Prof. Tomasz Panfil: "Zdecydowanym przeciwnikiem przyznawania płk. Kuklińskiemu miana bohatera był morderca wolności Wojciech Jaruzelski"

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Pozostawmy wrogów Kuklińskiego samych z ich frustracjami i zakłamaną dialektyką. Podobnie powinniśmy postąpić z Grossem, Tokarczuk i innymi zapiekłymi w nienawiści wrogami wolnej i dumnej Polski

— mówi portalowi wPolityce.pl prof. Tomasz Panfil, historyk, wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Małgorzata Kupiszewska: Szpiegostwo i szpiedzy, czyli spiskowe wersje historii – tak Pan zatytułował swoje wystąpienie na Ogólnopolskiej Konferencji Pomnik Symboliczny Pułkownik Kukliński-zwycięska misja, przygotowane na 7 listopada w Wiązownie. Pułkownika Kuklińskiego możemy porównać ze znanym bohaterem filmu wszechczasów kapitanem Klosem?

prof. Tomasz Panfil: Uff, już się bałem, że zapyta Pani o Stirlitza… Kloss, Stirlitz - to tylko fikcje, fabuły stworzone przez jednych ludzi, by zabawić innych ludzi. A życie i dramat Pułkownika Kuklińskiego były prawdziwe, tym prawdziwsze, że działy się niemal na naszych oczach. On żył i pracował tuż…tuż, obok wielu osób, które pamiętają go doskonale. To wspaniale, że 7 listopada będziemy mogli spotkać się z Państwem Barszczami znającymi Pułkownika. A wracając do Hansa Klossa – to, co robił Pułkownik to była prawdziwa stawka - większa niż życie. Większa niż tysiące, może nawet miliony żyć. A gdy się gra tak wysoko, prawdopodobieństwo, że trzeba będzie jakoś za grę zapłacić, staje się praktycznie pewnością. I Pułkownik taką straszliwie wysoką cenę zapłacił. Więc jednak takiego porównania bym nie użył.

Dlaczego nie? Przecież ten sam mechanizm: obaj zdobywali informacje, najskrytsze tajemnice. Przekazywali innym, żeby ratować swoich.

Faktycznie: mechanizmy ukazywane w światach wykreowanych w wyobraźni pisarza czy reżysera mogą być podobne w zasadzie działania do mechanizmów funkcjonujących w świecie realnym. I choć będziemy zachwycać się mrożącymi krew w żyłach scenami z Mission Imposible czy filmów o Bondzie, to jakże często okazuje się, że rzeczywistość, nawet ta dziejąca się na szarych ulicach Warszawy roku 1981, przerasta dramaturgią filmową czy powieściową fikcję. Z kina można wyjść, z życia nie. Zostawmy propagandową fikcję „Stawki większej niż życie”: Pułkownik pracował w Sztabie Generalnym, można rzec – w mateczniku bezlitosnego reżimu – prawie przez 10 lat. Dziesięć długich lat życia w nieustannym stresie, potęgowanym wiedzą jak KGB potraktowało schwytanego Olega Pieńkowskiego, pułkownika GRU pracującego dla MI6 i CIA. Pułkownik Kukliński przekazał wywiadowi amerykańskiemu ponad 40 tysięcy stron tajnych dokumentów – a każda kopiowana strona oznaczała ryzyko wpadki. Informacje przekazane przez Pułkownika wedle wielu historyków mogły w znaczący sposób przyczynić się do przegrania przez Związek Sowiecki „zimnej wojny”, mogły zapobiec przekształceniu się jej w „gorącą” wojnę atomowa, a więc w konsekwencji do uratowania życia dziesiątek milionów ludzi. Skala realnej działalności Pułkownika Kuklińskiego niebotycznie, więc przewyższa wszystko, co wymyślili dla swego bohatera autorzy scenariusza „Stawki…”-  Andrzej Szypulski i Zbigniew Safjan.

Maria Nurowska i Profesor Sławomir Cenckiewicz użyli w publikacjach, wobec Pułkownika, słowa: szpieg. Świadomy zabieg, żeby zdobyć czytelników, bo o złe zamiary nie podejrzewam…

Maria Nurowska użyła jeszcze mocniejszego chwytu retorycznego: jej książka nosi przecież tytuł „Mój przyjaciel zdrajca”. Profesor Cenckiewicz był bardziej powściągliwy ze swym „Atomowym szpiegiem”. Oboje mają w gruncie rzeczy rację. Leksykalnie: zdrajca to ktoś, kto opuszcza swoich, by służyć obcym. Pozornie tak właśnie postąpił Pułkownik Kukliński. Pozornie: nie zdradził on, bowiem Polski, lecz Związek Sowiecki i Układ Warszawski. Ludowe Wojsko Polskie, którego oficerem był Pułkownik, nie było samodzielną armią suwerennego państwa. LWP była dla kremlowskich władców „mięsem armatnim”, jej żołnierzy bez wahania poświęciliby oni dla interesów ZSRS, podobnie jak komuniści władający PRL nie mieli żadnych oporów przed mordowaniem żołnierzy z podziemia niepodległościowego czy robotników protestujących przeciwko systemowi narzuconemu przy pomocy bagnetów Armii Czerwonej. Więc odpowiedź na słynne twierdzenie Jaruzelskiego, „Jeśli Kukliński jest bohaterem to my wszyscy jesteśmy zdrajcami.”, brzmi: tak, to sługusy „radzieckich” są zdrajcami, choć dziś chowani są z honorami w alejach zasłużonych, a Pułkownik Kukliński, choć skazany za zdradę i zdegradowany, jest bohaterem. A szpieg… O szpiegach będę mówił więcej w czasie konferencji, tu tylko powiem, że we wszystkich materiałach CIA publicznie dostępnych „Jack Strong” jest określony słowem „Spy”, czyli właśnie szpieg.

Od kiedy interesuje się pan Profesor pułkownikiem Ryszardem Kuklińskim?

Czy w każdej rozmowie z historykiem musi paść pytanie, „kiedy”? Przecież znacznie ciekawsze jest pytanie, „dlaczego”? Więc odpowiadając na to ciekawsze pytanie: postrzegam życie Pułkownik jako dramat rodem z greckiej tragedii. Dramat człowieka rozdartego między przysięgą a osobistym przekonaniem o konieczności walki ze złem, między troską o rodzinę a miłością do Ojczyzny, między poczuciem obowiązku a przeszywającym strachem, że za dobre czyny przyjdzie zapłacić cenę, która może okazać się zbyt wysoką. Gdy reżimowe media podały w 1984 roku, że sąd wojskowy skazał Pułkownika na karę śmierci za zdradę, to nie mogłem nie poczuć do niego szacunku:, jeśli kogoś junta Jaruzelskiego skazuje na śmierć za zdradę PRL, to znaczy, że jest to uczciwy Polak i prawdziwy patriota. A potem tragiczne losy synów Pułkownika – ich śmierci pomogły mi zrozumieć, że nawet w naszych czasach, teoretycznie już po upadku komunizmu, ten system jest wciąż śmiertelnie niebezpieczny, że walka z nim wciąż trwa. I wynikające stąd przekonanie, które tak mocno wypowiedział Herbert:, że nie można wybaczać sługom tej ideologii, że nie masz ze złymi pokoju.

Film „Jack Strong” pomógł w zrozumieniu misji Pułkownika? Czy tylko delikatnie zarysował, bo to jeszcze nie był czas odwagi?

Film bardzo mi się podobał – dobrze, że powstał. Polska historia, która jest historią piękną, dumną, dramatyczną i – last but not least – unikatową w skali świata, potrzebuje dobrych filmów. Filmów w stylu hollywoodzkim, wartkich, trzymających w napięciu. Trudno – niech operują uproszczeniami, skrótami, schematami – ważne jest, by pokazać heroizm Pileckiego, tragiczną miłość bliźniego Ulmów, fenomen Polskiego państwa Podziemnego, niezłomny upór Żołnierzy Wyklętych, samotną walkę Kuklińskiego. A przede wszystkim, by pokazać światu to, co łączy te i wiele innych opowieści, to, co stanowi najcenniejszą, najwspanialszą cechę Polaków – umiłowanie wolności. Bo do tego sprowadzić można misję Pułkownika – był on szermierzem wolności, rycerzem wolnego świata w walce z sowieckim imperium opartym na strachu, upodleniu człowieka i zanegowaniu wolności. A to, że wolny świat, pogrążony w błogim dobrobycie, nie zdawał sobie sprawy, że walczy o niego jakiś Polak, czyni historię Pułkownika tym bardziej interesującą i tym bardziej dramatyczną. Takich opowieści mamy więcej i powinny one zostać opowiedziane.

Dlaczego musiało upłynąć tyle czasu, zanim zaczęto używać wyrazów nacechowanych dodatnio tj. ”zwycięska misja”, wobec tego, co zrobił płk. Kukliński? Wcześniej kładło się nacisk na: samotna albo tajna misja. To znak nowych czasów?

A to ciekawe pytanie… Nowe czasy. Kiedy one się zaczęły? Czy już się zaczęły? Czy są dopiero przed nami? Przecież to w wolnej ponoć już Polsce sąd zamienił Pułkownikowi karę śmierci na 25 lat więzienia – był rok 1990. Wyrok został uchylony dopiero pięć lat później i to nie z inicjatywy państwa polskiego, lecz pod naciskiem Stanów Zjednoczonych, które z rehabilitacji Pułkownika uczyniły kamień probierczy gotowości Rzeczypospolitej do wstąpienia w struktury paktu północnoatlantyckiego. Zdecydowanym przeciwnikiem przyznawania Pułkownikowi miana bohatera był kat polskiej Solidarności, morderca wolności i społeczeństwa obywatelskiego, czyli Wojciech Jaruzelski. Może dopiero jego śmierć, śmierć głównego adwersarza Pułkownika jest punktem zwrotnym w ocenie czynu i motywacji Pułkownika Kuklińskiego.

Jest szansa na odmienienie serc zapiekłych wrogów?

Serca najgorszego wroga Pułkownika już nie odmienimy. Wojciech Jaruzelski już przed najwyższym zdaje sprawę ze swych postępków. Zresztą nawet gdyby żył, to nie dawałbym żadnych szans na to, że cos się zmieni w jego ocenie pułkownika – nie u człowieka, który przez pół wieku wiernie służył temu okupantowi, przeciwko któremu wystąpił Pułkownik. Drugi wróg Pułkownika – naczelny GW. To on w 1998 roku napisał obrzydliwy tekst, którym obficie cytując Josifa Brodskiego de facto stwierdził, że Pułkownik Kukliński był zdrajcą w przeciwieństwie do niego, Michnika. Więc na odmianę u tego wroga tez bym nie liczył. Zresztą – czy naprawdę na tym nam zależy? Pozostawmy wrogów Kuklińskiego samych z ich frustracjami i zakłamaną dialektyką. Podobnie powinniśmy postąpić z socjologiem Grossem, pisarką Tokarczuk i innymi zapiekłymi w nienawiści wrogami wolnej i dumnej Polski. Niech nie opuszcza nas nasza siostra pogarda dla szpiclów, katów i tchórzy…

Jest pan Profesor współorganizatorem Konferencji Pomnik Symboliczny Pułkownik Kukliński – zwycięska misja. Dlaczego nosi tytuł: pomnik symboliczny? To jest inny pomnik niż postawiony w Gdyni?

Za możliwość włączenia się w organizację jestem szczerze wdzięczny. Swój skromny wkład w przygotowanie wydarzenia traktuję właśnie jako cegiełkę symbolicznego pomnika. Symbolicznego, bo funkcjonującego w wielu wymiarach i formach. Pomnik symboliczny stworzy materia – tablica z nazwą ulicy, kamień z tablicą – tworzą zmaterializowane pomysły i idee, obleczone w formę projektów plakatów nadsyłanych na konkurs, tworzą eseje gimnazjalistów i referaty naukowców, wspomnienia państwa Barszczów i muzyka. W sumie wszystko to staje się monumentem osadzonym na pamięci o rzeczach przeszłych i sięgających jednocześnie w przyszłość, – bowiem to nie koniec budowy pomnika symbolicznego – to jej początek. A zwieńczeniem pomnika będzie trwanie pamięci o człowieku, który w imię wolności, godności i prawa do życia poświęcił tak wiele.

Czego się Pan Profesor spodziewa po wydarzeniach 7 listopada, które będą dziać się aż w tylu miejscach: Otwocku-Zakęcie-Emowie-Wiązownie? Organizatorzy nie mogą usiedzieć na miejscu, czemu aż takie zamieszanie?

Na tym polega nieodparty wdzięk głównych organizatorów, – że nie zadawalają się tym, co właśnie osiągają, lecz natychmiast sięgają po więcej. Mam wciąż zapisaną pierwszą wersję programu Konferencji –zadziwiające jak to się wszystko pięknie rozwinęło. Ponad wszelkie spodziewanie. Choć pewnie nie ponad marzenia, – bo przecież wszystkim nam się marzy obecność Pana Prezydenta. To byłoby piękne – obecność Prezydenta, który tak intensywnie i mocno zaczął skupiać nadzieje Polaków tęskniących za prawdziwą wolnością dumnej Polski na uroczystościach ku czci człowieka, który po tragedii Grudnia ’70 miał odwagę podjąć walkę właśnie o wolność i suwerenność Ojczyzny. Oczywiście już jesteśmy szczęśliwi – patronat Pana Prezydenta to zaszczyt i zobowiązanie.

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych