"Moje spotkania z bestiami" - premiera książki Tadeusza Płużańskiego. RELACJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Blogpress.pl
Fot. Blogpress.pl

Przedstawiamy relację z premiery książki Tadeusza Płużańskiego „Moje spotkania z bestiami”. Spotkanie prowadził Piotr Dmitrowicz. „Nikt inny od lat nie pisze takich książek jak Tadeusz Płużański, książek które odkłamują historię, opowiadają o rzeczach, o których nigdzie nie można przeczytać” - rozpoczął Piotr Dmitrowicz.

Dodałbym podtytuł do książki „Moje spotkania z bestiami” - „Krótka historia sądownictwa w tzw. III RP”. Bo to nie jest tylko tak, że mamy bestie, które nie zostały ukarane, ale mamy cały aparat, wymiar tzw. sprawiedliwości - kuriozalne tłumaczenia, sposób prowadzenia rozpraw przez sędziów… Tam niektórzy sędziowie pamiętają późnego, a może i wczesnego Bieruta… ale pojawiają się tam także młodzi sędziowie! Ludzie którzy z tamtym systemem nie powinni mieć nic wspólnego, a mam wrażenie, że jest inaczej

— mówił Dmitrowicz.

Tadeusz Płużański:

Wymiar sprawiedliwości to jest katastrofa, szczególnie wojskowy wymiar sprawiedliwości. Większość tych nielicznych procesów, o których mówimy ma miejsce przed sądami wojskowymi. Ci oprawcy komunistyczni stają właściwie przed swoimi kolegami. Tutaj jest zasadniczy problem, bo ci młodsi koledzy po prostu nie mają ochoty sądzić swoich starszych kolegów…

Tadeusz Płużański wspomniał jedno z pierwszych swoich doświadczeń tego typu, czyli proces Czesława Łapińskiego, oprawcy sądowego rotmistrza Pileckiego, ale też ojca Płużańskiego, w którym to procesie Tadeusz Płużański był oskarżycielem posiłkowym.

Fot. Blogpress.pl
Fot. Blogpress.pl

Czesław Łapiński mógł być sądzony tylko dlatego, że nie dopatrzył w roku 1948, iż sąd który skazywał rotmistrza Pileckiego i jego współpracowników miał niewłaściwy skład. Tylko dlatego! Tylko z tak błahego powodu można było postawić Łapińskiego, stalinowskiego prokuratora wojskowego przed sądem III Rzeczpospolitej. Niestety dzisiejsze państwo polskie, dzisiejsze prawo tego państwa, uznaje system komunistyczny za legalny, uznaje też prawo tego komunistycznego państwa za legalne i stąd są te wszystkie problemy. Szukanie pretekstów, żeby funkcjonariuszy tamtego państwa móc w ogóle ścigać. Na ogół są ścigani na podstawie takiego założenia, że złamali ówcześnie obowiązujące prawo. Czyli prawo jest legalne, tylko przekroczenie obowiązków, złamanie ówczesnego prawa jest jakimś wykroczeniem, które podlega pod współczesne paragrafy.

Podobnie błahe powody były pretekstem ścigania również innych stalinowskich zbrodniarzy takich jak Wolińska, czy Leszkowicz - zastępca Jacka Różańskiego (Józefa Goldberga). Dla zwykłego widza tych procesów jest też szokująca postawa sędziów, pełna troski o zdrowie i samopoczucie oprawców.

Piotr Dmitrowicz pytał czy któryś z postawionych przed sądem bestii wyraził jakąś skruchę, wyraził jakieś elementarne poczucie winy, ale nic takiego nie miało jednak miejsca.

Fot. Blogpress.pl
Fot. Blogpress.pl

Płużański omówił pokrótce postawę sądów, linię obrony takich oskarżonych, jak Kiszczak czy Jaruzelski. Ale też przypadki takich stalinowskich funkcjonariuszy, którzy przed sądem nie stanęli – jak Zygmunt Bauman, odznaczony Krzyżem Walecznych „za walkę z bandami”…

Jeżeli chodzi o te nieliczne procesy, które się odbyły, to zdaniem Płużańskiego stanowią one alibi dla wymiaru sprawiedliwości III RP, swoisty wentyl bezpieczeństwa, który ma pokazać, ze wszystko jest w porządku.

Te przypadki osądzenia, to moim zdaniem jest wentyl bezpieczeństwa. Właściwie był jeden duży proces - Adama Humera (tak naprawdę Adama Umera), zbieżność z Magdą Umer jest nieprzypadkowa - nie jest córką Humera, ale jest jego siostrzenicą […] jest córką brata Adama, Edwarda Umera, który był jeszcze gorszym sadystą niż Adam. Adam pracował w cywilnej bezpiece MBP, Edward Umer w zbrodniczej Informacji Wojskowej. (Magda Umer wypierała się związków z Adamem Humerem).

Proces Adama Humera - jedyna właściwie duża sprawa, w której byli sądzeni funkcjonariusze zbrodniczego państwa komunistycznego - nazwałbym pokazówką. Państwo polskie, III RP, chciało pokazać jakie jest sprawiedliwe, jakie jest mocne, praworządne, sadzając na ławie oskarżonych aż tylu zbrodniarzy komunistycznych. Na ławie oskarżonych zasiadło dwanaście osób - Adam Humer/Umer i jego podwładni. Zapadły bardzo niskie wyroki, kilku lat więzienia - do 9 lat. Na mocy kasacji zostały obniżone do 7 i pół roku, bo tylko tyle przewidywał kodeks karny… Większość z nich nie trafiła w ogóle do więzienia. Wyroki symboliczne.

Płużański podkreślił, że nawet w czasach gomułkowskich niektórych stalinowskich zbrodniarzy skazano na wyższe wyroki i były one egzekwowane.

Możemy powiedzieć, że nawet w stosunku do roku 1955/56 w III RP mamy regres, jeśli chodzi o ściganie komunistycznych zbrodniarzy. Na ogół się ich nie ściga, a jeśli już, to właściwie jest to parodia sprawiedliwości.

Tadeusz Płużański odniósł się również do filmu „Ida”, w którym filmowa Wanda ma być wzorowana na postaci Heleny Wolińskiej, i która w filmie może być odczytana nawet jako ofiara systemu, dręczona wyrzutami sumienia popełnia samobójstwo.

Jest to całkowite zafałszowanie historii, przytoczę jedyne słowo, którego użyła wobec prokuratora III RP, który ją ścigał. W wywiadzie dla brytyjskiej prasy Helena Wolińska powiedziała to co czuła i myślała na ten temat: Temu prokuratorowi, który ośmielił się oskarżać mnie o jakieś wymyślone zbrodnie ukręciłabym łeb! Tak samo się zachowywała w czasach stalinowskich, tak samo się zachowywała w roku 2006 czy 2008. I ci Humerowcy tak samo, butni, pewni siebie, na sali sądowej pokazywali, że mają to wszystko gdzieś i tych ludzi też, że to jest jakaś przypadkowa zbieranina nieznanych im osób.

Wręcz próbowali zastraszać pokrzywdzonych.

Sąd pozwalał im na takie zachowanie, jednocześnie całkowicie inną miarę przykładając do ofiar tychże sympatycznych starszych panów…

Fot. Blogpress.pl
Fot. Blogpress.pl

Tadeusza Płużańskiego pytano o panteon Żołnierzy Wyklętych, który ma powstać na Łączce.

Mam wrażenie, że jesteśmy oszukiwani przez tych, którzy odpowiadają za te sprawy. Zarówno przez pana prezydenta, jak i przez Instytut Pamięci Narodowej i Radę Pamięci Walk i Męczeństwa. Wszystkie te instytucje i urzędy nie mówią prawdy o tym, jak zaplanowali sprawę Łączki, a zaplanowali w ten sposób, że nasi Żołnierze Niezłomni nie zostaną już nigdy wydobyci z Łączki. Po prostu! Trzeba to mówić otwartym tekstem. Te propozycje, które teraz są procedowane, prawo przygotowane przez pana prezydenta w jego kancelarii, nowelizacje ustaw - gdy pan rezydent występuje i mówi, że to ma otworzyć drogę do ekshumacji, a nawet je przyspieszyć - jest zupełnie odwrotnie! Te ustawy blokują podjęcie jakichkolwiek prac na Łączce.

Nie chcą się do tego przyznać, ale uzależnili wydobycie naszych bohaterów od zgody rodzin, bardzo często komunistycznych, pochowanych na górze. To jest podstawowa zupełnie sprawa. Czyli dalej, tym razem następcy tych, którzy mordowali, decydują o losie swoich ofiar. Tak do tego trzeba podejść.

Łączka, gdzie znajdują się doły śmierci, pierwotnie była poza terenem cmentarza, a za czasów Jaruzelskiego i Siwickiego w 1982 r. została przeznaczona na miejsce pochówku, często komunistycznych działaczy, co miało zablokować sprawę na zawsze.

I dzisiaj ten plan niestety dalej obowiązuje, bo groby na górze Łączki blokują całkowicie dostęp pod spód. I przykra prawda, ale to jest też taki symboliczny moment, że bardzo często kaci leżą nad swoimi ofiarami. To jest przypadek pułkownika Romana Kryże, stalinowskiego mordercy sądowego, który zatwierdził wyrok śmieci na rotmistrza Witolda Pileckiego. On leży na Łączce, na górze; pod nim - możliwe, że bardzo niedaleko - gdzieś w dole spoczywa nasz narodowy bohater, rotmistrz Witold Pilecki.

I niestety dzisiejsze nowelizacje pana prezydenta wręcz legalizują ten stan rzeczy, bo żeby dostać się pod spód wojewoda mazowiecki będzie prowadził pertraktacje z tymi rodzinami. Nie tylko z bezpośrednimi potomkami, ale z wszystkimi żyjącymi krewnymi. Zakładam, że te pertraktacje będą się kończyły klęską, bo te rodziny na ogół nie są zainteresowane tym, żeby przenosić swoich bliskich. […] I nawet jeżeli wojewoda podejmie decyzje o przeniesieniu danego grobu, to będzie to zawsze rozpatrywane indywidualnie, każdy przypadek, każdy grób. Na górze jest około 200 grobów i w każdym z tych przypadków będą trwały pertraktacje. To są tysiące ludzi!

Nasz prawnik łączkowy wyliczył, że takie odwołania do wszystkich możliwych sądów będą trwały od pięciu do siedmiu lat. Bo tyle trwa tryb administracyjny.

Płużański podkreślił, że miejsc takich jak Łączka jest w Polsce bardzo dużo.

Mieliśmy rozstrzygnięcie konkursu na ten rzekomy panteon. Z racji swoich rozmiarów to nie jest żaden panteon, ja go nazywam panteonikiem. On obejmuje zaledwie fragment dawnego pola więziennego.” Plan nie przewiduje wydobycia pozostałych ofiar, a sam konkurs okazał się plagiatem krematorium…

Płużański zwrócił też uwagę, że 27 września „w tym panteonie ma odbyć się uroczysty państwowy pogrzeb wszystkich wydobytych (miał odbyć się rok wcześniej, co obiecywał prezydent). […] Pytanie podstawowe brzmi - kogo oni będą tam chować? Będą chować zapewne 40 szczątków, bo tyle zidentyfikowano do tej pory, może do września przybędzie nam kilka nazwisk. Zakładam, że maksymalnie 60. A co z pozostałymi? A co z tymi cały czas spoczywającymi w tych dołach śmierci?” - pytał Płużański.

Fundacja Łączka stawia sprawę jasno, i tego nie odpuścimy, nie dopuścimy do żadnego pogrzebu w tym miejscu, dopóki wszyscy z tych dołów śmierci nie zostaną ekshumowani. Inaczej być nie może! Nie możemy dzielić naszych Żołnierzy Niezłomnych na lepszych i gorszych. Lepsi to ci, którzy mieli to szczęście, że zostali wydobyci z ziemi. A pozostali nie mieli tego szczęścia. Mamy się zgodzić na to, żeby oni tam zostali?

Wśród pytań padło też pytanie o nazewnictwo – Żołnierze Wyklęci, czy Niezłomni.

I wyklęci i niezłomni

— bo wciąż są wyklęci w III RP. Była mowa też o wrocławskim liceum gdzie dyskutowano, czy Inka jest dobrym patronem szkoły i skandalicznej sytuacji - gdy Inka była poszukiwana z honorami, pochowano jej oprawcę i oskarżyciela… Odpowiedzialni za to ludzie po pierwotnym odwołaniu wrócili na swoje miejsce, a minister Siemoniak nie podał się do dymisji.

Padło też pytanie o zbliżające się wybory prezydenckie. Na pytanie, na kogo głosować Tadeusz Płużański zadeklarował swoje poparcie dla Andrzeja Dudy:

Nie jestem tutaj od agitacji politycznej. Nie najlepiej się czuję w takiej roli, bo trochę czym innym się zajmuję, ale powiem w ten sposób: Jeśli chodzi o polską pamięć, to ja widzę pewne możliwości po stronie Andrzeja Dudy. Parę deklaracji też już złożył. Myślę, że były to deklaracje szczere, nie mam powodu mu nie ufać. Kojarzę go jako człowieka młodego, inteligentnego, który potrafi się zachować, w przeciwieństwie do pana Komorowskiego, któremu brak podstawowej kindersztuby, jak widać… […] Andrzej Duda powiedział, że gdy będzie prezydentem wszyscy z Łączki zostaną ekshumowani i powstanie tam prawdziwy, wielki, narodowy panteon. Mam wrażenie, nie mam pewności oczywiście, ale mam wrażenie po właśnie tego typu wypowiedziach i zachowaniach, że Andrzej Duda chce iść drogą Lecha Kaczyńskiego. Ja byłem wielkim fanem prezydentury Lecha Kaczyńskiego, uważając tę prezydenturę za jedyną prezydenturę wolnego człowieka, który chciał też wolnościowe porządki u nas zaprowadzić. Lech Kaczyński był niezmiernie czuły na naszą historię narodową, a szczególnie zależało mu właśnie na powrocie tej rozstrzelanej armii, szczególny nacisk położył na naszych Żołnierzy Niezłomnych i, jak mówię, robił rzeczywiście dużo w tym kierunku, czego najlepszy dowodem jest właśnie to święto. Andrzej Duda był pracownikiem kancelarii Lecha Kaczyńskiego i z jego wypowiedzi i zachowań przebija to samo zainteresowanie naszą historią i zakładam że on, gdyby został prezydentem, będzie postępował w podobny sposób co Lech Kaczyński, mi to wystarczy. Ja oceniam ludzi, przede wszystkim polityków, wedle ich stosunku do polskiej historii, polskich tradycji. Jeżeli ktoś szanuje tę historię, może liczyć na mój głos. To jest bardzo proste podejście, ale tym się zajmuję. Nie zajmuję się politykowaniem czy politykierstwem, tylko zajmuję się naszą historią, więc jeżeli widzę sojuszników w polityce, a takim sojusznikiem wydaje mi się Andrzej Duda, to może liczyć na mój głos.

Spotkanie zorganizowało wydawnictwo 2Kolory, a odbyło się w Księgarni Fundacji Pomocy Bibliotekom Polskim przy ulicy Hożej w Warszawie.

Relacja: Bernard

Fot. Blogpress.pl
Fot. Blogpress.pl

Więcej na portalu Blogpress.pl

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych