Frąckowiak: "Mama śpiewała na pogrzebie Kuklińskiego, ojciec był jego pełnomocnikiem, a ja czuwam nad muzeum"

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Mama śpiewała na pogrzebie Kuklińskiego, ojciec był jego pełnomocnikiem, a ja czuwam nad muzeum

— podkreśla w wywiadzie dla Polskatimes.pl Filip Frąckowiak, syn Józefa Szaniawskiego i Haliny Frąckowiak, dyrektor Izby Pamięci Ryszarda Kuklińskiego.

Frąckowiak twierdzi, że muzeum poświęcone płk. Kuklińskiemu pokazuje, „czym była rosyjska polityka imperialna kiedyś i czym jest dzisiaj”.

Pojawia się też wątek osobisty, kiedy Filip Frąckowiak tłumaczy, dlaczego nosi nazwisko matki, a kontynuuje dzieło ojca.

Rodzice zmienili mi nazwisko za obopólną zgodą, kiedy ojciec trafił do więzienia. Miałem cztery i pół roku. Kiedy zamknęli tatę, głupi Urban powiedział podczas konferencji prasowej, że po ucieczce na Zachód Ryszarda Kuklińskiego i Zdzisława Najdera w mieszkaniu pana Szaniawskiego zamknięto ostatnią redutę CIA w Polsce. Dzisiaj to brzmi śmiesznie, ale wtedy to wydarzenie przesądziło o decyzji co do mojego nazwiska. Potem sytuacja wyglądała źle. Ale nie wchodźmy w szczegóły, bo to właśnie sfera mojej prywatności

— ucina.

Z ojcem zawsze łączyły go bliskie relacje.

Kiedy wyszedł z więzienia, miałem dziewięć lat i musiałem się go uczyć na nowo. Ojciec rzucił się w wir walki o dekomunizację Polski, został pełnomocnikiem Kuklińskiego. To pochłaniało go w stu procentach. A ja, jako zbuntowany nastolatek, miałem do taty pretensje. Podczas moich studiów też się sprzeczaliśmy. W każdym razie dla niego każdy temat był rozmową o kraju

— opowiada.

Po tragicznej śmierci ojca Frąckowiak zastanawiał się, jak ratować muzeum Kuklińskiego.

To chyba najpiękniejsze, co mogłem otrzymać po ojcu - spuścizna intelektualna i patriotyczna. Dla mnie to kwestia honoru, trochę rodzinna tradycja. Mama śpiewała na pogrzebie Kuklińskiego, ojciec był jego pełnomocnikiem, a ja czuwam nad muzeum

— dodaje.

A tak wspomina przyjaźń swojego ojca z płk. Kuklińskim:

Oni się bardzo przyjaźnili, bo poznali się jako dojrzali, dorośli faceci po przejściach. Jeden uciekał przed karą śmierci, drugi dostał 10 lat odsiadki za przesyłanie dokumentów do RWE. Obaj mieszkali na Starym Mieście i obaj byli celowo zlekceważeni przez III RP. Ojciec wyszedł z więzienia dopiero 19 grudnia 1989 r., śledztwo w sprawie Kuklińskiego umorzono osiem lat później. Razem podróżowali dużo po Stanach i wiele rozmawiali. Kiedy ojciec opowiadał o pułkowniku, wiedziałem, że to dwaj doskonali kumple. Poruszali kwestie bezpieczeństwa, życia i śmierci, konspiracji. Tata zdradzał trochę rozmów, ale jest za wcześnie, żeby o tym mówić…

— zastrzega Frąckowiak.

Częstym tematem ich rozmów były kobiety.

Pułkownik miał zaskakująco duże zaufanie do ojca, aczkolwiek był zupełnie innym człowiekiem. Tak naprawdę bał się kampanii medialnej stworzonej przez Józefa Szaniawskiego. A ojciec był medialnym taranem, który nie bał się opieprzyć lewicowego dziennikarza za zadawanie głupich pytań. Tata bywał nerwowy i dawał temu wyraz. Chociażby w rozmowach z policją czy UOP. Był na tyle waleczny, że wyjmował ludziom mandaty zza wycieraczek. Po prostu nie znosił opresyjnej władzy

— wspomina syn Józefa Szaniawskiego.

Dla niego płk Kukliński był „dobrym wujkiem”, ale nie miał odwagi „rozmawiać z nim o walce z komunizmem”.

Byłem za młody, więc nie chciałem przekraczać pewnej granicy. Porozmawiałem za to z Davidem Fordenem w lutym, przy okazji premiery „Jacka Stronga”. Wiedział o śmierci mojego ojca i powiedział: „Your father was a fighter”. I oni wszyscy go tak traktowali - jak szaleńca, wariata. Z drugiej strony - Amerykanie nie rozumieli polskiej sytuacji w latach 90. W każdym razie Forden jednoznacznie dał do zrozumienia, że tata zmarł za wcześnie. Chodziło mu o pracę ojca na rzecz Kuklińskiego

— opowiada.

Nie zgadza się z panującą w Polsce rzeczywistością.

Uważam, że bardzo wielu bohaterów zapomniano i zlekceważono. Nie zgadzam się z wizją Polski, gdzie grobu Jaruzelskiego pilnuje kamera, a w praktyce BOR. Żeby kraj zachował tożsamość, trzeba jasno mówić, kto szkodził dzisiejszej Rzeczypospolitej, a kto chciał nowoczesności. Uważam, że brak wyroków na autorów stanu wojennego, masakry 1970 r. czy zabójstwa księży to skandal. Sąd zna stan faktyczny, ale rządzi kompromis. I ja się na to nie zgadzam. Bo najgorsze jest zapomnienie

— kończy Filip Frąckowiak.

bzm/polskatimes.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.