Skandal w samym sercu Warszawy! Na Krakowskim Przedmieściu został otwarty klub go-go. Znajduje się on w sąsiedztwie kościoła św. Anny i pl. Zamkowego, naprzeciwko figury Matki Boskiej przy skwerze Hoovera.

Jak informowała "Gazeta Wyborcza", klub jako pierwszy zauważył rektor kościoła św. Anny, ks. Jacek Siekierski, gdy 1 stycznia szedł odprawiać poranną Mszę św. w kaplicy Res Sacra Miser przy skwerze Hoovera. Widząc różowe oświetlenie w oknach kamienicy myślał, że są to iluminacje świąteczne. Chwilę później spostrzegł czerwony dywan i kobietę rozdającą ulotki.

Kapłan jest oburzony, że w tak reprezentacyjnej części stolicy, jaką jest Trakt Królewski, pozwolono na tego typu działalność. Podobnego zdania jest ks. Bogdan Bartołd, proboszcz parafii, na której terenie powstał klub. Sprawą zajął się stołeczny ratusz.

Kamienica, w której został otwarty klub, wróciła jakiś czas temu do prywatnego właściciela, co ogranicza możliwość interwencji miasta. Okazało się jednak, że lokal nie posiada koncesji na sprzedaż alkoholu. Po interwencji policji alkohol zarekwirowano. Dodatkowo stołeczny konserwator zabytków ma zająć się wiszącym na budynku szyldem, ponieważ zarówno kamienica jak i cała ulica podlegają jego ochronie.

Sprawą zbulwersowani są również kombatanci. Dla nich adres, pod którym działa klub czyli Krakowskie Przedmieście 55, ma znaczenie symboliczne. Na tej samej kamienicy znajduje się bowiem pamiątkowa tablica upamiętniająca zdobycie w lipcu 1944 r. bez jednego wystrzału niemieckiej apteki. Dokonali tego żołnierze Batalionu AK "Parasol".

Nie wiadomo, czy uda się pozbyć kłopotliwego klubu go-go. Ks. Bartołd zapowiedział, że wkrótce złoży w nim wizytę. Mówi, że pójdzie tam nawracać. A my pytamy, jak to możliwe, że prezydent Warszawy, bez której wiedzy nie wolno położyć tulipana na chodniku w rocznicę katastrofy smoleńskiej, okazuje się tak mało skuteczna wobec klubu ze striptizem?

BR/wawalove.pl