Co wiecie o dużych rodzinach?

Fot.sxc.hu
Fot.sxc.hu

W październiku zeszłego roku w portalu opole.gazeta.pl ukazał się wywiad z trzema matkami. Dwie z nich miały trójkę, a jedna dziewiątkę dzieci. Matki opowiadały o codziennym życiu w dużej rodzinie, o problemach i radościach. Wiecie jakie były reakcje internautów? Kobiety zostały nazwane dzieciorobami i żebraczkami.

Przytoczę tylko jeden komentarz:

Po to człowiek stoi wyżej w ewolucji od gibona, by planował potomstwo zgodnie z rozumem. I możliwościami finansowymi. Nadprodukcja jest wg. mnie patologicznym zachowaniem. Ja chcę, by moje podatki szły na infrastrukturę, kulturę, naukę, a nie na wspieranie rodziców, co nie potrafią planować lub się zabezpieczać.

Podobny, potępiający komentarz zamieścił czytelnik przy jednym z artykułów Justyny Walczak - mamy dziesiątki dzieci:

Oczywiście, wielodzietność jest przestępstwem i takie rodziny w XXI wieku powinny być zabronione - to niszczenie społeczeństwa i degradacja środowiska naturalnego --> Ziemia jest przeludnienia, hołota nic nie wnosi!! --> ZABIĆ!!!

Pewnie najłatwiej byłoby przyjąć, że takie i podobne komentarze piszą ludzie o zaniżonym poziomie intelektualnym, ale nie potrafię, nie mam bowiem w zwyczaju dyskredytować osób, których nie znam. Dlatego spróbuję z nimi merytorycznie podyskutować, wspierając własne doświadczenie opiniami autorytetów. W jednym ze swoich wykładów James Stenson, autor książki „Compass, a Handbook on Parent leadership" w odniesieniu do dużych rodzin napisał:

Ponieważ rodzice dbają o potrzeby dzieci, ale nie mogą zaspokoić wszelkich ich zachcianek, dzieci uczą się ważnego rozróżnienia między potrzebami a zachciankami. Uczą się czekać na to, czego pragną, lub pracować i zarabiać na to.(...) Wyrastają na osoby samodzielne, przedsiębiorcze, kreatywne.

To zdanie niech stanowi odpowiedź na zarzut z pierwszego komentarza. Jeśli chce Pan wspierać kulturę, infrastrukturę i naukę to kreatywni młodzi ludzie pochodzący z dużych rodzin, a stojący „w ewolucji wyżej od gibona” jak najbardziej łapią się na Pańskie podatki, bo to oni tworzyć będą w przyszłości ową kulturę, naukę itp. A zarzut o tym, że wielodzietność to niszczenie społeczeństwa odeprę fragmentem wywiadu z Michałem Kotem - socjologiem, ekspertem Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej:

Ktoś mógłby jednak zaprotestować, że niby dlaczego mamy szczególnie troszczyć się o wielodzietnych i specjalnie dla nich opiniować nawet ustawy? Bo rodziny wielodzietne mają ogromne znaczenie dla społeczeństwa. Bez nich nie uda się osiągnąć liczby urodzeń, która gwarantowałaby chociażby prostą zastępowalność pokoleń – to wynika wprost z arytmetyki. Liczba Polaków zmniejsza się i bez rodzin z trójką lub większą liczbą dzieci dalej będzie się zmniejszać. A jeśli kogoś nie obchodzi, że będzie nas mniej? To na pewno zainteresuje go fakt, że jako społeczeństwo będziemy coraz starsi, a to uderzy już absolutnie w każdego z nas. Teraz dwie osoby w wieku produkcyjnym pracują na jedną osobę w wieku nieprodukcyjnym i to oznacza obciążenie naszych zarobków podatkami oraz różnego składkami na poziomie ok. 50% wynagrodzenia. Za niecałe 40 lat jedna osoba w wieku produkcyjnym będzie pracowała na jedną osobę w wieku nieprodukcyjnym. Żaden system emerytalny nie ma szans tego przetrwać. Zawali się. Tak samo jak system zdrowotny, edukacyjny. Nastąpi krach. Nie mówiąc już o tym, że wraz ze zwiększeniem się średniej wieku społeczeństwa spada rozwój, innowacyjność. Bo starsi ludzi są mniej innowacyjni. I mniej konsumują niż rodziny z dziećmi.

Dołączę w tym miejscu moje własne, wynikające z wieloletniej praktyki rodzinnej, przemyślenia na temat funkcjonowania rodziny wielodzietnej publikowane już dawniej na portalu "wSumie.pl”:

Nie lubię stereotypów. Szczególnie, gdy dotyczą mnie lub mojej rodziny. Tymczasem jako rodzina wielodzietna (dziesięcioosobowa) na co dzień spotykamy się ze stereotypowym spojrzeniem na nas i nasze życie. Stereotyp pierwszy to : wielodzietność równa się patologia, skrajne ubóstwo, brak opieki nad dziećmi, brak kontroli nad własnym życiem, brak wykształcenia, alkoholizm i niechęć do wszelkiej pracy. Stereotyp drugi to: wielodzietność równa się cudowne relacje między rodzeństwem, każde z dzieci pracuje na rzecz rodziny, wszystkie dzieci idą na studia i osiągają sukces. W takiej rodzinie zawsze są „cudowne święta” tzn. jest zawsze rodzinnie, ciepło i wesoło.

Otóż chciałabym wyjaśnić, że chociaż na pewno, gdzieś znajdują się rodziny, które pasują do tych stereotypów to większość z nas (rodzin wielodzietnych) żyje zupełnie zwyczajnie. Nasze dzieci są bardziej lub mniej uzdolnione, jedne idą na studia inne kończą szkoły zawodowe. Relacje między rodzeństwem układają się różnie, jest miejsce na wzajemną miłość i jest miejsce na głębokie niechęci. Dzieci chorują, potrzebują wizyty u ortodonty, okulisty, alergologa i na te wizyty zwykle chodzą z rodzicami, a nie z rodzeństwem. My rodzice - mamy odpowiednio do ilości dzieci, więcej zajęć, wyjść i mniej czasu dla siebie. Nie jesteśmy herosami, którzy potrafią wszystko i nie jesteśmy patologią, która rujnuje życie swoich dzieci. Często spotykam się z pytaniem:

Jak Ty sobie z tym wszystkim radzisz?.

Odpowiedź brzmi:

Nie radzę sobie ze wszystkim!

Po prostu musiałam nauczyć się pewnych rzeczy: przede wszystkim nauczyłam się odróżniać rzeczy ważne i mniej ważne. Bo jeśli w jednym czasie odbywa się pięć wywiadówek, to nawet przy najlepszych chęciach nie potrafię być w kilku miejscach naraz i idę tylko tam, gdzie to jest konieczne. Jeśli trójka maluchów choruje, to nie jestem w stanie przygotować obiadu, zrobić prania czy posprzątać i uprasować. I chociaż lubię „ład i skład” czasem muszę z niego zrezygnować.

Musiałam też nauczyć się iść na kompromis pomiędzy swoimi projekcjami, a rzeczywistością. W pewnym momencie zrozumiałam, że moje marzenia, aby wykształcić wszystkie dzieci na poziomie przynajmniej średnim mogą się nie zrealizować. Muszę przecież brać pod uwagę możliwości, zainteresowania i chęci moich dzieci. Nie mogę lekceważyć tego, że jeden chce studiować inny skończyć technikum, a inny szkołę zawodową - jest to ich wolnym wyborem.

Jeśli więc spotkacie Państwo w sklepie, na ulicy czy w parku mamę z gromadką dzieci nie myślcie

co za patologia,

albo

jaka dzielna kobieta.

Pomyślcie, że ona ma lepsze i gorsze chwile, że jej rodzicielstwo nie jest ani dźwiganiem ciężaru ani „słoneczną krainą”, że i w jej domu radości przeplatają się z troskami, tak samo jak u was tylko wielokrotnie częściej i dłużej.

Dagmara Kamińska

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.