczny stwierdził m.in. że mieszkańcy Markowej po zbrodni na rodzinie Ulmów ze strachu wymordowali wszystkich ukrywających się Żydów. Nie przewidział jednak wówczas, że będę na sali i że skontruję jego wypowiedzi. Nieważne było dla niego to, że są inne wiarygodne dokumenty i znane mu książki, które mówią, że do końca tej okupacji w chłopskich domach w Markowej przeżyło 21 Żydów, a niektórzy z nich jeszcze w 2014 r. żyli (Abraham Izaak Segal z Hajfy jest w stałym kontakcie z ratującą go rodziną i mówi o tym szeroko w prasie). Dla autora tekstu w Wyborczej istotne było to, że w archiwum Yad Vashem znalazł żydowską relację, która mówi o mordowaniu Żydów po zbrodni na Ulmach. To że pochodzi od Yehudy Ehrlicha osoby, która nie mieszkała w Markowej (była ukrywana przez Polaków w sąsiedniej Sieteszy) i nie widziała tego na własne oczy oraz to, że nie ma żadnych wiarygodnych danych o takich mordach w Markowej jest już dla niego mało istotne.
Czy te oskarżenia powtórzył w Gazecie Wyborczej?
Teraz tylko cytuje ten dokument, ale sprytnie dodaje, że „że nie wymaga on komentarza”, co stwarza jednoznaczne wrażenie, że się z tym zgadza, ale zawsze może się w przyszłości bronić, że to nie są jego słowa. Największy obecnie zarzut dotyczy tego, że w ekspozycji muzealnej brak jest informacji o tym jak Polacy w Markowej oraz w innych miejscowościach podczas wojny „wyłapywali i okrutnie mordowali Żydów”. W rzeczywistości historia jest o wiele bardziej skomplikowana niż wydaje się autorom tekstu. Zbadałem ten temat bardzo dogłębnie, publikując w 2014 r. artykuł w Zeszytach Historycznych WiN pt. „Zbrodnie na ludności żydowskiej w Markowej w 1942 roku w kontekście postępowań karnych z lat 1949-1954”. W 2015 r. obszerną rozmowę na ten temat przeprowadziła ze mną PAP, napisałem także o tym w drugim wydaniu książki „Sprawiedliwi i ich świat. Markowa w fotografii Józefa Ulmy”. W artykule „Gazety Wyborczej” o tych akurat publikacjach naukowych nie ma żadnej wzmianki; czytelnik może odnieść wrażenie, że to oni są pierwszymi odkrywcami trudnych historii z Markowej, i że mówią na ten temat prawdę. Na marginesie dodam, że autorzy mieszają zresztą wydarzenia w różnych miejscowościach, piszą np., że kogoś zamordowano w Markowej, a w rzeczywistości miało to miejsce w innej wiosce do której wezwano Niemców. Nie ma też tym obszernym artykule miejsca by opisać to jak Niemcy zmuszali do poszukiwań nie tylko Żydów, ale i polskich partyzantów. Za odmowę udziału w takich poszukiwaniach groziła śmierć (oczywiście każdy indywidualnie odpowiada za to jak ten rozkaz realizował - odkryto 25 z co najmniej 54 ukrywanych i przekazano ich Niemcom). Śmiercią byli zagrożeni również wszyscy Ci, którzy pomagali Żydom. Powtórzę, że w Markowej mimo tego terroru przeżyło 21 Żydów, czyli niemal 20 proc. z grona ok. 120, którzy żyli w tej miejscowości przed wojną. Pozostali zginęli z rąk Niemców w Markowej, Pełkiniach oraz w obozie zagłady w Bełżcu.
Czy są na ekspozycji wyniki Pana badań na ten temat?
Znajduje się na niej kopia wyroku wobec mieszkańców Markowej, którzy na rozkaz Niemców poszukiwali Żydów (wszyscy zostali uniewinnieni, ale jego treść jest taka, że pokazuje jak takie „poszukiwania” wyglądały). Mówimy również bardzo wiele o strachu, który zapanował po mordzie na Ulmach oraz ukrywanych przez nich Żydach i zamiarze wyrzucenia Żydów przez ich dobroczyńców (ostatecznie tak się nie stało). Są również pokazane donosy Polaków z innych miejscowości na Żydów. Autorzy artykułu twierdzą, że to zbyt mało. Wygląda na to, że chcieliby, aby na ekspozycji była mowa o wszystkich negatywnych zachowaniach Polaków wobec Żydów jakie miały miejsce na Podkarpaciu. A w Muzeum z powodu skromności miejsca nie ma nawet opisanych szerzej wszystkich przypadków ratowania Żydów przez Polaków.
not. WUj
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/318823-tylko-u-nas-ipn-odpowiada-gw-po-ataku-na-muzeum-ulmow-historia-jest-o-wiele-bardziej-skomplikowana-niz-wydaje-sie-autorom-tekstu