Jan miedziane serce

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Niewiele brakowało, a po wojnie nie odnaleźlibyśmy na Dolnym Śląsku największych zasobów miedzi w Europie.

Powojenna Polska borykała się z ogromem problemów. Między innymi z brakiem miedzi, która była niezbędnym surowcem w budowie infrastruktury i uprzemysłowienia kraju. Stare Zagłębie Miedziowe (okolice Bolesławca i Złotoryi) nie było pokaźne. W sytuacji gdy kraje Zachodu nałożyły embargo na towary mające zastosowanie w przemyśle zbrojeniowym na kraje bloku wschodniego, a ZSRR niechętnie sprzedawał nam własne zasoby czerwonego metalu, polskie środowiska naukowe postanowiły rozpocząć poszukiwania rud miedzi.

Pierwsze prace poszukiwawcze na przedpolu sudeckim poczynili Niemcy na przełomie XIXXX w. Brak wymiernych efektów sprawił, że uznali za wątpliwe występowanie rud miedzi na tym terenie. Ten wniosek wysnuty przez ówczesnych geologów z biegiem lat okazał się całkowicie błędny. Ziemia u stóp Sudetów skrywa ogromne pokłady miedzi, jednak znajdują się one na większych głębokościach, niż w tamtym czasie sądzono.

Po wojnie władza ludowa potrzebuje surowcowego sukcesu za wszelką cenę. Dlatego Państwowy Instytut Geologiczny powołuje specjalny zespół, którego celem jest rozpoznanie rud miedzi. Jednym z poszukujących jest doc. Jan Wyżykowski, który rozpoczyna prace właśnie na monoklinie przedsudeckiej. Jego koledzy po fachu nie widzą sensu działalności w tym rejonie, w związku z czym oskarżają go o sabotaż gospodarczy, za który grozi dożywotnie więzienie, a nawet kara śmierci. Wyżykowski nie poddaje się i 23 marca 1957 r. zostaje odkryte złoże Lubin–Sieroszowice. Według wstępnych badań naukowca to największe złoże w Europie. Jednak to odkrycie nie przysparza mu zwolenników. Nikt nie wierzy w rewelacje Wyżykowskiego. Rozpoczyna się jego walka o polską miedź.

W 1959 r. Wyżykowski wspólnie z podległą sobie grupą geologów przygotowuje kompleksowy opis złoża pomiędzy Lubinem a Sieroszowicami. Na jego podstawie 1 stycznia 1960 r. rozpoczyna się budowa kopalni miedzi w Lubinie, powstaje przedsiębiorstwo państwowe Zakłady Górnicze „Lubin w budowie”. Wyżykowskiemu nie przynosi to jednak sławy i uznania. Pada ofiarą intryg i pomówień. Koledzy po fachu lansują tezę, iż złoże odkrył tylko dlatego, że znalazł poniemiecką dokumentację, i za wszelką cenę chcą mu odebrać kierowanie projektem. W 1974 r., kiedy Wyżykowski ma już na ukończeniu projekt poszukiwań kolejnych złóż pod Wrocławiem, zostaje przeniesiony do pracy w archiwum. Nie może się z tym pogodzić. Próbuje negocjować z dyrektorem, ale to nic nie daje. Przeniesienie Wyżykowskiego do archiwum to decyzja nieodwołalna. Sytuacja przerasta ojca polskiej miedzi. Zawał serca przedwcześnie przerywa jego życie w wieku 57 lat.

Tymczasem Komitet Centralny PZPR kładzie duży nacisk na uruchomienie wydobycia. Podczas plenarnego posiedzenia w 1960 r. zostaje uchwalony plan na lata 1961–1965, w którym jednym z priorytetów jest zbudowanie Konglomeratu Górniczo-Hutniczego Miedzi. Partia nie szczędzi pieniędzy, ale nie tylko ich brak jest największą przeszkodą w drodze do sukcesu. Nowe Zagłębie Miedziowe mieści się na ziemiach, które jeszcze kilka lat temu należały do Niemców i na których wojenne zniszczenia są niewyobrażalne. Lubin to miasto tylko w teorii. Podczas jednego z plenum tamtejszej Miejskiej Rady Narodowej mentalność lubinian podsumowuje jej wiceprzewodniczący Roman Szkudlarek słowami: „Można powiedzieć w cudzysłowie, żeśmy nie dorośli, ażeby być mieszkańcami miasta”. Brak infrastruktury, w tym mieszkaniowej, próżno szukać wykwalifikowanych pracowników. Taki Lubin zastaje w 1960 r. Jan Ulrich, który przybywa tu z Warszawy, aby pracować przy budowie pierwszych szybów.

Zadanie Ulricha nie należy do łatwych. Pierwsze szyby mają mieć 700 m głębokości. Do tej pory w Polsce nikt nie budował tak głębokich. Struktura geologiczna niesie wiele trudności — na górników czekają hektolitry wody co rusz zalewającej konstrukcję, a także warstwy mieszaniny iłu, piasku i wody. Co gorsza, pracują na bardzo prymitywnym sprzęcie. Na przykład młoty pneumatyczne z ZSRR wydają z siebie hałas przekraczający 120 dB. Do tego wszystkiego dochodzą „standardowe” problemy PRL dotyczące wszystkich dziedzin życia gospodarczego — deficyty materiałowe i duża demoralizacja pracowników wynoszących z terenu budowy wszystko, co ma jakąkolwiek wartość, oraz nadużywających alkoholu.

Wydawałoby się, że na tym terenie zbudowanie olbrzymich i prężnie działających zakładów nie mogło się udać. A jednak już w 1968 r. Lubin z pięciotysięcznej mieściny staje się 28-tysięcznym ośrodkiem przemysłowym, Polkowicom zaś rok wcześniej zostają przywrócone prawa miejskie. Rusza wydobycie w kopalniach Lubin i Polkowice, a w okolicach wsi Rudna potwierdzono jeszcze bogatsze złoża czerwonego metalu. Do tego pełną parą pracuje huta w Legnicy, trwa budowa huty głogowskiej.

Jest rok 1980. Lubin ma 67 tys. mieszkańców, Polkowice — ok. 19 tys. Pensje górników miedziowych należą do najwyższych w kraju, a kopalnie są wyposażone w stosunkowo nowoczesny sprzęt. Za sprawą Tadeusza Zastawnika, najdłuższej urzędującego (1962–1975) i jednocześnie najbardziej zasłużonego dla rozwoju sektora wydobycia miedzi w naszym kraju szefa KGHM, w dolnośląskich kopalniach próżno szukać kilofów i łopat. Podziemia Zagłębia Miedziowego to tętniące życiem miasto maszyn: ładowarek, wozów odstawczych, kruszarek.

W epokę gospodarki rynkowej KGHM wkracza jako stosunkowo jak na tamte czasy sprawne przedsiębiorstwo. Dzisiaj Polkowice to jedna z najbogatszych gmin w naszym kraju, a KGHM jest silną spółką z aktywami m.in. w Kanadzie i Chile.

Zagłębie Miedziowe ze zniszczonego, wyludnionego i rolniczego regionu zmieniło się w serce światowego przemysłu wydobywczego. Z biegiem lat doceniono też zapomnianego doc. Wyżykowskiego. Na gmachu jednej z warszawskich kamienic, w której mieściło się jego mieszkanie, wisi tablica pamiątkowa, a w Lubinie ojciec polskiej miedzi „dostał” park swojego imienia, w którego sercu znajduje się jego pomnik. Jednak ci, którzy znali Jana Wyżykowskiego, uważają, że największym uznaniem dla niego jest to, jak przez te wszystkie lata rozwinął się polski przemysł miedziowy. To jego upór i determinacja sprawiły, że dziś znajdujemy się w wąskim gronie światowych mocarstw metalurgicznych.

Jan Wyżykowski, geolog, z wykształcenia inżynier górnik. To dzięki niemu Polska jest dziś miedziową potęgą. Urodził się w 1917 r. w Haczowie na Podkarpaciu. Pochodził z wielodzietnej rodziny, miał dziesięcioro rodzeństwa. Początkowo kształcił się na księdza, przed wojną porzucił jednak seminarium na rzecz nauki śpiewu operowego i studiów filozoficznych, które przerwał mu wrzesień 1939 r. Po wojnie trafia do krakowskiej AGH i to definiuje resztę jego życia zawodowego. W 1951 r. zaczyna pracę dla Wydziału Rud Państwowego Instytutu Geologicznego. Jego zadaniem jest poszukiwanie złóż miedzi. Cztery lata później przeprowadza badania w rejonie Polkowic i Lubina. Tam udaje mu się znaleźć rudę tego metalu. Jej pokłady okazują się największe w Europie. W 1974 r. Wyżykowski umiera na zawał serca. Jego grób można znaleźć w Alei Zasłużonych warszawskiego Cmentarza Powązkowskiego.

Maria Szurowska

Materiał stanowi część sekcji tematycznej „Historia polskiego górnictwa” opublikowanej w tygodniku wSieci, której partnerem jest

Sekcja tematyczna „Historia polskiego górnictwa” do pobrania tutaj

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych