Wybory i ich brak. "Oddziały wyklętych" Szymona Nowaka to niezły punkt wyjścia do dalszych poszukiwań historii Niezłomnych

materiały prasowe
materiały prasowe

O losach żołnierzy wyklętych pisze się teraz tak dużo, że właściwie trudno już się w tym wszystkim połapać. To oczywiście dobrze – kilkadziesiąt lat milczenia, albo przeinaczania przeszłości, sprawiło, że prędzej czy później taką historyczno-wydawnicza bomba musiała eksplodować. Rzecz w tym, że siła wybuchu była tak duża, że czytelnik patrzy na to wszystko jak ogłupiały i nie wie, co wybrać. Otóż może zacząć od „Oddziałów wyklętych” Szymona Nowaka. To niezły punkt wyjścia do dalszych poszukiwań.

Nowak pisze we wstępie:

W osiemnastu rozdziałach zamieściłem historię 22 oddziałów organizacji niepodległościowych akowskich i poakowskich, narodowych oraz niezależnych.

Książka mała nie jest, bo to prawie pięćset stron tekstu, ale nawet w takim przypadku jest jasne, że autor nie jest w stanie wyczerpać takiego tematu, na takiej przestrzeni. Nie ma zresztą takich ambicji. Nieco dalej przyznaje, że zależało mu na bardziej popularnonaukowym ujęciu temat. „Nie pretenduje ona do miana naukowego studium wyczerpującego temat, nie jest szczegółową analizą struktur organizacyjnych oddziałów podziemia, ich stanów osobowych czy uzbrojenia”.

Czym więc są „Oddziały wyklęte”?

Otóż jest to tak naprawdę zbiór ludzkich historii, które dopiero zebrane w całość układają się w historię przez duże „H”. Są opowieścią o motywach takich a nie innych wyborów, czasem o ich braku, o atmosferze czasów, ale przede wszystkim o desperacji, która była prawdopodobnie głównym motorem działań żołnierzy z podziemnych oddziałów. Co na przykład skłoniło Franciszka Przysiężniaka, do ponownego stanięcia na czele swojego oddziału, który wcześniej rozwiązał?

W Wielki Czwartek 30 marca Janina Przysiężniak została aresztowana w Kuryłówce wraz ze swoim bratem Marianem Oleszkiewiczem. Mimo, iż była w siódmym miesiącu ciąży, przesłuchiwano ją całą noc i traktowano w nieludzki sposób. Następnego dnia, w Wielki Piątek, funkcjonariusze UB załadowali ją na samochód i odwieźli do rodziców. Kiedy >Jaga< szła w stronę domu, jeden z ubeków o nazwisku Machaj wystrzelił do niej serię z pepeszy.

Inna historia. Jej romantyczna wersja głosi, że to milicjant zaczepił w knajpie Flamego – równie prawdopodobna, że było na odwrót. Pewne jest tylko, że był rok 1947, że działo się to w Zabrzegu, a także to, że Henryk Flame był kapitanem sporego oddziału NSZ na Podbeskidziu, niewiele wcześniej ujawnił się i wrócił w rodzinne strony. Po wymianie zdań z milicjantem „Flame dosiadł się do znajomych i przy stoliku skarżył się, że w życiu nic go już nie cieszy, że żyje tylko dla matki i dzieci. Wtedy padły strzały i >Bartek< osunął się z krzesła na którym siedział”. Jego zabójca, milicjant Rudolf Dadak miał ponoć tłumaczyć swój czyn faktem, że „nie może znosić, by tacy wrogowie demokracji, którzy przed niedawnym czasem strzelali do milicjantów, teraz chodzili bezkarnie”. Dadak sam jednak pozostał bezkarny. Zwolniono go z powodu… niepoczytalności – w szpitalu przebywał jednak zaledwie trzy miesiące.

Książka Nowaka utkana jest z takich właśnie opowieści, choć rzecz jasna jest tu też sporo o potyczkach, przegrupowaniach i całym polityczno-militarnym kontekście. Ale w jej centrum lokują się zawsze losy pojedynczego człowieka. One jest tu osią dramatu, tak jak były nią te kilkadziesiąt lat temu.

Wojciech Lada

Szymon Nowak „Oddziały wyklętych” Wyd. Fronda

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych