Brama Wolności?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot: Wikimedia CC-BY-SA-3.0
fot: Wikimedia CC-BY-SA-3.0

Brama wiodąca do Stoczni Gdańskiej - niemy świadek historii, nazywana jest czasami Bramą Wolności. Historyczną bramę przez która wyszli stoczniowcy 16 grudnia 1970 roku, których dosięgły kule, przed którą gromadzili się wspierający strajk Sierpnia’80, przez której pręty strajkujący odbyli tysiące rozmów z żonami i dziećmi, która słuchała ich zwierzeń i modlitw, rozjechał czołg w grudniu 1981 r. Miejsce szczególne - brama, na której wisiały kwiaty i portrety Matki Boskiej i Jana Pawła II, pozostało. Ale czy taką samą symboliczna rolę?

Grudzień’70

14 grudnia 1970 roku władze PRL ogłosiły podwyżkę cen mięsa i innych artykułów żywnościowych. Spowodowało to wybuch strajku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, a następnie w innych stoczniach i zakładach całego Wybrzeża. Przeciw strajkującym użyto MO i oddziałów wojska, które z ostrej broni ostrzelało strajkujących stoczniowców 16 grudnia 1970 r. około godz.8 w okolicach Bramy numer 2. Od kul padli pod Bramą nr 2 stoczniowcy Jerzy Matelski, Stefan Mosiewicz. 11 ich kolegów zostało rannych. Kolejni ginęli w Gdyni, Szczecinie i Elblągu.

Władza w PRL bała się Grudnia’70. Cenzura w 1976 r. nie przepuściła sceny w „Człowieku  marmuru” Andrzeja Wajdy, w której Agnieszka (Krystyna Janda) wiesza na stoczniowej bramie bukiet kwiatów. Stoczniowcy nigdy nie zapomnieli o swoich kolegach. Tuż po smutnym Bożym Narodzeniu 1970 roku robotnicy domagali się skromnej tablicy u wejścia do zakładu. Pod bramą stoczni w każdą rocznicę Grudnia 1970 r. i na święto 1 Maja leżały kwiaty z napisami na szarfach „Ofierze Grudnia”, „Poległemu Koledze w wydarzeniach grudniowych”. Znaki pamięci były niemal natychmiast usuwane przez tajniaków i milicjantów.

Protest

18 grudnia 1979 r. przed stoczniową bramą zebrało się, mimo prewencyjnych aresztowań, kilka tysięcy osób (SB raportowała o 3 tys.).

Kolejny już raz spotykamy się pod bramą numer 2 by uczcić rocznicę tragedii Grudnia. Nie czynimy tego w imię nienawiści. Celem naszym jest spokojne, poważne i godne uczczenie pamięci ludzi, którzy polegli w obronie swych praw, swojej godności, konsekwentnie bronili praw i godności nas wszystkich, całego polskiego społeczeństwa.

– mówił przy stoczni opozycjonista z RMP Dariusz Kobzdej.

W przyszłym roku będziemy obchodzili 10. rocznicę tej tragedii. Musimy postawić pomnik. Jeśli do tego czasu nie powstanie proszę wszystkich by każdy na rocznicę przyniósł ze sobą kamień. Jeśli wszyscy przyniosą po jednym to na pewno zbudujemy pomnik.

– apelował tego dnia Lech Wałęsa.

17 sierpnia 1980 r. przy tejże bramie stoczni, na miejscu tragedii, strajkujący ustawili drewniany krzyż.

W sierpniu 1980 roku światowe media obiegały obrazy z gdańskiej stoczni wraz z brama wiodącą do zakładu. Rozpoczęty 14 sierpnia 1980 strajk okupacyjny załogi Stoczni Gdańskiej im. Lenina w obronie zwalnianej ze Stoczni Gdańskiej Anny Walentynowicz, przekształcił się po trzech dniach w ogólnopolski solidarnościowy protest przeciw władzy.

Pod bramą nr 2 gromadziły się tłumy by wspierać strajkujących stoczniowców i MKS. Na bramie zakładu, któremu patronował wojowniczy ateista proletariusze zawiesili obraz Marki Boskiej i portret Jana Pawła II.

Do Stoczni Gdańskiej przyjechali delegaci kolejnych strajkujących zakładów, tworząc Międzyzakładowy Komitet Strajkowy.

21 postulatów zapisanych na drewnianej tablicy, wiszącej nad bramą stoczni, których spełnienie przez władze komunistyczne było warunkiem zakończenia strajku zawierało (jako najważniejszy postulat) żądanie wolnych związków zawodowych. Tablica z postulatami, ukrywana przez stan wojenny, została umieszczona w 2004 roku na liście programu UNESCO „Pamięć Świata”. Protest pracowniczy wsparty przez intelektualistów i całe społeczeństwo przekształcił się następnie w ogólnopolski ruch NSZZ „Solidarność”.

Przestroga

16 grudnia 1980 r., w dziesiątą rocznicę wydarzeń grudniowych, pomnik został odsłonięty. Tego wieczoru na placu przed stocznią zebrało się co najmniej ćwierć miliona osób. Pomnik stał się swoistym memento dla wszystkich, którzy chcieliby dokonać zamachu na prawa człowieka i godność ludzi pracy.

Minął rok, a pod stoczniową bramą znów polała się krew. Czołg 8. Dywizji Zmechanizowanej rozjechał stoczniową bramę podczas rozbijania strajku w grudniu 1981 r. 

14 grudnia 1981 stoczniowcy na zebraniach podjęli decyzję o strajku okupacyjnym. Po ogłoszeniu stanu wojennego pod Stocznią Gdańską, która rozpoczęła strajk, pojawiły się czołgi. Nocą do stoczni wkroczyły oddziały ZOMO, które siłą wyprowadziły grupę strajkujących ze stoczni. Strajk okupacyjny część załogi jednak kontynuowała. 15 grudnia żołnierze pełniący służbę wokół stoczni zostali zaproszeni na grochówkę, którą wydawano w stoczniowej stołówce. W nocy załogi czołgów zostały wymienione. Nad ranem 16 grudnia 1981 r. rozpoczęła się ostateczna pacyfikacja stoczni. Na teren stoczni wprowadzono wojsko uzbrojone w transportery opancerzone i czołgi. Jeden z pojazdów staranował główną bramę.

W ważnym spektaklu „Norymberga” w reż. Waldemara  Krzystka z fenomenalnym Januszem Gajosem, grającym oficera Zarządu II Sztabu Generalnego MON płk. Kołodzieja, tenże chce się wyspowiadać przed dziennikarką Hanną (graną przez Dominikę Ostałowską), oczyścić sumienie z zaszczucia jej ojca, oficera wojsk pancernych, majora Wiznera.

Wizner zdradził, przeszedł na stronę wroga w warunkach bojowych… Zjadł obiad. 14 grudnia 1981 roku, drugiego dnia stanu wojennego, wszedł z czołgistami na teren Stoczni Gdańskiej i razem ze strajkującymi zjedli obiad i dał oficerskie słowo, że czołgi nie zaatakują stoczni. Po raz pierwszy oficer stanął po stronie tych, których przysięgał bronić – mówił Kołodziej do córki Wiznera, nim zginął w zagadkowych okolicznościach na polowaniu.

Afera im. Lenina

Kolejna odsłona, tym razem tragikomiczna, walki władzy z „Solidarnością” miała miejsce w połowie maja 2012 roku. Oto w groteskowy sposób, decyzją prezydenta miasta Pawła Adamowicza (PO) stocznia znów nosiła imię „Lenina”. Wróciły też transparenty „Proletariusze wszystkich zakładów łączcie się” i „Dziękujemy za dobrą pracę” oraz order „Sztandaru Pracy”.
Został zamatowany pod osłona nocy. Początkowo gdańszczanie wierzyli, że „nowa” nazwa stoczni to filmowy rekwizyt - drogi, bo wyceniony na ponad 60 tys. zł, za który zapłacili z miejskiej kasy.

Niestety, prezydent Gdańska Paweł Adamowicz oficjalnie poinformował, że imię Lenina, jako „historyczna pamiątka” ma zostać na stoczniowej bramie.

Miało to, jakoby, służyć celom edukacyjnym – przywróceniu wyglądu wejścia do zakładu z 1980 r. Pojawiły się więc ironiczne komentarze, że skoro miejscy włodarze dążą do przywrócenia dawnego wyglądu miejsc historycznych to również w końcu dokonają zamachu na pomnik Poległych Stoczniowców, gdyż w sierpniu 1980 r. monumentu przed stocznią nie było. Zastanawiano się z ironią czy idąc tropem „edukacyjnego” myślenia władze Gdańska zdominowane przez PO zechcą też przywrócić elementy propagandowe i dekoracyjne z lat, gdy parlament i Senat Wolnego Miasta Gdańska zdominowała narodowosocjalistyczna NSDAP? Na stronie internetowej miasta są bowiem „Honorowi obywatele Gdańska - tytuły nadane w innych okresach historycznych”: Albert Forster, Hermann Goering i Adolf Hitler.

Prokuratorzy odmawiając wszczęcia postępowania w sprawie gloryfikacji totalitaryzmu przez gdańskich włodarzy, uznali, że odtworzenie na bramie napisu „Stocznia Gdańska im. Lenina” nie „nosi znamion czynu zabronionego”.

Stoczniowcy, związkowcy z „Solidarności” i mieszkańcy Gdańska nie kryli oburzenia.  Po obrzucaniu jajkami, czerwoną farbą i proteście, pseudonim „Lenin” zniknął, a pojawił się napis „Solidarność”. Napis Stocznia Gdańska im. Lenina wisiał na bramie niemal dwa tygodnie nim nie został przysłonięty flagą „Solidarności”, a 14 sierpnia Lenina zakrył baner z „solidarycą”. Próba zdjęcia „Solidarności” znad stoczniowej bramy podjęta na polecenie gdańskich urzędników została storpedowana przez sędziwą panią Aleksandrę Olszewską, prowadząca kiosk na Placu Solidarności.

W końcu Uljanow „Lenin”, za sprawą „Solidarności” znalazł się na śmietniku historii. Niespełna godzinę potrzebowali związkowcy z NSZZ „Solidarność” by pozbyć się pseudonimu wodza bolszewików „Lenina” znad Bramy nr 2 wiodącej do Stoczni Gdańskiej. 28 sierpnia 2012 r. pod bramą zakładu pojawili się niemal wszyscy członkowie Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”.

Pojawienie się napisu „Lenin” był skandalem. Z wielu miejsc dobiegały głosy, że musimy coś z tym zrobić, by nie było wstydu.

– mówił poseł Janusz Śniadek.

Dwie tarcze szlifierskie i sprawne, nawykłe do pracy ręce związkowców, szybko poradziły sobie z przyspawanymi literami „im. Lenina” i atrapą peerelowskiego Orderu Sztandaru Pracy.

Przed świętami przed uroczystościami należy sprzątać. I posprzątaliśmy. Miejsce Lenina jest na śmietniku. Komisja Krajowa zrobiła to co do niej należało. Myśmy nie prowokowali tej sytuacji. Nie wyobrażam sobie byśmy składali kwiaty pod bramą z napisem imienia Lenina.

– powiedział nam Piotr Duda, przewodniczący NSZZ Solidarność, który wykonał pierwsze cięcie.

Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz (PO) zagrzmiał o wandalizmie i napisał donos do marszałek Sejmu Ewy Kopacz ze skargą na posłów uczestniczących w zdejmowaniu liter.

Odcinanie Lenina było „sprzątaniem przestrzeni”, ale sam „Lenin” stał się materiałem dowodowym. Funkcjonariusze policji, wraz z ekipą dochodzeniową i nakazem prokuratorskim zjawili się wnet w siedzibie Komisji Krajowej. Powód – zabezpieczenie pseudonimu wodza bolszewików. Policja zażądała – pod groźbą przeprowadzenia rewizji, wydania liter „im. Lenina”.

Gdyby carska policja i „Ochrana” tak samo pieczołowicie zajmowała się Włodzimierzem Iljiczem Uljanowem w kwietniu 1917 roku kiedy przy pomocy wywiadu Rzeszy jechał przez Europę do Rosji losy świata potoczyłyby się zapewne inaczej.

Skąd ta zaciekłość? Ano stąd, że bardziej niż o rzekome chuligaństwo chodzi o wojnę Platformy z NSZZ „Solidarność”, a w dalszym planie o chęć przejęcia przez PO tradycji Sierpnia 1980. Rekonstruowanie bramy z Leninem oznaczało uznanie stoczni wyłącznie za muzeum, przed którym rocznice Sierpnia świętować będzie władza i wybrani „Europejczycy”, a nie „nieokrzesani” stoczniowcy.

Spór o napis był próbą sił między Platformą a związkiem. Od 2005 roku, gdy zaczął się konflikt na linii PO-PiS, gdańska Platforma uznała NSZZ „Solidarność” za sprzymierzeńca partii Jarosława Kaczyńskiego i zaczęła kreować wizerunek związku jako siły awanturniczej. Nałożył się na to sojusz PO z Lechem Wałęsą, który gromił Kaczyńskich i zachęcał do popierania PO. Donald Tusk zaczął traktować Wałęsę jako jedynego „właściciela” sierpniowej tradycji.

Groteskowy z pozoru spór między władzami miasta Gdańska a związkowcami z NSZZ „Solidarność” o przywrócenia PRL-owskiego napisu ku czci Lenina na stoczniowej bramie zakończyło umorzenie śledztwa wobec działaczy związkowych. Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Oliwa w 2013 r. podjęła decyzję o umorzeniu sprawy stoczniowej bramy nie dopatrując się w działaniach związkowców czynu zabronionego. Szef jednostki Cezary Szostak wyjaśniał wówczas, że w śledztwie ustalono, że podejmując decyzję o demontażu napisu „im. Lenina” i symbolu Orderu Sztandaru Pracy członkowie Solidarności od razu postanowili, że po zdjęciu wspomnianych elementów oddadzą je miastu. Samo wszczęcie śledztwa, w którym przesłuchano w całej Polsce ponad sto osób, angażując dziesiątki funkcjonariuszy policji, jest bulwersujące. Takie działania aparatu ścigania inspirowane przez polityków wobec niezależnego związku zawodowego są dalekie od demokratycznych standardów państwa prawa.

Walka o pamięć

Brama nr 2 otwiera Drogę do Wolności i wpisuje się w historyczną substancję stoczni, z której niewiele dzisiaj pozostało.

W świadomości przeciętnego Europejczyka komunizm zakończył się wraz z upadkiem muru berlińskiego, a nie z buntem gdańskich robotników z 1980 r. i powstaniem „Solidarności”. 

Berlińczycy są w europejskiej opinii burzycielami ideologicznego muru, nie zaś polscy robotnicy, którzy wyjęli z niego pierwszy blok. W czasach „kultury obrazu” do wyobraźni przemawia wyrazistość symboli. Trudno byłoby znaleźć bardziej malowniczy symbol zrzucenia żelaznej kurtyny niż upadek betonowego muru, okalającego enklawę wolności.  

Również podniesione szlabany na wewnątrzniemieckiej granicy okazały się fotogeniczne. Nocą z 9 na 10 listopada po wypowiedzi Guntera Schabowskiego z NRD-owskiego Politbiura, tysiące mieszkańców NRD ruszyło na granicę. W rzeczywistości mur zaczął się kruszyć nocą z 20 na 21 grudnia 1989 r. Pierwszy betonowy blok padł o godz. 0.37, a 22 grudnia, mimo padającego deszczu, spotykało się przy Bramie Brandenburskiej ćwierć miliona Berlińczyków.

Ale swoją rolę odegrała tu też inercja i brak koncepcji wykorzystania symbolów obywatelskiego oporu i walki o prawa człowieka w Polsce.

Gdańsk przegrywał bitwę o pamięć przez całą dekadę lat 90. Gdy Niemcy już mieli swoje muzeum muru berlińskiego przy punkcie kontroli granicznej „Checkpoint Charlie” (Haus am Checkpoint Charlie) założonym i kierowanym przez Rainera Hilderbrandta turysta w Gdańsku nie miał szansy by poznać historię oporu przeciw reżimowi PRL, nie zobaczył używanego w podziemiu sprzętu poligraficznego, nadajników radiowych, druków ukazujących się poza cenzurą, czy sprzętu ZOMO. Dopiero otwarte „Drogi do Wolności” w 2000 r. ten dystans do pamięci nadrabiały.

Jak wytłumaczyć choćby istotę przemian w Polsce? Jeśli odrzucając komunizm wygrywa się wybory pod hasłem budowy nowego państwa, by zaraz potem część z tych wygranych wyborów oddać, a następnie wybiera się na prezydenta gen. Jaruzelskiego, człowieka, który zniszczył pierwszą Solidarność, to nawet nam się mąci w głowach, a co dopiero cudzoziemcowi.

To my sami nie potrafimy odpowiedzieć na pytanie kiedy skończył się PRL. Trudno więc by to inni budowali za nas naszą symbolikę. Chyba, że na drażliwe kwestie spuścimy wstydliwą zasłonę milczenia.

Artur S. Górski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych