Pamiętajmy o Polakach, którzy nieśli pomoc wypędzonym mieszkańcom Warszawy!

Fot. wPolityce.pl/Gił
Fot. wPolityce.pl/Gił

Szanowni Państwo,

Co roku wraz z rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego w prasie pojawiają się artykuły poświęcone jego historii. Publikowane są wzruszające historie jego uczestników, wywiady, wspomnienia, dokumenty, a także bogaty materiał dotyczący przebiegu walk oraz miasta obracanego w gruzy. Z radością przyjmujemy ten coroczny hołd oddany walczącej Warszawie. Jest to wspaniały sposób pielęgnowania pamięci i popularyzacji wiedzy historycznej.

Z pewnym żalem zauważamy jednak, że przedstawiany w prasie obraz powstania, obejmuje niemal wyłącznie wydarzenia, które miały miejsce bezpośrednio Warszawie. Poznajemy losy walczących w stolicy – ich rodzin, bliskich, znajomych – oraz wydarzenia, w których brali udział. Stosunkowo dużo miejsca poświęca się także historii hitlerowskich oddziałów, które w bestialski sposób pacyfikowały powstanie. Natomiast na informację o osobach, które poza granicami Warszawy organizowały przeprowadzaną na ogromną skalę akcję pomocową dla wysiedlanych mieszkańców stolicy natrafić można tylko sporadycznie. Tymczasem było w nią zaangażowanych kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

Począwszy od 6 sierpnia aż do końca października 1944 r. z Warszawy wychodziło dziennie od kilku do kilkunastu transportów warszawiaków, kierowanych najpierw do obozu przejściowego w Pruszkowie (a w późniejszym okresie również do Ursusa, Piastowa, Ożarowa i Skierniewic), a stamtąd dalej Generalnego Gubernatorstwa, bądź do obozów pracy i koncentracyjnych.

Łącznie z Warszawy wypędzonych zostało 650 tys., z czego ok. 100 tys. to mieszkańcy okolicznych miejscowości. Większość z nich z obozu przejściowego w Pruszkowie (lub innych obozów) trafiła jednak do miasteczek i wsi na terenie Generalnego Gubernatorstwa, gdzie na kwatery przyjmowali ich tamtejsi mieszkańcy.

Zorganizowanie i przeprowadzenie akcji pomocowej dla tak wielu osób, w tak krótkim czasie i przy tak skąpych środkach własnych było przedsięwzięciem bez precedensu w historii Polski. Wymagało ogromnego nakładu pracy organizacyjnej, ale przede wszystkim głębokiego poczucia solidarności z pokrzywdzonymi.

W pomoc zaangażowane były zarówno oficjalnie działające polskie organizacje pomocowe tj. Polski Czerwony Krzyż, Rada Główna Opiekuńcza (RGO), Polski Komitet Opiekuńczy (PolKo), organizacje spółdzielcze i kościelne, jak i organizacje konspiracyjne, zwłaszcza Armia Krajowa. Na największe uznanie zasługują jednak tysiące wolontariuszy, którzy z własnej inicjatywy dostarczali pożywienie, ubrania, koce i medykamenty, przyjmowali Warszawiaków pod swój dach, bądź zatrudniali się w obozach przejściowych jako personel pomocniczy czy sanitarny. Wszędzie tam, gdzie trafiali wypędzeni ktoś na nich czekał z kromką chleba, z zupą, czasem z pomocą medyczną i ciepłymi ubraniami. Owszem, zdarzały się przypadki, że czynili to odpłatnie (w obozach przejściowych były to tzw. „złote siostrzyczki”), ale większość z nich czyniła to z dobroci serca. Na samym tylko terenie Pruszkowa i okolicznych miejscowości – których historią bezpośrednio zajmuje się Muzeum Dulag 121 - w pomoc zaangażowanych było kilkanaście tysięcy ludzi.

W pruszkowskim obozie, do którego, szacuje się, mogło trafić nawet 650 tys. osób – pracowało ponad tysiąc Polaków, którzy w większości dobrowolnie zgłosili się do pracy w obozie, po to by nieść pomoc wypędzonym z Warszawy. W ciągu kilku zaledwie dni RGO udało się zorganizować kuchnię obozową, która przygotowywała posiłki dla przybywających do Pruszkowa głodnych i wycieńczonych warszawiaków. Na jego terenie działały polskie służby sanitarne, Polski Czerwony Krzyż, osoby duchowne i siostry z kilku zakonów, a także podwarszawskie organizacje konspiracyjne. Obok pomocy medycznej i duchowej organizowane były na masową skalę ucieczki z obozu. Warszawiaków wciągano na listy osób chorych przeznaczonych do zwolnienia, przebierano ich za pracowników personelu sanitarnego czy osoby duchowne, które miały swobodę opuszczania obozu, podrabiano dokumenty, a czasem przemycano ich na furmankach wwożących pożywienie i wywożących chorych.

Szacuje się, że z pruszkowskiego obozu udało się wyprowadzić około 100 tys. ludzi, którzy trafiali później na kwatery do okolicznych mieszkańców bądź do pobliskich szpitali na Wrzesinie, w Tworkach, czy któregoś z tymczasowych, zakładanych często w prywatnych willach szpitali. Wyprowadzeni z obozu trafiali zwykle na teren Pruszkowa, Piastowa, Ursusa, Brwinowa, Milanówka, Podkowy Leśnej, Komorowa, Ożarowa, gdzie działała, sprawnie zarządzana przez polskie organizacje pomocowe, sieć kuchni, sierocińców, przytułków i kwater. Analogiczna pomoc zawiązywała się wszędzie tam, gdzie – często z minimalnym uprzedzeniem albo i bez niego – trafiały pociągi wypełnione z ludźmi.

Mimo to, opowieści o pomagających, w przeciwieństwie do historii o walczących i wypędzonych, pojawiają się w prasie, i niestety także w literaturze przedmiotu, tylko sporadycznie. A przecież udzielając pomocy ludzie ci często narażali własne życie. Wielu z pracujących w pruszkowskim obozie, którzy przyłapani zostali na pomaganiu w ucieczce, wysyłanych było w transportach do Auschwitz. Zdarzały się także przypadki rozstrzeliwania. Podobny los spotkać mógł przyjmujących na kwatery ludzi podejrzanych o udział w Powstaniu, a więc niemal każdego warszawiaka.

Ich praca i zaangażowanie zasługują na pamięć. Dlatego pragnęlibyśmy , aby przy planowaniu sierpniowych i wrześniowych cykli poświęconych Powstaniu, zwrócili Państwo uwagę na ten pomijany aspekt; historię widzianą oczami nie tylko walczących i wypędzanych, ale także tych, którzy pomogli im przetrwać w ten trudny okres.

Jest to bowiem bardzo ważna karta historii Powstania Warszawskiego - przez całe dziesiątki powojennych lat niestety biała. Muzeum Dulag 121 czyni starania by ją wypełnić.

Z poważaniem,

Małgorzata Bojanowska

dyrektor Muzeum Dulag 121

Pruszków, ul. 3 Maja 8 A

www.dulag121.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych