Cenckiewicz: "W III RP gen. Jaruzelski dalej zachowywał nieformalne wpływy. Za pieniądze podatników budowano jego nieskazitelny pomnik". WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

PAP: Jakie materiały, do których Pan dotarł w tej sprawie, mają największe znaczenie?

W tej sprawie najciekawsze wydaje się „spotkanie-konferencja” w Wojskowym Biurze Badań Historycznych, do którego doszło 7 listopada 2003 roku. Była to swoista odprawa sztabowa Jaruzelskiego wraz z jego elitą komunistycznych generałów, która zamieniła się w teatr jednego aktora i połajanki wobec naukowców. Jaruzelski podkreślając, że przypadek Kowalskiego nie może się powtórzyć, zdefiniował najważniejsze prace, których powinno podjąć się WBBH. Instytucja ta miała reagować m.in. za pomocą artykułów, wywiadów, listów na szkalowanie Ludowego Wojska Polskiego. Jaruzelski określił też prymat relacji nad źródłami pisanymi w badaniu przeszłości LWP. Postawę historyka, który korzysta przede wszystkim ze źródeł pisanych „zapominając” o źródłach wywołanych, czyli właśnie relacjach, komuniści nazwali „fetyszyzmem archiwalnym”. Czyli opowieści post factum gen. Jaruzelskiego miały być ważniejsze i przykryć to, co jest w źródłach pisanych.

Wszystko to działo się przy wsparciu Ministerstwa Obrony Narodowej, w tym osobiście ministra Jerzego Szmajdzińskiego. W sprawę zaangażowany był również Maciej Górski, który był bardzo znaną postacią w latach 80., gdy organizował konferencje prasowe Jerzego Urbana, a także Krzysztof Sikora, szef Departamentu Wychowania i Promocji Obronności MON, który w resorcie obrony pracuje do dzisiaj. Przy udziale tych osób, bo to one w tej sprawie były kluczowe, ministerstwo wsparło cały projekt, z którym przyszedł do nich gen. Jaruzelski. Swojego dawnego przywódcę wspierali inni komunistyczni generałowie - Florian Siwicki, Antoni Jasiński, Franciszek Puchała.

Dodam jeszcze, że cała ta akcja dyskredytowania Lecha Kowalskiego była starannie zaplanowana i rozpisana na kilka sekwencji. To było działanie przemyślane, które zaczęło się od pisania do MON lub WBBH protestów najpierw niższych rangą oficerów Wojska Polskiego, a potem generałów. W MON niczym w oblężonej twierdzy wywołało to przekonanie, że coś z tym Kowalskim trzeba zrobić, tym bardziej, że na scenę osobiście wkroczył także gen. Jaruzelski. Opublikował on obszerny list protestacyjny do prof. Andrzeja Paczkowskiego, który jako recenzent habilitacji bronił Kowalskiego. MON zatem postanowiło pomóc Jaruzelskiemu w walce o jego własne dobre imię.

PAP: Dlaczego postkomunistom tak bardzo zależało na tym, by wybielić historię LWP? Czym, w Pana ocenie, było Ludowe Wojsko Polskie, jaką rolę pełniło w PRL-u?

To było jedno z najważniejszych organów bezpieczeństwa państwa, bardzo istotny element systemu represji w stosunku nie tylko wobec osób działających na rzecz niepodległości Polski, ale wobec całego społeczeństwa. LWP było również bardzo ważnym pasem transmisyjnym wpływów sowieckich w Polsce, a ta rola wprost wynikała z funkcji jaką to wojsko i jego generalicja pełniły w sowieckiej doktrynie wojennej. Warto przypomnieć, że w Układzie Warszawskim LWP było drugą co do wielkości armią, która stacjonowała na terenie Polski jako frontowego kraju. W przypadku agresji Sowietów na Zachód przez Polskę musiałoby się przetoczyć prawie 3 mln żołnierzy Armii Czerwonej, co oznaczało, że LWP musiało być gwarantem bezpieczeństwa dla czerwonoarmistów.

Widzimy zatem, że elita dowódcza Ludowego Wojska Polskiego musiała cieszyć się szczególnym zaufaniem Moskwy, bo to tej elity zadaniem było zapewnienie w Polsce nie tylko drożności linii komunikacyjnych, ale również - unicestwienie antykomunistycznej opozycji w Solidarności. Biorąc pod uwagę plany wojenne ZSRR, widać wyraźnie jak ważna dla Sowietów i jego celów była posłuszna im generalicja LWP. To była najbardziej zlojalizowana wobec Kremla grupa zawodowa w Polsce, która w sytuacji ewentualnego kryzysu miała na siebie w pełni wziąć obronę socjalizmu i komunizmu!

Pamiętajmy też, że najwybitniejsi żołnierze niepodległej Polski - Wodzowie Naczelni Polskich Sił Zbrojnych jak gen. Władysław Sikorski, gen. Kazimierz Sosnkowski, gen. Tadeusz Bór-Komorowski czy gen. Władysław Anders nigdy nie określili wojska tworzonego przez Stalina pod Moskwą jako wojska polskiego. Wprawdzie służyli w nim Polacy, którzy znaleźli się tam tylko dlatego, że nie udało im się wyjść z gen. Andersem ze Związku Sowieckiego, ale kadrę dowódczą stanowili nasłani przez Armię Czerwoną sowieccy oficerowie lub byli to zwykli zdrajcy i renegaci jak gen. Zygmunt Berling. W tym sensie Ludowego Wojska Polskiego nigdy nie należy uznawać za polską armię i łączyć go z historią polskiego oręża, bo polską armią mogły rządzić wyłącznie legalne władze Rzeczypospolitej na uchodźstwie.

Rozmawiał Norbert Nowotnik.


W zestawie taniej! Polecamy „wSklepiku.pl” pakiet: „Resortowe dzieci. (2 tomy, media i służby)”.

« poprzednia strona
12

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych