Kolejny spór pozorny i absurdalny, bardzo typowy dla dzisiejszej Polski. W recenzjach dotyczących Muzeum Drugiej Wojny Światowej konserwatywni eksperci (Niwiński, Żaryn, Semka) mieli napisać, że opisywana instytucja nie pokazuje, jak wojna rozwinęła w Polakach takie cechy jak dzielność czy solidarność.
Piszę „mieli”, bo znam te recenzje ze streszczenia w „Gazecie Wyborczej”, do której opisów różnych zjawisk mam zaufanie mocno ograniczone. Ten komentarz nie jest też głosem w dyskusji o samym kształcie Muzeum. Krytycznie oceniałem pierwotne założenia: swoistego negocjowania treści ekspozycji z historykami rosyjskimi i niemieckimi. Ale kształt ostateczny nie jest mi znany. Wiem, że mamy do czynienia z przymiarkami do odwołania dyrektora Pawła Machcewicza jako człowieka ekipy Tuska.
Za to wzmianka o cnotach, jakie miała wyzwolić wojna w Polakach, wyzwoliła piekło. W jednym ostatnim numerze Newsweeka historyk Piotr Osęka dowodzi (w wywiadzie), że od tezy: „wojna kształtuje charaktery” blisko do hasła Hitlerjugend: „wojna to szlachetna gra”. Z kolei Marcin Meller poświęca problemowi cały swój felieton. Relacjonuje wojny w różnych zakątkach świata, które widział, żeby nie zgodzić się z recenzentami Glińskiego: wojna nie hartuje.
To typowa gombrowiczowska wojna na miny. Jako historyk zajmujący się okresem bezpośrednio po wojnie wiem, jak bardzo wojna okaleczyła społeczeństwo polskie. Nie mogła być normalną zbiorowością, gdzie prawie każdy kogoś stracił. Stwardniały serca, nasiliły się różne psychozy i lęki. Młodzi ludzie zwłaszcza nabrali dużej łatwości zabijania.
Ale zarazem teza o dzielności, wielkich sercach, czasem solidarności także bywała prawdziwa. Zobaczcie zmontowany ze starych kronik film „Powstanie warszawskie”, a zrozumiecie o co chodzi, panowie Osęka i Meller. Polacy zdali egzamin wojenny o wiele lepiej niż wiele innych narodów. Jak te prawdy pogodzić? Trudno to zrobić, ale po prostu trzeba. Rzeczywistość prawie nigdy nie jest czarno-biała.
I jeszcze jedna uwaga. Wojnę trzeba traktować jako zło. Ale traktowanie jej jako zło, którego należy uniknąć za wszelką cenę, prowadzi do zatraty ducha, do pacyfizmu, który nota bene i tak często nie zapobiega przemocy, a raczej do niej zachęca. Ćwiczenie bojowego ducha, jeśli jest powiązane z wolą obrony a nie krzywdzenia innych, to odpowiedź na to zagrożenie.
Ostatnio w lewicowej prasie znajduję ustawiczne jeremiady wymierzone w ćwiczenie tego ducha, w rekonstruktorów, paramilitarne grupy i innych „podżegaczy”. Wiąże się to z patologiczną nienawiścią wobec rządzącej prawicy, która jest za aktywność takich grup obwiniana. Ale i z czymś szerszym. Doktryna „unikania walki za wszelką cenę” to niemal oficjalna filozofia „Gazety Wyborczej”, „Newsweeka” i innych mediów lewicowych. Kłócą się z tym niektóre inne ich hasła, choćby wezwania do obrony Ukrainy, ale kto dziś dba o intelektualną spójność swojego rozumowania?
Żaden Polak przy zdrowym zmysłach nie uzna II Wojny Światowej za błogosławieństwo. Z pewnością nie zrobili tego trzej panowie recenzenci. Za to powiedzenie, że Polacy okazali się dzielni, i że dobrze o tym przypominać w takich miejscach jak Muzeum II Wojny Światowej, wydaje mi się oczywistością.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/301154-wojna-bywa-cwiczeniem-charakterow-na-marginesie-sporu-wokol-muzeum-ii-wojny-swiatowej