Polski przechodniu, zatrzymaj się na chwilę w godzinę „W”, także dzięki tym dziewczętom i chłopcom żyjesz w wolnym kraju

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Bartłomiej Zborowski
fot. PAP/Bartłomiej Zborowski

Czy było warto? Jak można, rok w rok, przy każdej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego powtarzać to absurdalne pytanie?

Nie mam zamiaru wdawać się w dyskusję z tymi, dla których bohaterstwo warszawiaków było frajerstwem. Jak np. dla byłego już, na szczęście, polskiego ministra spraw zagranicznych. Dla Radosława Sikorskiego wyzwoleńczy bunt w Warszawie’44 był bez sensu i na poparcie swej tezy ów ćwierkający były polityk-internauta dołączył do swych wywodów link „przeciwników kultu sprawców Powstania Warszawskiego”. Podążając za ich „logiką” funta kłaków warte było także np. powstanie w żydowskim getcie - wszak w tym przypadku rzeczywiście nie było ani cienia szansy na jego powodzenie. Na takie stwierdzenie byłemu ministrowi, potem – z partyjnego rozdania – marszałkowi Sejmu, dziś ponoć stolarzowi odwagi jednak zabrakło. Żydowski zryw nie był frajerstwem, głupotą, ślepotą, wysłaniem ludzi na rzeź, jak uważają wskazani przez Sikorskiego „przeciwnicy kultu” Powstania Warszawskiego, w żydowskim wydaniu była to bohaterska walka w imię godności i wolności…

Zamiast polemiki z „nowoczesnymi patriotami”, postawię kilka pytań, nie oczekując odpowiedzi. Czy warto było stawać do nierównej walki w 1939r.? Czym różniła się nadzieja na rychłą pomoc zachodnich aliantów, od tej w 1944r., wobec Rosjan, przyglądających się przez kilka miesięcy z drugiej strony Wisły jak wykrwawia się i umiera miasto…? Wedle np., nomen omen, Radosława Markowskiego, wszystkie te zrywy narodowe były po prostu „hucpami”, bez „żadnej szansy na realizację w sensie militarnym i politycznym”. Jak swego czasu stwierdził ów socjolog-publicysta w radiu TOK FM, należało zastosować zasadę Szwejka: także w ’39 trzeba nam było „siedzieć w gospodzie, pilnować temperatury piwa i czekać, aż ci szaleńcy z jednej strony na drugą przejadą”. Bo podbój i okupacja kraju przez obce wojska jawił mu się jak przejazd zagranicznych turystów w zielonych mundurach z biur podróży „Tui” i „Inturistu”. Markowski, notabene odznaczony przez prezydenta Bronisława Komorowskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, wywodził bez ogródek:

Gdyby mnie spytano, co trzeba było zrobić w 1939 r., gdy nas zaatakowano z dwóch stron: ano poddać się rozsądnie.

W myśl tak pojmowanego rozsądku, Brytyjczycy też nie powinni bronić Anglii, wtedy spadłoby mniej bomb na Londyn, a i nasi lotnicy może żyliby do dziś… Ale, po co sięgać tak daleko: czy warto było Czechom podnosić beznadziejny bunt w Praskiej Wiośnie ’68, skoro wiedzieli, że spotka ich „bratnia pomoc” wojsk dawnego Układu Warszawskieg, ZSRR, NRD, Bułgarii i, a jakże, Polski? Ten student Jan Palach, który z rozpaczy dokonał aktu samospalenia przed Muzeum Narodowym na placu Wacława w Pradze to już wyjątkowy „frajer”…

Czy, zamiast siedzieć w gospodzie, warto było Węgrom rozniecać powstanie w 1956r.? Wolności im się zachciało…, a skończyło się na tym, że trzeba było dla nich robić w Polsce zbiórkę krwi.

Nasi akurat wykazali się „nowoczesnym patriotyzmem” już w 1944r., gdy uroczyście przyjęli stalinowską konstytucję, ba, na pamiątkę ogłoszenia Manifestu tzw. Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego ustanowili 22 lipca Narodowym Świętem Odrodzenia Polski. Opłacało się, nawet prezent za tę postawę dostaliśmy…, Pałac Kultury i Nauki, który do dziś tkwi jak szkło w źrenicy polskiej stolicy. W kwestii formalnej, tę budowlę dogadywał w Warszawie Wiaczesław Mołotow, ten sam, który kilka lat wcześniej z hitlerowskim przyjacielem z urzędu Joachimem Ribbentropem uzgadniał granicę między Rosją i Niemcami. Czy, jak szczycą się dziś także „nowocześni patrioci”, bunt w 1980r., który, zapoczątkował wolnościowe przekształcenia w środkowo-wschodniej Europie, był frajerstwem? Wszak polscy komuniści, pardon, „nowocześni patrioci”, wpisali nam do konstytucji swą przewodnią rolę i - co jest ewenementem w skali światowej - nadrzędność tzw. bratniego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich? Toż był to oczywisty zamach na konstytucję! Nie pierwszy zresztą. Wcześniej był grudzień’70, za który zapłacił życiem nie tylko młokos Zbyszek Godlewski vel Janek Wiśniewski. Jeszcze wcześniej był poznański czerwiec’56. W naszej historii pełno jest takich „frajerskich” zrywów, z powstaniami styczniowym i listopadowym włącznie. Nie tylko, nie wiedzieć czemu pchaliśmy się np. do Wiednia? A gdyby nasz lekkomyślny król Jan III Sobieski przegrał? Stalibyśmy się poddanymi wezyra Kara Mustafy i być może modlilibyśmy się dziś do Allaha! Cóż za brak odpowiedzialności!

Jak wywodził były premier Tusk w „Znaku” z 1987r.:

Polskość jako zadany temat… Wydawałoby się: tylko usiąść i pisać. A tu pustka, tylko gdzieś w oddali przetaczają się husarie i ułani, powstańcy i marszałkowie, majaczą. (…) Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło - ponuro - śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń? Polskość to nienormalność - takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu.

Do wyrzeczenia się tej „nienormalnej” polskości wzywał m.in. poseł swojego Ruchu, dziś opuszczony, zarośnięty Janusz Palikot, i inni „nowocześni patrioci”. Zanim upadł komunizm, w świecie istniało pojęcie demokracji, u nas panowała „demokracja socjalistyczna”. Dziś w świecie funkcjonuje „patriotyzm”, w tym w zjednoczonych Niemczech, że wspomnę hasło „Ich bin stolz, Deutscher zu sein” (jestem dumny, że jestem Niemcem), u nas krzewiony jest… „nowoczesny patriotyzm”. Taki, jaki np. reprezentował apologeta etyki i moralności, eksportowy patriota poważany za życia także w RFN, komunistyczny kapuś, co wyszło na jaw po jego śmierci, Andrzej Szczypiorski, który pisał o własnym narodzie:

Cechy charakterystyczne polskiego społeczeństwa, to alkoholizm, nieuczciwość, brak tolerancji względem inaczej myślących, nieposzanowanie pracy, zarówno cudzej jak i własnej. Wypadałoby zapytać, czy takiemu społeczeństwu przysługuje miano chrześcijańskiego…

„Nowoczesnym patriotom” przeszkadza ten zwykły patriotyzm. Taki np. budzący we mnie wstręt, zmiennocieplny „Miś” Kamiński, dla którego osobiste korzyści są ważniejsze niż honor: obecnie „jedynka” skądś-tam, wyznaje inne wartości. Jemu zapewne byłoby wszystko jedno, czy dostaje wynagrodzenie w złotówkach, w euro, czy w rublach, byleby figurować „na świeczniku”. Czy np. do niedawna pierwszy „wszechpolak”, dziś płaszczący się przed PO, mecenas Roman Giertych - dla mnie polityczna prostytutka po prostu…

Na koniec pozwolę sobie na osobistą dygresję. Kiedyś, w rozmowie o Powstaniu Warszawskim, spytałem mojego ojca, za młodu kuriera Szarych Szeregów i partyzanta, który wpadł podczas akcji i znalazł się w obozie koncentracyjnym w Stutthofie, a po wojnie zamknięty był i przesłuchiwany w tym samym więzieniu przez… polskich, „nowoczesnych patriotów” z tej „odrodzonej” Polski, gdzie wcześniej katowało go Gestapo: czy wiedząc co cię czeka, poszedłbyś dziś do lasu, jak ci, którzy założyli biało-czerwone opaski w Warszawie? Mój ojciec odpowiedział: cóż za absurdalne pytanie…?

Więc, ja, ten nienowoczesny patriota, frajer po prostu, proszę: polski przechodniu, zatrzymaj się na chwile w godzinę „W”, także dzięki tym bohaterskim dziewczętom i chłopcom żyjesz w wolnym kraju. Jak pisał podharcmistrz Szarych Szeregów, żołnierz batalionu „Parasol”, poeta Krzysztof Kamil Baczyński:

I twój śmiech, i płakanie nie odpłynie, zostanie…

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych