W końcu rozpoczął się proces Mariana K., czyli "Krwawego Mańka", bestialskiego oprawcy UB

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. Czas Ciechanowa
fot. Czas Ciechanowa

Po kilku miesiącach oczekiwania na rozpoczęcie procesu funkcjonariusza Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Ciechanowie Mariana K. nareszcie możemy mówić o małym sukcesie, ponieważ udało się oskarżonego w końcu doprowadzić przed sąd. Co prawda przybył on przed wymiar sprawiedliwości karetką, w asyście ratowników medycznych, ale się udało.

Oskarżony Marian K. dotychczas skutecznie uniemożliwiał rozpoczęcie procesu, stosując różnego rodzaju wymówki i wykręty. Ale w środę 26 marca ruszyła machina mająca na celu skazanie bestialskiego oprawcy. Na rozprawie, oprócz stałych bywalców oraz miejscowych mediów pojawili się też świadkowie. Przed sędzią były rozłożone akta sprawy obejmujące kilkanaście tomów.

Akt oskarżenia

Na początku prokurator z Instytutu Pamięci Narodowej – Jolanta Chankowska - przeczytała akt oskarżenia. Wynikało z niego, iż funkcjonariusz UB Marian K. w szczególny sposób zmuszał zatrzymanych do składania zeznań i wyjaśnień.

Zawiadomienie o tej strasznej zbrodni złożył m.in. Janusz Sosnowski syn ofiary - Konstantego Sosnowskiego. K. Sosnowski został zatrzymany za pomoc członkom grupy Roja - zapewnienie im schronienia oraz za posiadanie broni. Konstanty Sosnowski ur. w roku 1915, zmarł w 1982,  w ubeckich katowniach przeżył gehennę i odsiedział w ciężkich więzieniach 6 z 8 lat wyroku, wymierzonego mu przez Sąd Wojskowy w Warszawie, aby pod koniec ub. wieku zostać zrehabilitowanym i oczyszczonym pośmiertnie z zarzutów.

Jak na zaniki pamięci, pamięta wiele

Najpierw został przesłuchany oskarżony Marian K. Potwierdził, iż wie o co jest oskarżony, jednak do popełnionego czynu się nie przyznaje. Potem mówił:

Mam zaniki pamięci, jednak odpowiem  na pytania sądu  i prokuratury.

Podczas zeznań Mariana K. usłyszeliśmy

Oskarżony najpierw pracował w Mławie, a potem w Ciechanowie. Wszyscy funkcjonariusze pełnili jednakową funkcję. Pracował w terenie ale i na miejscu. Zbierał materiały, wstępnie przesłuchiwał. Podczas przesłuchań w pokoju były dwie lub trzy osoby przesłuchujące. Jedna przesłuchiwała a druga była jakby świadkiem. Protokoły zeznań popisywał sam K.

fot. Czas Ciechanowa
fot. Czas Ciechanowa

Jednak gdy otrzymał do wglądu jeden z takich protokołów, stanowczo zaprzeczył, iż jest to jego charakter pisma. Potwierdził tylko podpis. Sędzia jednak zasugerował że ten charakter pisma jest łudząco podobny do tego, który był na usprawiedliwieniach aby odwlec proces, pisanych przez samego oskarżonego

Jak mówił oskarżony przesłuchiwane były osoby, które zostały zatrzymane za udzielenie pomocy nielegalnemu podziemiu czyli „bandom”. W swoich zeznaniach mówił szczegółowo o wielu wydarzeniach. I jak na zaniki pamięci wiele pamiętał. Czasem można było odnieść wrażenie, że trochę się gubi w tym swoim nie pamiętaniu, lub nie chceniu pamiętania.

Za co tak naprawdę go wyrzucili?

Ostatecznie z funkcji funkcjonariusza Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Ciechanowie został wyrzucony. Jak mówił jedną z przyczyn było to iż zataił, iż ma krewnych za granicą w Stanach Zjednoczonych i Francji. Drugą, iż zgubił służbową broń. Jednak nie przypominał sobie sytuacji, o której wspomniał sędzia, że został skazany za pobicie kobiety w Przasnyszu podczas przesłuchania chcąc ją skłonić do złożenia wyjaśnień.

Wymyślony zarzut

Podczas zeznań „Krwawy Maniek” zarzucił, iż w akcie oskarżenia jest wiele nieścisłości i zaprzeczył temu, aby bił i zastraszał osoby przesłuchiwane. Przed mławskim wymiarem sprawiedliwości został skazany na karę więzienia, ale został z niej warunkowo zwolniony. Ten wyrok tłumaczył tym, iż postawiono mu wymyślony zarzut, że niby miał komuś wkładać nogi do pieca.

Nic złego się nie działo?

Oskarżony potwierdził, iż siedziba Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Ciechanowie mieściła się przy obecnej ulicy 11. Pułku Ułanów Legionowych.

Były tam świetlice i cele

–- mówił. Jednak co ciekawe, nigdy nie spotkał się ze stosowaniem środków przymusu wobec zatrzymanych. Nie groził bronią, nie bił, nie znęcał się. Nie słyszał też, że takowe były stosowane. Nie widział też osób ze śladami pobicia. Z zeznań Mariana K. wynika, że tak naprawdę to w PUBP w Ciechanowie nic złego się nie działo.

Do zatrzymanych zwracano się „Pan”, Pani”. Przesłuchiwania w 95 proc odbywały się w dzień. Chyba, że ktoś został zatrzymany wieczorem - wówczas w nocy. Trwały one od 10 do 20 minut, ale nigdy godzinami

— opowiadał.

Urząd funkcjonował jak zwykły organ, a Marian K. był zwykłym funkcjonariuszem, który nie robił niczego złego. Ostatecznie oskarżony powiedział, iż takowa instytucja w ogóle nie była potrzebna.

Oskarżony atakuje IPN

To jest wszystko naciągnięte pod panujący system. W telewizji słyszałem jakich zaniedbań dopuścił się już IPN. IPN to Instytut Pomiatania Narodem

— skwitował oskarżenie Marian K.

Świadkowie…

Długo czekaliśmy na ten proces za długo. Dwóch świadków niestety nie doczekało się, aby opowiedzieć o działalności Mariana K. i jego okrutnych metodach. Zmarli zanim doprowadzono oprawcę przed sąd.

Pierwszym powołanym świadkiem był pan Janusz Sosnkowski – syn Konstantego Sosnowskiego, na którym „Krwawy Maniek” stosował swoje środki przymusu.

Opowiadają…

Pan Janusz mówił:

W młodym wieku (lata 1975 - 1980) bardzo mnie dziwiło że tatuś był w więzieniu. Był człowiekiem zacnym i szanowanym. Często go o to pytałem. Odpowiadał zdawkowo, a konkretnie „wiedział a nie powiedział”. Potem gdy wszedłem w życie dorosłe tata sam zaczął mi opowiadać. Najwięcej mówił w roku ‘80, kiedy to w Polsce zaczęły się przemiany. Ja w tym czasie zaangażowałem się w Solidarność. Tata chciał mnie przestrzec przed tym, co może mnie czekać. Mówił, że komuny i tak nie da się obalić. Potem opowiadał, że nie można było się nie przyznać, bo inaczej by zamordowali. Pytałem jak był przesłuchiwany. Opowiadał, że grożono mu bronią, sadzano na odwróconym taborecie, uderzano w głowę, a gdy się chciał bronić, to go osadzono w karcerze.

Na przesłuchaniu było dwóch. Jeden był dobry a drugi zły. Ten dobry namawiał do tego, aby się przyznał, a ten drugi to kat. Wyzywał, poniżał, ubliżał. Tata powiedział że tym gorszym był K. Nazwiska oprawców poznałem podczas ponownego procesu kiedy tata został uniewinniony.

Jednak ta sprawa nigdy nie dawała mi spokoju. Postanowiłem odnaleźć tego człowieka. Swoje poszukiwania zacząłem od książki telefonicznej. Znalazłem trzy nazwiska K. Jednak tylko przy jednym było imię Marian. Była tam też podana ulica i numer mieszkania. Pojechałem tam, to był 1998 rok. Chciałem poznać go osobiście i spojrzeć mu w twarz. Wszedłem do bloku stanąłem przed drzwiami jego mieszkania, ale nie zapukałem. Ponownie wróciłem tam za jakiś czas.
Zapukałem. Drzwi otworzyła mi kobieta.

Zapytałem czy mieszka tu Marian K. Potwierdziła i poprosiła go. Wyszedł do mnie w szlafroku. Powiedziałem mu że w 1949 roku znęcał się nad moim tatą. On zaprzeczył. Powiedział, że to pomyłka. Wyglądał wiarygodnie. Jednak gdy spytałem czy był w UB, odpowiedział - i co z tego.

A ja na to – komuny już nie ma, a pan ludziom zdrowie odebrał. Sumienia pan nie ma. Czy pan żałuje. Liczyłem na skruchę i pokorę. Jednak z ust Mariana K. usłyszałem – Żałuję, że takiego sku… nie zabiłem i że takie nasienie wydał.

W tej chwili kobieta wtrąciła, że jeśli mamy coś do siebie to powinniśmy spotkać się w sądzie. Powiedziałem – Spotkamy się.

Potem złożyłem wniosek do IPN i zawiadomienie o przestępstwie.

Następnie byli przesłuchiwani inni świadkowie. Żona, córka i zięć Konstantego Sosnowskiego.

Sposób przesłuchiwania był dość dziwny. Wiele osób odniosło wrażenie, że świadkowie byli ostrzej przesłuchiwani niż sam oskarżony UB-ek. Niezadowolenie z takiego przebiegu przesłuchań publicznie wyraził Waldemar Nicman, za co został praktycznie wyproszony z sali sądowej.

Kiedy wyrok?

Kolejny termin rozprawy już za miesiąc, 25 kwietnia. To wówczas ma zapaść wyrok na oprawcy z Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Ciechanowie Marianie K.

UB-ek karetką z sanitariuszami, a opozycjonista radiowozem

Podczas gdy na jednej z sądowych sal toczyła się rozprawa przeciwko UB-kowi przed budynek sądu jak każdego dnia przyszedł Stanisław Adamczyk od lat walczący z niesprawiedliwością, która go spotkała.

Tym razem skandując m.in. przeciwko Marianowi K., który w medycznej asyście przybył na swój proces tak bardzo naraził się, iż została wezwana policja. Przez uchylone okno sali sądowej słychać było głos wystraszonego staruszka wołającego - „pomocy, ratunku”. Kobieta która wyjrzała przez okno – powiedziała – oni go ciągną po chodniku. Takie zachowanie bardzo nie spodobało się sędziemu i poprosił panią, ze jeśli jest zainteresowana tym co się tam dzieje aby wyszła.

Stanisław Adamczyk, fot. Czas Ciechanowa
Stanisław Adamczyk, fot. Czas Ciechanowa

Jak udało nam się dowiedzieć, Stanisław Adamczyk został wypuszczony po około dwóch godzinach. Zapewne ten starszy pan jutro też pojawi się przed ciechanowskim sądem aby walczyć o sprawiedliwość.

Mil/kim/Czas Ciechanowa

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych