Codziennie dzwonię do Mamy

Fot.sxc.hu
Fot.sxc.hu

Ostatnio coraz częściej słyszę pytanie, które od urodzenia czwartego dziecka towarzyszy mi nieustannie:

Jak Ty sobie radzisz?

Najpierw odpowiadałam, że normalnie, spokojnie. Nawet jeśli nie wszystko było w porządku nie przyznawałam się, żeby nikt nie pomyślał, że poniosłam porażkę. Ze śmiechem bagatelizowałam trudności i udawałam świetnie zorganizowaną Matkę Polkę. Powoli, powoli zaczęło do mnie docierać, że moje ukrywanie małych i większych trudności jest niedobre. Rosła moja pycha, a jeśli ktoś szukał wsparcia i pocieszenia, to go nie znalazł.

Zaczęłam więc odpowiadać, że nie daję sobie rady. I chociaż była to prawda, to również nie cała. W rozmowach natykałam się  na niezrozumienie i nieufność. Jak to nie daję rady? Przecież dzieci zdrowe, mądre, wygadane, chodzą na różne zajęcia, pieką z mamusią ciasteczka itd. Znowu nikomu nie pomogłam, wychodziłam na kokietkę szukającą pochwał.

Słuchając o różnych problemach zaczęłam się zastanawiać - jaka jest w takim razie prawda? Ja sama, na pewno sobie nie radzę, ale faktycznie funkcjonujemy zupełnie normalnie. Biorąc pod uwagę ilość osób w rodzinie, to nawet wyjątkowo dobrze.

Tajemnicą sukcesu jest po prostu Boża pomoc. To, szczególnie dla mnie, codzienny, przysłowiowy telefon do Mamy czyli Anioł Pański. Wszystko staje się prostsze, zawsze znajdzie się jakieś rozwiązanie, a  niektóre rzeczy dzieją się same. Ja mogę zbierać tylko laury, że dałam radę. W codziennym życiu pełno jest sytuacji, które przekraczają moje możliwości i czasem ciężko mi wołać:

niech mi się stanie wola Twoja, Panie.

Ale jak dotąd nigdy się nie zawiodłam.

Justyna Walczak

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych