Piotr Skwieciński: „To jest ślepota, porażka myślenia”. Jeszcze raz o tym, że Niemcy chcieli, żeby nas nie było

fot.iuve.pl
fot.iuve.pl

Samuel Pereira polemizuje ze mną i z Piotrem Zarembą gdyż sprzeciwiliśmy się relatywizowaniu hitlerowskich zbrodni przez Wojciecha Cejrowskiego.

Cała rozpętana przez teksty Piotra i mój dyskusja w pewnym momencie sprowadziła się do sporu na temat: czy w czasie II wojny światowej dla Polaków ewentualność zwycięstwa stalinowskiej Rosji była równie zła jak ewentualność zwycięstwa hitlerowskich Niemiec?

Przyznam, że żałuję iż z własnej woli „zauczestniczyłem” w tej wymianie zdań. A to dlatego, że konieczność ciągłego dowodzenia, że dwa razy dwa to jednak jest cztery, a nie pięć albo trzy, odbieram jako nieco uwłaczającą. Ale cóż…. Cierp ciało, jeśliś chciało.

„Przeciwko relatywizacji Hitlera i Stalina” - tytułuje swój artykuł Pereira. Nie sądzę, żeby zarzut relatywizacji któregokolwiek z tych zbrodniarzy mógł dotyczyć mnie lub Zaremby. Co Pereira skądinąd stwierdza w swoim tekście. Ale tytuł… tak jakby sugerował coś innego.

Bardzo wiele spośród osób, które zechciały sprzeciwić się moim (i Zaremby) tezom czy to na portalach medialnych, czy to w mediach społecznościowych, sugeruje iż spór dotyczy tego, czy w 1944 roku Polaków spotkało „wyzwolenie”, czy powinni ono odczuwać „wdzięczność” wobec Armii Radzieckiej, a w związku z tym zapewne utrzymywać i czcić pomniki „żołnierzy – oswobodzicieli”.

Choć i ja, i Zaremba napisaliśmy to naprawdę wystarczająco jasno, podkreślę raz jeszcze: absolutnie nie. Nawet jeśli uznać (jak ja uważam) że w tragicznej rzeczywistości II wojny światowej ewentualność zwycięstwa ZSRR była dla Polaków (bo oczywiście np. Estończycy mogli mieć inne zdanie) mimo wszystko mniejszym złem niż możliwość zwycięstwa Niemiec (i co za tym idzie ich długotrwałe rządy w Europie Środkowej), to żadna wdzięczność z tego nie wynika w żadnym razie.

Po pierwsze dlatego że, jak ktoś celnie napisał, mniejsze zło jest jednak złem – mniejszemu złu nie stawia się pomników. Po drugie dlatego, że przecież Rosjanie przerwali ciąg zagłady Polaków nie dlatego, że tego chcieli, tylko niejako przypadkiem. Bo Generalne Gubernatorstwo leżało na drodze do Berlina. To jest oczywiste, ale równie oczywiste jest to, że to naprawdę było mniejsze zło.

W kolejce do piachu

Bo naprawdę byliśmy następni po Żydach w kolejce do piachu. I żadna intelektualna ekwilibrystyka nie jest w stanie zanegować tego faktu. Wszystko, co wiemy o niemieckich zamierzeniach na okres po ewentualnym zwycięstwie III Rzeszy nad aliantami przekonuje bowiem do tego, że Polaków jako narodu Niemcy chcieli się wtedy ze środkowej Europy pozbyć. Generalplan Ost – dokument, określający zamierzenia nazistów mówił o tym wprost. Polacy (tak jak ludność przeznaczonej do zniemczenia części okupowanego ZSRR) mieli być w części (elity) eksterminowani, w większości wywiezieni gdzieś na wschód (mowa była o Syberii; berlińscy planiści podkreślali, że trzeba by nas tam gdzieś za Uralem rozproszyć, żeby przypadkiem deportowany naród nie utworzył tam na wschodzie jakiejś nowej Polski…), a w niewielkiej części (3-4 miliony) pozostawieni nad Wisłą jako niewolnicy.

Tak mówią dokumenty i świadkowie. Tak mówiła też praktyka niemieckiej okupacji, od początku przecież nastawiona na likwidację problemu istnienia Polaków. Podkreślmy – nie problemu polskiego oporu, tylko problemu egzystencji naszego narodu.

Moi polemiści uciekają od tej oczywistości. Na przykład dywagując, że pewnie Niemcy by tych swoich planów nawet po zwycięstwie nie zrealizowali, bo… i tu następują popisy przypuszczeń i historii alternatywnej.

Oczywiście, od planu do realizacji droga daleka; mogło być i tak że Generalplan Ost  nie zostałby zrealizowany w pełni. Ale biorąc pod uwagę ówczesną niemiecką nienawiść do wszystkiego, co polskie, i morderczy szał, w jakim się znajdowali, a także to co wiemy o sposobie myślenia nazistowskiego kierownictwa (nie było ono wcale racjonalne –cały Holocaust był przecież nieracjonalny) każe myśleć, że próbowaliby na pewno.

Może coś by im przeszkodziło, może kiedyś, w końcu zmieniłaby się Niemcom optyka. Ale przedtem czekałoby nas kilkanaście - dwadzieścia parę lat nieskrępowanych rządów Niemców, realizujących plan likwidacji narodu polskiego. Może ta maszyneria by zazgrzytała. Może pod koniec tego okresu jeszcze na terenie Polaki żyłoby np. nie cztery, tylko osiem milionów Polaków, wśród nich mikroskopijna liczba ukrywających się inteligentów. Ale to przecież już prawie zagłada biologiczna, bez szans na odtworzenie sytuacji normalnej (czyli takiej, w której Polacy stanowią w Polsce większość i są zdolni do stworzenia państwa).

Mówiono by po polsku

Zaś cel (zbrodniczej, rzecz jasna)polityki radzieckiej był inny. Chodziło o zniewolenie Polaków. Zniewolenie, które miało się dokonać nad wyraz krwawo (po stalinowsku), którego fizyczną ofiarą miała stać się spora część elit i w ogóle ci, którzy stawialiby opór. To były zbrodnicze plany, którym towarzyszyła zbrodnicza praktyka. Ale nie zmienia to podstawowego faktu. Gdyby Stalin żył i rządził Europą Środkową sto lat, to nad Wisłą dalej żyliby ludzie mówiący po polsku i uważający się za Polaków, choć zapewne duchowo okaleczeni. Gdyby zaś sto lat żył  i rządził Europą Środkową Hitler, to nad Wisłą nie byłoby ludzi, mówiących po polsku i uważających się za Polaków, nawet i duchowo okaleczonych.

Samuel Pereira, polemizując ze mną na Facebooku, wzywa aby nie uprawiać „gdybologii” i oceniać fakty; chodzi mu o rozmiar skierowanych przeciw Polakom radzieckich zbrodni. Niechętnie podejmuję tę rękawicę, nie mam bowiem ochoty nawet pozornie bronić bolszewików. Ale skoro Pereira domaga się oceny faktów, to spójrzmy na cyfry.

Według IPN na skutek działań radzieckich (wszelkich działań; wchodzą tu i rozstrzelani, i zmarli w więzieniach, i w łagrach, i w drodze do łagrów, itd) śmierć poniosło w latach 1939-1945 maksymalnie ok. 250 tysięcy etnicznych Polaków. To ogromna, straszna liczba. Potworna zbrodnia.

Ok. 100 -150 tysięcy Polaków zginęło z rąk UPA.

Całość polskich (mówię o etnicznych Polakach) strat wojennych szacowana jest jednak na trochę poniżej 3 milionów. Jeśli te szacunki są prawdziwe, to wynika z tego, że z rąk Niemców zginęło ponad 2 miliony 500 tysięcy Polaków. Jeśli są zawyżone, nawet drastycznie zawyżone (osobiście uważam to za możliwe), to zredukujmy tę liczbę nawet prawie dwukrotnie. Ale i tak wyjdzie nam, że z rąk Niemców zginęło co najmniej 1 milion Polaków.

Czyli na każdego zabitego przez Rosjan lub umarłego z ich winy Polaka przypada co najmniej (według skrajnie zaniżonych szacunków) czterech Polaków zabitych przez Niemców lub zmarłych z ich winy.A zapewne znacząco więcej, bo według oficjalnych danych jeden Polak - ofiara Rosjan przypada na mniej więcej 10 Polaków – ofiar Niemców.

I nie ma w tym nic dziwnego. Ideologia radykalizmu klasowego była zbrodnicza, zakładała jednak że część (większość) podbitego narodu ma „szansę” przejść na stronę nowych władców; stać się częścią Nowego, Wspaniałego Świata. Ideologia radykalizmu narodowo-rasowego nie przewidywała możliwości konwersji… Ideologia radykalizmu narodowo-rasowego zakładała, że Polak (póki da się mu jeszcze egzystować…) ma być niewolnikiem Niemca i czuć, że Niemiec jest jego panem. Ideologia radykalizmu klasowego tego nie zakładała – choć oczywiście w omawianym okresie przerastała po części w wielkoruski nacjonalizm.

Ale, powtórzymy – nic, absolutnie nic nie świadczy, jakoby w głowach stalinowskiego kierownictwa pojawiły się wizje, w myśl których kiedykolwiek nad Wisłą mieliby żyć nie Polacy, tylko Rosjanie…

Czy naprawdę jedyną metodą przeciwko skandalicznemu relatywizowaniu Hitlera, jest relatywizowanie Stalina? – pyta retorycznie Samuel Pereira. Oczywiście, że nie. Czy stwierdzenie, że jedno zło było (w konkretnych warunkach i dla Polaków – nie dla Łotyszy, Słowaków czy Węgrów) mniej zabójcze niż to drugie jest relatywizacją? Gdyby tak uznać, to już naprawdę niczego nie można by porównywać.

Czy Pereira zarzuci relatywizm Estończykowi, który uzna że w konkretnych ówczesnych warunkach jego dziadek miał rację, wstępując do jednostek WaffenSS, broniących jego karju przed powracającą Armią Czerwoną?


Stwierdzenie tych kilku oczywistych przecież dla każdego, kto liznął historii faktów spowodowało obruszenie się na mnie i na Zarembę lawiny internetowej krytyki. To zadziwiające, bo przecież wszystko to jest zupełnie oczywiste dla każdego, kto choć trochę liznął historii II wojny.

Ale może zadziwiające pozornie, bo jak w kontekście tej dyskusji słusznie stwierdziła Magdalena Gawin „antykomunizm zalał ludziom oczy na oczywiste fakty, liczby, zdarzenia. I to jest głupi antykomunizm. To jest ślepota, porażka myślenia”. Nie potrafię niestety nic dodać do tej konkluzji.

Piotr Skiwieciński

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych