Gromosław Czempiński to człowiek, który był bezpośrednio zaangażowany w wyprowadzenie akt obciążających Lecha Wałęsę w związku ze współpracą z SB. Wyniesione dokumenty przechował w mieszkaniu konspiracyjnym UOP na Piaskach. W 2000 r. był, w jakimś sensie, fałszywym świadkiem obrony Lecha Wałęsy w procesie lustracyjnym
-– tak prof. Sławomir Cenckiewicz, szef Wojskowego Biura Historycznego mówił w „Minęła dwudziesta” o wybuchu w jednym z gdańskich bloków w 1995 r. i o notatce wskazującej, że w dniu, w którym doszło do tragedii, funkcjonariusze UOP przeszukali mieszkanie płk. Adama Hodysza i przejęli kopie akt, mających obciążać Wałęsę. Szefem UOP w tym czasie był gen. Czempiński, który zaprzecza, by funkcjonariusze mogli dopuścić się przestępstwa.
W święta Wielkiej Nocy w bloku przy ulicy Wojska Polskiego 39 w Gdańsku-Wrzeszczu wybuchł gaz, w efekcie czego budynek częściowo zawalił się, a później został wyburzony za pomocą ładunków wybuchowych. W tej tragedii zginęły 22 osoby. Prokuratura uznała, że sprawcą katastrofy był mieszkaniec z parteru, który również zginął w wybuchu.
O tym wydarzeniu napisał we wtorek na swoim profilu na Facebooku historyk Sławomir Cenckiewicz:
„Minęło ponad 10 lat, kiedy pracując kilka lat nad sprawą Wałęsy i przygotowując książkę >>SB a Lech Wałęsa<< spotkałem się z kilkoma osobami – urzędnikami miejskimi, pracownikami tajnych służb, strażakami, a nawet byłym wiceministrem spraw wewnętrznych, którzy niezależnie od siebie mówili tak: >>wybuch gazu w Gdańsku był operacją UOP, zaś ofiary niezamierzonym wypadkiem przy pracy<<. Dopytywałem: jak to możliwe?! Pewien funkcjonariusz b. SB, ale świetnie ustosunkowany w środowisku UOP/ABW, tłumaczył mi, że w zawalonym bloku mieszkał płk Adam Hodysz, którego ekipa prezydenta Lecha Wałęsy z delegatury UOP w Gdańsku, podejrzewała o przetrzymywanie kopii dokumentów agenturalnych Wałęsy/>>Bolka<<. >>Upozorowali wybuch gazu – mówił – żeby wyprowadzić później wszystkich mieszkańców i wejść do mieszkania Hodysza. Przesadzili, budynek się zawalił i zginęli ludzie. Ale do mieszkania i tak weszli<<. Wskazywał na ekipę wałęsiarzy z UOP w Gdańsku opisaną w książce >>SB a Lech Wałęsa<<… Prezydent Wałęsa i jego ludzie czyścili wówczas archiwa ze wszystkich komprmateriałów.”
W TVP Info historyk podkreślał, że nie przesądza o tym, że wybuch w 1995 r. był dziełem tajnych służb, ale uważa, że w świetle odnalezionego dokumentu i relacji różnych osób, należałoby ponownie zbadać tę sprawę.
Opublikowałem ten dokument, ze względu na to, że do tej pory wielu funkcjonariuszy, przeczy, aby kiedykolwiek dokonano przeszukania w w mieszkaniu przy ul. Wojska Polskiego. Nie ma teraz przeszkód, aby zwrócić się do szefa ABW, aby odtajnił meldunek sporządzony po tym przeszukaniu
-– mówił Cenckiewicz.
Prof. Cenckiewicz przekonywał, że on sam nie ma żadnych dowodów wskazujących, że za wybuchem stoją funkcjonariusze służb specjalnych.
Uważam jednak, że sprawę należałoby ponownie zbadać. Tylko lepiej, żeby robiła to prokuratura z innego miasta
-– dodał.
Gen. Gromosław Czempiński, były szef UOP, w rozmowie z TVP przekonywał, że jego podwładni nie dopuścili się żadnego przestępstwa i nie mają nic wspólnego z wybuchem. Te słowa nie przekonują jednak historyka, który nazywa generała „człowiekiem mało wiarygodnym”.
Gromosław Czempiński to człowiek, który był bezpośrednio zaangażowany w wyprowadzenie akt obciążających Lecha Wałęsę w związku ze współpracą z SB. W książce „SB a Lech Wałęsa”, ujawniliśmy z Piotrem Gontarczykiem, że w 1993 r. Czempiński przekazał Lechowi Wałęsie materiały zagrabione u byłego funkcjonariusza SB
-– opowiadał Cenckiewicz.
Mamy także relację Leszka Millera, że generał przechował wyniesione dokumenty w mieszkaniu konspiracyjnym UOP na Piaskach. W 2000 r. był, w jakimś sensie, fałszywym świadkiem obrony Lecha Wałęsy w procesie lustracyjnym
-– dodał.
Cenckiewicz zwrócił uwagę, że w pierwszej połowie lat 90,. „UOP tak pracował, że jeździł po całej Polsce i kradł dokumenty z miejsc związanych z Lechem Wałęsą”. Wskazał, że część dokumentów była niszczona.
Wyrwano kartki, a gdy okazało się, że został spis treści, to wyrywano i spis treści. Często z okładkami
— mówił.
Historyk ujawnił, że ostatnio natrafił na dokumenty mogące świadczyć, jego zdaniem, o akcji chronienia Lecha Wałęsy przed zarzutami o agenturalną współpracę z SB.
Po książce „SB a …” „Gazeta Wyborcza” zarzuciła nam, że uśmierciliśmy kpt. Graczyka (byłego funkcjonariusza SB, który miał w 1970 roku zwerbować do współpracy Lecha Wałęsę). A my przepisaliśmy tylko wyrok sądu lustracyjnego z 2000 r., w którym napisano, że sąd nie był w stanie przesłuchać świadka, ponieważ ten nie żyje. Teraz okazuje się, że UOP dysponował nie tylko informacją o tym, że Graczyk żyje, ale także gdzie mieszka
— mówił Cenckiewicz.
Profesor mówił, że przeszłość Lecha Wałęsy powinna być dokładnie wyjaśniona.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że po mnie przyjdą historycy, którzy nie będą mieć pozytywnego stosunku do ruchu antykomunistycznego, do „Solidarności”, dla których wszystkie świętości będą niczym. I mogą tak podkręcić swoje ustalenia, że niektórzy czytając ich książki będą się wstydzić, że „Solidarność” kiedykolwiek powstała
-– mówił.
ansa/TVP Info
Przeczytaj co o Lechu Wałęsie jest w archiwach: „Wałęsa człowiek z teczki” - Sławomir Cenckiewicz. Książka do kupienia „wSklepiku.pl”. Polecamy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/304054-cenckiewiczuop-tak-pracowal-ze-jezdzil-po-calej-polsce-i-kradl-dokumenty-z-miejsc-zwiazanych-z-lechem-walesa