Reiner Stahel: nowy człowiek honoru?

fot. wikipedia/domena publiczna
fot. wikipedia/domena publiczna

Zdaje się, że w jednej sprawie panuje w Polsce zgoda: że dowódca garnizonu warszawskiego w czasie Powstania, gen. Reiner Stahel, był zbrodniarzem wojennym.

Skoro zachowały się jego rozkazy z tego czasu, a pacyfikacja Powstania wyglądała tak, jak to wszyscy wiemy, to powoływanie się na okoliczność (jak czyni rodzina gen. Stahela), że nie ma w tej sprawie skazującego wyroku sądu, jest śmieszne.

Chciałbym nieco popsuć poczucie narodowej jedności. Czy lepiej: pokazać, że gdy nie chodzi o gen. Stahela, ta logika nie dla wszystkich jest obowiązująca. Zwracam nieśmiało uwagę, że podobne rozumowanie, co rodzina gen. Stahela stosuje od lat w stosunku do swoich oponentów Adam Michnik, strasząc sądem tych, którzy już odważyli się opublikować coś przeciwko niemu, co działa naturalnie także prewencyjnie na tych, którzy jeszcze nic nie opublikowali, ale mieliby taki zamiar. I działa skutecznie, podczas, gdy krewni Stahela, jak się zdaje, raczej w sądzie przegrają.

Wedle podobnej logiki działają też obrońcy dobrego imienia Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego, zamykając usta historykom przy pomocy wyroków sądowych sprzed lat (dziś już 14) w sprawie obowiązkowej lustracji ówczesnych kandydatów na prezydenta. Różnica jest taka, że tu wyrok sądu jest już tą pałką, która odstrasza, a tam (rodzina gen. Stahela i Adam Michnik) pałką jest sam pozew, czy zapowiedź jego wniesienia. Ale jest też jedno gruntowne podobieństwo.

We wszystkich tych sprawach chce się zakneblować usta tym, którzy głoszą niewygodne dla kogoś poglądy. I nie chodzi o szaleńców, którzy nagle opowiadają jakieś niestworzone historie. Chodzi najczęściej o historyków (czasem publicystów posługujących się źródłami historycznymi), którzy po prostu opowiadają, jak było, na podstawie źródeł, nie zważając na to, jaki w danej sprawie jest lub mógłby być wyrok sądu. Bo też takie oglądanie się na sąd byłoby jakąś ponurą aberracją.

W sprawie zbrodni niemieckich wobec Powstania mamy w Polsce dużą zgodność poglądów, ale w sprawie uwikłań osób publicznych w PRL – już nie.

Historycy piszą na ten temat opowieści nieco bardziej skomplikowane niż oficjalnie dopuszczone do obiegu legendy. To znaczy, chcieliby, ale właśnie na drodze stają te pozwy, a niekiedy i wyroki.

Wolność słowa nie jest dla wszystkich, a ustalanie prawdy historycznej nie jest dla historyków – tako rzecze Adam Michnik. Dla rodziny gen. Stahela to jak miód na jej zbolałe serce.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych