Tak, „Nowe średniowiecze”, to dzieło wieszcza, mesjanisty niemal – on nie przewiduje, nie twierdzi, że wiele wskazuje na to, że pewne zdarzenia będą miały miejsce… On po prostu wie, „widzi” przyszłość i opisuje, jaka będzie. Dokonają się w niej, w tym „nowym średniowieczu”, narodziny religijnej epoki, w której ujawni się to wszystko, co znajdowało się niejako pod ziemią i w podświadomości historii nowożytnej. W głębi wszystkich sfer twórczości zbudzi się wola wyboru, opcji religijnej. Ani jedna ze sfer kultury i życia społecznego nie pozostanie religijnie obojętna, całkowicie laicka, zsekularyzowana.
Czy oznacza to powrót do ery konstantyńskiej, do dawnej teokracji, podporządkowania religii wszystkich sfer życia? Bierdiajew, rzecznik „nowego średniowiecza”, szuka „nie uniezależnienia od religii, ale wolności w religii”. Widzi zatem wyraźnie pozytywne skutki sekularyzacji (odróżniajmy ją od chorego sekularyzmu, zepsutego owocu sekularyzacji): „filozofia nie zamierza stać się służką teologii, a społeczeństwo nie chce podporządkować się kościelnej hierarchii. Ale w głębi świadomości, w głębi życia społecznego budzi się wola religijna. Możliwe są tylko wewnętrzne i swobodnie ukształtowane religijne formy poznania i formy społeczeństwa […] Powrót do dawnej teokracji, do dawnego heteronomicznego stosunku między Kościołem a wszystkimi dziedzinami życia i twórczości - jest już niemożliwy”.
Tylko nowe średniowiecze jest możliwe”, „przejście jest możliwe tylko do nowego średniowiecza, nigdy do starego
— z pasją woła rosyjski historiozof. Oznacza to, że „nowe średniowiecze” ma być wolne od negatywnych aspektów pierwszego, a przy tym bogatsze o pozytywne zdobycze nowożytności. „Nie chcemy zapominać ani o Leonardo de Vinci, ani o Michale Aniele, ani o Szekspirze, ani o Goethem, ani o tylu innych wielkich zwiastunach wolności ludzkiej”. W „nowym średniowieczu” – streszcza następną myśl Bierdiajewa Jacek Bartyzel - ożyją surowe, wspólnotowe formy życia, przywrócone zostanie pierwszeństwo sił duchowych nad materialnymi, a jednocześnie zachowane zostaną autentyczne zdobycze kulturowe nowożytności, będącej – mimo zagubienia pierwiastków transcendentalnych – znaczącym spotęgowaniem ludzkiej wolności i twórczości. Odpadną natomiast od drzewa życia wszystkie zepsute owoce sekularyzacji: racjonalizm, ateizm, materializm, formalizm prawny, bezbożny liberalizm, demokracja bez fundamentów duchowych i satanokratyczny socjalizm. Nie będzie ani państwowego laicyzmu (państwo musi mieć pewne uzasadnienie religijne, bowiem w przeciwnym razie grozi mu bądź samowola władzy, bądź rozkład porządku społecznego), ani sakralizacji polityki (z racji na doczesną, światową naturę państwa). Państwo w ścisłym sensie („Królestwo cesarza”) nie jest ani civitas diaboli ani civitas Dei; ani nie może być zatem w ścisłym sensie państwem chrześcijańskim, ani nie powinno być potępiane. Dlatego Kościół i państwo nie mogą zostać ani ostatecznie zjednoczone, ani ostatecznie oddzielone, mają współdziałać i współszanować się dla wspólnego dobra.
Wieszcząc nadejście „nowego średniowiecza”, Bierdiajew pointował: „dziś nareszcie zaczynamy rozumieć, że wszystko, co najlepsze i najpiękniejsze znajduje się nie w przyszłości, ale w wieczności”.
Niestety, nie zaczynamy…
Bierdiajew nie przewidział postmoderny, czyli że nadejdą czasy, w których bezsens uzna się za normalny stan życia. Że syci ludzie zachodu powoli zadowolą się koktajlem estetyczno-duchowym. Że będą wybierać papkę, złożoną z niezliczonej ilości obrazów, obrazków, reportaży i komiksów, reprodukujących rzeczywistość, zamiast rzeczywistości, życia, spotkania. Że z jednej strony zatęsknią za wsią, za bliskością natury, a z drugiej całą ufność złożą w pigułce, w maszynie, w internecie, w wysoko stechnicyzowanej komórce, będącej przedłużeniem pamięci, zmysłów. Że niebywale łatwa stanie się komunikacja, przekaz i dzielenie się myślami, wiadomościami i obrazami, a zarazem obłędne ich plątanie i mieszanie z błotem inaczej myślących. Nawet sześćdziesiąt lat później nie znikły z powierzchni ziemi i nie potrafiły się odnowić – a tego właśnie chciał Bierdiajew - parlamenty „wraz ze swym fikcyjnym i wampirycznym życiem narośli na ciele narodu, niezdolne do pełnienia żadnej funkcji organicznej”. Banki i media (Bierdiajew pisał: „giełda i gazety” i również zapowiadał ich ograniczenie) w spotęgowany sposób wpływają na nasze losy indywidualne i losy całych narodów. U Fromma, Capry, Postmana i Eco powrócą „bierdiajewowskie” postulaty: odejścia od szalonej urbanizacji, zbliżenia do natury, docenienia życia na wsi, powrotu do form drobnej wytwórczości, zmniejszenie roli instytucji pośredniczących. Ale w zupełnie innym celu, celach.
„Nowe średniowiecze” Umberta Eco
Jeden z obszernych szkiców, zamieszczonych przez Umberto Eco w jego „Semiologii życia codziennego”, zbiorze tekstów z lat siedemdziesiątych XX wieku, jest zatytułowany dokładnie tak samo jak dzieło Bierdiajewa – „Nowe średniowiecze”. Ani razu jednak Eco nie odzywa się w tym szkicu do rosyjskiego historiozofa, nie nawiązuje do niego, nie przywołuje go. Pod tym „skradzionym szyldem” zamieszcza natomiast refleksję nad tezami książki Roberto Vacciego „Średniowiecze puka do naszych drzwi” (Il medioevo prossimo venturo, 1971). Vacci, elektronik, matematyk i futurysta, wymyślił sobie, że w obliczu współczesnych globalnych zagrożeń należy pomyśleć o zaplanowaniu jakiegoś odpowiednika wspólnot zakonnych, który doskonaliłby się w przechowaniu i przekazywaniu wiedzy technicznej i naukowej, potrzebnej ludzkości do nowego odrodzenia.
Włoskiego semiologa intryguje ta myśl o analogii pomiędzy pewnymi instytucjami średniowiecza a instytucjami i prądami postmodernistycznej współczesności. Widzi w nich symbole, znaki, kody kulturowe, które trwają pomimo upływu czasu. I pokazuje, że wcale ich niemało choćby we współczesnej historii miast. Zaludniają je teraz „imigranci, a ich dawni mieszkańcy tylko tu pracują, a potem umykają do podmiejskich dzielnic, coraz mocniej ufortyfikowanych”.
Manhattan wkrótce zamieszkały będzie wyłącznie przez Czarnych, a Turyn przez południowców, podczas gdy na pobliskich wzgórzach i równinach wyrastają szlacheckie zameczki, których właściciele przestrzegają zasad dobrego sąsiedztwa i wzajemnej nieufności, a swoim spotkaniom nadają ceremonialny charakter”. Przeżywamy też, zdaniem Eco, analogiczną do średniowiecznej niepewność życia – „błądząc niegdyś w nocy po lasach, ludzie postrzegali je jako miejsca pełne złych mocy, nie wypuszczali się tak łatwo poza okolice zamieszkałe, chodzili z bronią, w podobnej sytuacji jest mieszkaniec Nowego Jorku, który po godzinie siedemnastej ni odważy się wejść do Central Parku ani nie wsiada do metra, które przez pomyłkę mogłoby go zawieźć do Harlemu, ani samotnie nie jeździ metrem po północy, a kobieta jeszcze wcześniej.
Analogie Eco odnajduje także w stosunku do autorytetów („<autorytet ma nos z wosku, który można odkształcać do woli> - powiadał Alain de Lille w XII wieku”) i w nauce („nie ma nic bliższego średniowiecznej gry intelektualnej niż logika strukturalizmu”). Jedyna różnica w tej ostatniej sferze polega – twierdził - na podejściu do oryginalności: „uczony średniowieczny zawsze udaje, że niczego sam nie wymyślił, i stale powołuje się na jakieś autorytety”.
Są także instytucje i ludzie podobni do średniowiecznych klasztorów i mnichów. To, zdaniem Eco (nie zapominajmy, że jego szkic powstawał w latach siedemdziesiątych XX wieku), kampusy uniwersyteckie i ludzie tacy, jak Eisenhower, MacNamara, Kissinger… We fragmencie „Zbawcze klasztory” nazwą tą obdarza muzea amerykańskie, takie jak Muzeum Paula Getty’ego w Malibu, na wybrzeży Pacyfiku, czy Ringling Museum of Art na Florydzie. W swoim specyficznym kształcie mieszaniny autentyków z kopiami służą one „reprodukcji Przeszłości” oraz zachowaniu i przekazaniu podstawowych treści minionej kultury, której w Europie grozi „zagłada ze strony barbarzyńców”.
Ostatni punkt szkicu Eco rozpoczyna tak: „o tym naszym nowym średniowieczu powiedziano, że będzie to permanentny okres przejściowy” (istotnie tak Bierdiajew napisał, ale Eco jakby znowu wstydził się jego nazwiska). Główny problem tego okresu „polegać będzie nie tyle na tym, aby zachować naukową przeszłość, ile na tym, aby opracować hipotezy dotyczące wykorzystania chaosu, zgodnie z logiką konfliktowości. Zrodzi się, jak to już zresztą obserwujemy, kultura stałej adaptacji, opartej na utopii. W ten sposób człowiek średniowiecza stworzył uniwersytet […].
Średniowiecze zachowało na swój sposób dziedzictwo przeszłości, ale nie po to, aby je poddać hibernacji, tylko po to, by stale je przetwarzać i wykorzystywać: było to ogromne dzieło majsterkowania, zawieszone pomiędzy tęsknotą, nadzieją i rozpaczą”.
Oto co pozostaje z „Nowego średniowiecza” Bierdiajewa u Umberto Eco – tworzenie kultury jako ogromnego bricolażu, zawieszonego między tęsknotą, nadzieją i rozpaczą. Napisałem, że szkic, który tu ledwie streściłem, jest wprawdzie zatytułowany dokładnie tak samo jak dzieło Bierdiajewa, ale że ani razu Eco nie odzywa się w nim do rosyjskiego filozofa. To milczenie także - jak zwykło się pisać - jest wymowne. Eco zdaje się mówić: „nie mamy sobie nic do powiedzenia. Nie ten świat, nie ten język, nie ten styl”.
Semiolog włoski, który w „Imieniu róży” powtórzył niemało mitów „ciemnego średniowiecza”, nawet nie zauważa, że nadal żyją ludzie, którzy nie tylko wędrują po ruinach zamków i muzeach średniowiecza, ale chcą być świadkami tych samych wartości i tej samej Transcendencji; że wciąż istnieją żywe klasztory kontemplacyjne; że są święci na podobieństwo Dominika, Hildegardy z Bingen i Katarzyny ze Sieny, a o Robercie Schumanie, jednym z ojców zjednoczonej Europy, mówiono, że swoje miejsce w ławie parlamentarnej pojmował jak mnich odmawiający brewiarz w chórze zakonnym. Tych analogii i trwania wartości, znaków oraz symboli religijnych Umberto Eco nie chce widzieć. I tak naprawdę kształtowanie „nowego średniowiecza” ani jemu, ani „neomediewistom”, wymienionym przez Grzegorza Lewickiego, nie jest w głowie. Wręcz przeciwnie, można podejrzewać, że ich robota, podobnie jak robota przedstawicieli Thierd Quest w badaniach nad historycznym Jezusem, jest zorientowana na rugowanie chrześcijaństwa „w białych rękawiczkach” autonomii badań historycznych od wiary, przekonań religijnych. A przecież rzeczywiste średniowiecze było budowane na głębokiej wierze w Boga i pobożności; na poważnych, głęboko metodycznych, próbach pojęcia Objawienia i historii zbawienia; na kształtowaniu w ich świetle życia indywidualnego i społecznego. Niczego nam nie szkoda? – pytam niekiedy moich studentów na wykładach z Apologii i dziennikarstwa. Warto pozostawać na poziomie takich, owszem, oryginalnych, owszem, pociągających, ale płytkich analogii? Który szkic – ten Bierdiajewa, czy ten Eco – jest bardziej świetlisty i porywający?
Ks. prof. dr hab. Henryk Seweryniak, polski duchowny katolicki, prałat, profesor nauk teologicznych, specjalista w zakresie teologii fundamentalnej, wykładowca UKSW w Warszawie. W 2012 r. odznaczony przez Benedykta XVI godnością Prałata Honorowego Jego Świątobliwości.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Tak, „Nowe średniowiecze”, to dzieło wieszcza, mesjanisty niemal – on nie przewiduje, nie twierdzi, że wiele wskazuje na to, że pewne zdarzenia będą miały miejsce… On po prostu wie, „widzi” przyszłość i opisuje, jaka będzie. Dokonają się w niej, w tym „nowym średniowieczu”, narodziny religijnej epoki, w której ujawni się to wszystko, co znajdowało się niejako pod ziemią i w podświadomości historii nowożytnej. W głębi wszystkich sfer twórczości zbudzi się wola wyboru, opcji religijnej. Ani jedna ze sfer kultury i życia społecznego nie pozostanie religijnie obojętna, całkowicie laicka, zsekularyzowana.
Czy oznacza to powrót do ery konstantyńskiej, do dawnej teokracji, podporządkowania religii wszystkich sfer życia? Bierdiajew, rzecznik „nowego średniowiecza”, szuka „nie uniezależnienia od religii, ale wolności w religii”. Widzi zatem wyraźnie pozytywne skutki sekularyzacji (odróżniajmy ją od chorego sekularyzmu, zepsutego owocu sekularyzacji): „filozofia nie zamierza stać się służką teologii, a społeczeństwo nie chce podporządkować się kościelnej hierarchii. Ale w głębi świadomości, w głębi życia społecznego budzi się wola religijna. Możliwe są tylko wewnętrzne i swobodnie ukształtowane religijne formy poznania i formy społeczeństwa […] Powrót do dawnej teokracji, do dawnego heteronomicznego stosunku między Kościołem a wszystkimi dziedzinami życia i twórczości - jest już niemożliwy”.
Tylko nowe średniowiecze jest możliwe”, „przejście jest możliwe tylko do nowego średniowiecza, nigdy do starego
— z pasją woła rosyjski historiozof. Oznacza to, że „nowe średniowiecze” ma być wolne od negatywnych aspektów pierwszego, a przy tym bogatsze o pozytywne zdobycze nowożytności. „Nie chcemy zapominać ani o Leonardo de Vinci, ani o Michale Aniele, ani o Szekspirze, ani o Goethem, ani o tylu innych wielkich zwiastunach wolności ludzkiej”. W „nowym średniowieczu” – streszcza następną myśl Bierdiajewa Jacek Bartyzel - ożyją surowe, wspólnotowe formy życia, przywrócone zostanie pierwszeństwo sił duchowych nad materialnymi, a jednocześnie zachowane zostaną autentyczne zdobycze kulturowe nowożytności, będącej – mimo zagubienia pierwiastków transcendentalnych – znaczącym spotęgowaniem ludzkiej wolności i twórczości. Odpadną natomiast od drzewa życia wszystkie zepsute owoce sekularyzacji: racjonalizm, ateizm, materializm, formalizm prawny, bezbożny liberalizm, demokracja bez fundamentów duchowych i satanokratyczny socjalizm. Nie będzie ani państwowego laicyzmu (państwo musi mieć pewne uzasadnienie religijne, bowiem w przeciwnym razie grozi mu bądź samowola władzy, bądź rozkład porządku społecznego), ani sakralizacji polityki (z racji na doczesną, światową naturę państwa). Państwo w ścisłym sensie („Królestwo cesarza”) nie jest ani civitas diaboli ani civitas Dei; ani nie może być zatem w ścisłym sensie państwem chrześcijańskim, ani nie powinno być potępiane. Dlatego Kościół i państwo nie mogą zostać ani ostatecznie zjednoczone, ani ostatecznie oddzielone, mają współdziałać i współszanować się dla wspólnego dobra.
Wieszcząc nadejście „nowego średniowiecza”, Bierdiajew pointował: „dziś nareszcie zaczynamy rozumieć, że wszystko, co najlepsze i najpiękniejsze znajduje się nie w przyszłości, ale w wieczności”.
Niestety, nie zaczynamy…
Bierdiajew nie przewidział postmoderny, czyli że nadejdą czasy, w których bezsens uzna się za normalny stan życia. Że syci ludzie zachodu powoli zadowolą się koktajlem estetyczno-duchowym. Że będą wybierać papkę, złożoną z niezliczonej ilości obrazów, obrazków, reportaży i komiksów, reprodukujących rzeczywistość, zamiast rzeczywistości, życia, spotkania. Że z jednej strony zatęsknią za wsią, za bliskością natury, a z drugiej całą ufność złożą w pigułce, w maszynie, w internecie, w wysoko stechnicyzowanej komórce, będącej przedłużeniem pamięci, zmysłów. Że niebywale łatwa stanie się komunikacja, przekaz i dzielenie się myślami, wiadomościami i obrazami, a zarazem obłędne ich plątanie i mieszanie z błotem inaczej myślących. Nawet sześćdziesiąt lat później nie znikły z powierzchni ziemi i nie potrafiły się odnowić – a tego właśnie chciał Bierdiajew - parlamenty „wraz ze swym fikcyjnym i wampirycznym życiem narośli na ciele narodu, niezdolne do pełnienia żadnej funkcji organicznej”. Banki i media (Bierdiajew pisał: „giełda i gazety” i również zapowiadał ich ograniczenie) w spotęgowany sposób wpływają na nasze losy indywidualne i losy całych narodów. U Fromma, Capry, Postmana i Eco powrócą „bierdiajewowskie” postulaty: odejścia od szalonej urbanizacji, zbliżenia do natury, docenienia życia na wsi, powrotu do form drobnej wytwórczości, zmniejszenie roli instytucji pośredniczących. Ale w zupełnie innym celu, celach.
„Nowe średniowiecze” Umberta Eco
Jeden z obszernych szkiców, zamieszczonych przez Umberto Eco w jego „Semiologii życia codziennego”, zbiorze tekstów z lat siedemdziesiątych XX wieku, jest zatytułowany dokładnie tak samo jak dzieło Bierdiajewa – „Nowe średniowiecze”. Ani razu jednak Eco nie odzywa się w tym szkicu do rosyjskiego historiozofa, nie nawiązuje do niego, nie przywołuje go. Pod tym „skradzionym szyldem” zamieszcza natomiast refleksję nad tezami książki Roberto Vacciego „Średniowiecze puka do naszych drzwi” (Il medioevo prossimo venturo, 1971). Vacci, elektronik, matematyk i futurysta, wymyślił sobie, że w obliczu współczesnych globalnych zagrożeń należy pomyśleć o zaplanowaniu jakiegoś odpowiednika wspólnot zakonnych, który doskonaliłby się w przechowaniu i przekazywaniu wiedzy technicznej i naukowej, potrzebnej ludzkości do nowego odrodzenia.
Włoskiego semiologa intryguje ta myśl o analogii pomiędzy pewnymi instytucjami średniowiecza a instytucjami i prądami postmodernistycznej współczesności. Widzi w nich symbole, znaki, kody kulturowe, które trwają pomimo upływu czasu. I pokazuje, że wcale ich niemało choćby we współczesnej historii miast. Zaludniają je teraz „imigranci, a ich dawni mieszkańcy tylko tu pracują, a potem umykają do podmiejskich dzielnic, coraz mocniej ufortyfikowanych”.
Manhattan wkrótce zamieszkały będzie wyłącznie przez Czarnych, a Turyn przez południowców, podczas gdy na pobliskich wzgórzach i równinach wyrastają szlacheckie zameczki, których właściciele przestrzegają zasad dobrego sąsiedztwa i wzajemnej nieufności, a swoim spotkaniom nadają ceremonialny charakter”. Przeżywamy też, zdaniem Eco, analogiczną do średniowiecznej niepewność życia – „błądząc niegdyś w nocy po lasach, ludzie postrzegali je jako miejsca pełne złych mocy, nie wypuszczali się tak łatwo poza okolice zamieszkałe, chodzili z bronią, w podobnej sytuacji jest mieszkaniec Nowego Jorku, który po godzinie siedemnastej ni odważy się wejść do Central Parku ani nie wsiada do metra, które przez pomyłkę mogłoby go zawieźć do Harlemu, ani samotnie nie jeździ metrem po północy, a kobieta jeszcze wcześniej.
Analogie Eco odnajduje także w stosunku do autorytetów („<autorytet ma nos z wosku, który można odkształcać do woli> - powiadał Alain de Lille w XII wieku”) i w nauce („nie ma nic bliższego średniowiecznej gry intelektualnej niż logika strukturalizmu”). Jedyna różnica w tej ostatniej sferze polega – twierdził - na podejściu do oryginalności: „uczony średniowieczny zawsze udaje, że niczego sam nie wymyślił, i stale powołuje się na jakieś autorytety”.
Są także instytucje i ludzie podobni do średniowiecznych klasztorów i mnichów. To, zdaniem Eco (nie zapominajmy, że jego szkic powstawał w latach siedemdziesiątych XX wieku), kampusy uniwersyteckie i ludzie tacy, jak Eisenhower, MacNamara, Kissinger… We fragmencie „Zbawcze klasztory” nazwą tą obdarza muzea amerykańskie, takie jak Muzeum Paula Getty’ego w Malibu, na wybrzeży Pacyfiku, czy Ringling Museum of Art na Florydzie. W swoim specyficznym kształcie mieszaniny autentyków z kopiami służą one „reprodukcji Przeszłości” oraz zachowaniu i przekazaniu podstawowych treści minionej kultury, której w Europie grozi „zagłada ze strony barbarzyńców”.
Ostatni punkt szkicu Eco rozpoczyna tak: „o tym naszym nowym średniowieczu powiedziano, że będzie to permanentny okres przejściowy” (istotnie tak Bierdiajew napisał, ale Eco jakby znowu wstydził się jego nazwiska). Główny problem tego okresu „polegać będzie nie tyle na tym, aby zachować naukową przeszłość, ile na tym, aby opracować hipotezy dotyczące wykorzystania chaosu, zgodnie z logiką konfliktowości. Zrodzi się, jak to już zresztą obserwujemy, kultura stałej adaptacji, opartej na utopii. W ten sposób człowiek średniowiecza stworzył uniwersytet […].
Średniowiecze zachowało na swój sposób dziedzictwo przeszłości, ale nie po to, aby je poddać hibernacji, tylko po to, by stale je przetwarzać i wykorzystywać: było to ogromne dzieło majsterkowania, zawieszone pomiędzy tęsknotą, nadzieją i rozpaczą”.
Oto co pozostaje z „Nowego średniowiecza” Bierdiajewa u Umberto Eco – tworzenie kultury jako ogromnego bricolażu, zawieszonego między tęsknotą, nadzieją i rozpaczą. Napisałem, że szkic, który tu ledwie streściłem, jest wprawdzie zatytułowany dokładnie tak samo jak dzieło Bierdiajewa, ale że ani razu Eco nie odzywa się w nim do rosyjskiego filozofa. To milczenie także - jak zwykło się pisać - jest wymowne. Eco zdaje się mówić: „nie mamy sobie nic do powiedzenia. Nie ten świat, nie ten język, nie ten styl”.
Semiolog włoski, który w „Imieniu róży” powtórzył niemało mitów „ciemnego średniowiecza”, nawet nie zauważa, że nadal żyją ludzie, którzy nie tylko wędrują po ruinach zamków i muzeach średniowiecza, ale chcą być świadkami tych samych wartości i tej samej Transcendencji; że wciąż istnieją żywe klasztory kontemplacyjne; że są święci na podobieństwo Dominika, Hildegardy z Bingen i Katarzyny ze Sieny, a o Robercie Schumanie, jednym z ojców zjednoczonej Europy, mówiono, że swoje miejsce w ławie parlamentarnej pojmował jak mnich odmawiający brewiarz w chórze zakonnym. Tych analogii i trwania wartości, znaków oraz symboli religijnych Umberto Eco nie chce widzieć. I tak naprawdę kształtowanie „nowego średniowiecza” ani jemu, ani „neomediewistom”, wymienionym przez Grzegorza Lewickiego, nie jest w głowie. Wręcz przeciwnie, można podejrzewać, że ich robota, podobnie jak robota przedstawicieli Thierd Quest w badaniach nad historycznym Jezusem, jest zorientowana na rugowanie chrześcijaństwa „w białych rękawiczkach” autonomii badań historycznych od wiary, przekonań religijnych. A przecież rzeczywiste średniowiecze było budowane na głębokiej wierze w Boga i pobożności; na poważnych, głęboko metodycznych, próbach pojęcia Objawienia i historii zbawienia; na kształtowaniu w ich świetle życia indywidualnego i społecznego. Niczego nam nie szkoda? – pytam niekiedy moich studentów na wykładach z Apologii i dziennikarstwa. Warto pozostawać na poziomie takich, owszem, oryginalnych, owszem, pociągających, ale płytkich analogii? Który szkic – ten Bierdiajewa, czy ten Eco – jest bardziej świetlisty i porywający?
Ks. prof. dr hab. Henryk Seweryniak, polski duchowny katolicki, prałat, profesor nauk teologicznych, specjalista w zakresie teologii fundamentalnej, wykładowca UKSW w Warszawie. W 2012 r. odznaczony przez Benedykta XVI godnością Prałata Honorowego Jego Świątobliwości.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/317110-bierdiajew-i-eco-w-sprawie-nowego-sredniowiecza-warto-pozostawac-na-poziomie-pociagajacych-ale-plytkich-analogii?strona=2