W więzieniu usiłowano wydobyć z niej informacje, gdzie ukrywają się partyzanci i jej brat.
Palce złamane miałam w drzwiach, czaszkę rozbitą, cała byłam bita, co noc. Do celi wrzucą, w dzień spać nie można, a wieczorem znowu na noc zabierali. Nie powiesz nic – to karcer. Połowę z 5 miesięcy przebyłam w karcerze
— opowiada.
Jak mówi, trzy razy próbowała odebrać sobie życie. Za drugim razem, gdy się dowiedziała, że wkrótce po jej zatrzymaniu aresztowano także matkę, która nie była zaprzysiężona w AK, a partyzantom pomagała, piekąc chleb i piorąc ubrania. Ostatni raz targnęła się na życie już na Syberii, gdy powiedziano jej o śmierci brata.
Mieliśmy wyrok 60 lat na nas troje
— mówi, ją i matkę skazano bowiem na 25 lat. Odbyli w sumie prawie 20 lat.
Wróciła jako ostatnia w 1955 r.
A tu nie było lepiej, bo sądzili wszystkich z konfiskatą mienia, dom zburzony, nic nie ma, ani w co ubrać się, ani zjeść. Pracy nie dawali, ojciec jako inżynier robił beczki, mama w piecu w szpitalu paliła, ja lody sprzedawałam
— powiedziała. Ją i oboje rodziców przyjęła siostra, która mieszkała w Skidlu.
Sebastianowicz mówi, że dwa razy pisała podanie o wyjazd do Polski, ale jej nie puścili. W 1957 r. spróbowała jeszcze raz, razem z mężem, ale też nie dostała zgody.
Teraz organizuje spotkania weteranów AK, których na Białorusi pozostało 48.
W 2013 r. Sebastianowicz wraz z nieuznawanym przez białoruskie władze prezesem Związku Polaków na Białorusi Mieczysławem Jaśkiewiczem zostali skazani na grzywny za złamanie zasad przeprowadzania zgromadzeń masowych w związku z postawieniem krzyża ostatniemu dowódcy AK połączonych sił Szczuczyn-Lida, Anatolowi Radziwonikowi. W 2014 r. miała proces o rzekomy przemyt pomocy żywnościowej dla członków Stowarzyszenia Żołnierzy AK na Białorusi.
Gdzie byśmy nie byli, np. na cmentarzu, wszędzie jeżdżą za nami. Tylko że ja się naprawdę nie boję
— mówi.
Czasem wspominam dzieciństwo i jak to wszystko się toczyło, a potem dochodzę do łagrów, do trupów, do jeszcze żywych wyrzucanych na śnieg. I już do rana nie mogę zasnąć. Staram się, i wypiję jakieś leki, i tabletki, i modlę się, i liczę do 100. Nie mogę. Wszystko to mam w głowie
— mówi.
Zapewnia jednak, że nie zrezygnuje z działalności.
Jedyne, co wam powiem, że nikt mnie nie zmieni. Kocham Polskę, to moja ojczyzna
— podkreśliła.
AM/PAP
Polecamy aktualne wydanie „wSieci Historii” ! Temat miesiąca : WALKA I HONOR - TAJEMNICE II WOJNY ŚWIATOWEJ.
Miesięcznik dostępny również w formie e-wydania - szczegóły na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie-sieci-historii.html. Zapraszamy do czytania!
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W więzieniu usiłowano wydobyć z niej informacje, gdzie ukrywają się partyzanci i jej brat.
Palce złamane miałam w drzwiach, czaszkę rozbitą, cała byłam bita, co noc. Do celi wrzucą, w dzień spać nie można, a wieczorem znowu na noc zabierali. Nie powiesz nic – to karcer. Połowę z 5 miesięcy przebyłam w karcerze
— opowiada.
Jak mówi, trzy razy próbowała odebrać sobie życie. Za drugim razem, gdy się dowiedziała, że wkrótce po jej zatrzymaniu aresztowano także matkę, która nie była zaprzysiężona w AK, a partyzantom pomagała, piekąc chleb i piorąc ubrania. Ostatni raz targnęła się na życie już na Syberii, gdy powiedziano jej o śmierci brata.
Mieliśmy wyrok 60 lat na nas troje
— mówi, ją i matkę skazano bowiem na 25 lat. Odbyli w sumie prawie 20 lat.
Wróciła jako ostatnia w 1955 r.
A tu nie było lepiej, bo sądzili wszystkich z konfiskatą mienia, dom zburzony, nic nie ma, ani w co ubrać się, ani zjeść. Pracy nie dawali, ojciec jako inżynier robił beczki, mama w piecu w szpitalu paliła, ja lody sprzedawałam
— powiedziała. Ją i oboje rodziców przyjęła siostra, która mieszkała w Skidlu.
Sebastianowicz mówi, że dwa razy pisała podanie o wyjazd do Polski, ale jej nie puścili. W 1957 r. spróbowała jeszcze raz, razem z mężem, ale też nie dostała zgody.
Teraz organizuje spotkania weteranów AK, których na Białorusi pozostało 48.
W 2013 r. Sebastianowicz wraz z nieuznawanym przez białoruskie władze prezesem Związku Polaków na Białorusi Mieczysławem Jaśkiewiczem zostali skazani na grzywny za złamanie zasad przeprowadzania zgromadzeń masowych w związku z postawieniem krzyża ostatniemu dowódcy AK połączonych sił Szczuczyn-Lida, Anatolowi Radziwonikowi. W 2014 r. miała proces o rzekomy przemyt pomocy żywnościowej dla członków Stowarzyszenia Żołnierzy AK na Białorusi.
Gdzie byśmy nie byli, np. na cmentarzu, wszędzie jeżdżą za nami. Tylko że ja się naprawdę nie boję
— mówi.
Czasem wspominam dzieciństwo i jak to wszystko się toczyło, a potem dochodzę do łagrów, do trupów, do jeszcze żywych wyrzucanych na śnieg. I już do rana nie mogę zasnąć. Staram się, i wypiję jakieś leki, i tabletki, i modlę się, i liczę do 100. Nie mogę. Wszystko to mam w głowie
— mówi.
Zapewnia jednak, że nie zrezygnuje z działalności.
Jedyne, co wam powiem, że nikt mnie nie zmieni. Kocham Polskę, to moja ojczyzna
— podkreśliła.
AM/PAP
Polecamy aktualne wydanie „wSieci Historii” ! Temat miesiąca : WALKA I HONOR - TAJEMNICE II WOJNY ŚWIATOWEJ.
Miesięcznik dostępny również w formie e-wydania - szczegóły na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie-sieci-historii.html. Zapraszamy do czytania!
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/265575-szefowa-stowarzyszenia-zolnierzy-ak-na-bialorusi-przezylismy-niemiecka-okupacje-a-potem-nastala-druga?strona=2