Obowiązkowa tęczowa tolerancja

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
Fot.sxc.hu
Fot.sxc.hu

Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie. W naszym domu zjawił się miły gość i wręczył dzieciom siatkę słodyczy. Dokładnie wręczył moim chłopcom, prosząc o rozdzielenie między rodzeństwo. Jakież było moje zdumienie i zmieszanie, gdy panowie zamiast rozparcelować dodatkowy ekwiwalent słodkości rozpoczęli poważną rozmowę od pytania:

Czy wie Pani, ze ta firma wspiera środowiska LGBT?-

i tu nastąpiła prezentacja czekolady pewnej znanej firmy.

Muszę przyznać, że zaintrygowali mnie. Niby jako rodzice jesteśmy tacy czujni, śledzimy różne zagrożenia związane z ideologia gender czy nachalnym wpychaniem się w publiczną świadomość tęczowej poprawności, a o czymś takim zupełnie nie pomyśleliśmy.

Był to dla nas niezły prztyczek. Ze względów ambicjonalnych postanowiłam zgłębić temat. Okazało się, że spostrzeżenia naszych synów, to zaledwie czubek góry lodowej. Głębiej tkwi potężna i  groźna machina napędzana wielkimi pieniędzmi. Badając temat od razu natykamy się  na termin „gay friendly”. Powstał on w Stanach Zjednoczonych pod koniec XX wieku. Oznacza traktowanie grupy LGBT jako cennych konsumentów i  partnerów dla biznesu. Niektórzy poszli jeszcze dalej. Amerykański profesor Richard Florida uważa, że miasta gay friendly funkcjonują znacznie lepiej. Pięć najbardziej przyjaznych miast w  Stanach to: San Francisco, Seattle, Boston, Portland i Tampa. Natomiast same osoby homoseksualne idealnie pasują do ulubionej przez reklamodawców grupy DINKS(Double Income, No Kids = podwójny dochód, żadnych dzieci). Wydają oni chętniej i więcej niż osoby heteroseksualne.

Według Towarzystwa Ekonomicznego Gejów i Lesbijek wartość rynku LGBT w Polsce to 12,1 mld rocznie, a 70%  osób z tej grupy zarabia powyżej średniej krajowej. Również powyżej średnich wynagrodzeń zarabiają brytyjscy geje. We Francji mają nieco gorzej, ale za to chętniej wydają pieniądze. I to tam w sklepach i  punktach usługowych pojawiają się specjalne nalepki z symbolem wieloryba.

Dlaczego to tacy cenni klienci?

Wydają pieniądze tylko na swoje potrzeby, tu, teraz. Nie obchodzi ich np. edukacja dzieci. Mogą więc kupować bardziej luksusowe towary i usługi. Okazuje się również, że  statystyczny vaginosceptyk podróżuje więcej niż obywatel heteroseksualny. Według badań mężczyzna homoseksualny podróżuje 10 razy częściej niż heteroseksualny. Świetnie rozwija się więc gałąź turystyki przyjazna LGBT, np. niektóre greckie wyspy mają specjalizację w byciu gay friendly. W związku z podróżami pozytywny efekt ekonomiczny bycia tęczowym zauważyli również przewoźnicy i  decydują się na sponsorowanie imprez LGBT. Jednymi z pierwszych były linie lotnicze American Airlines, które miały nawet specjalne programy lojalnościowe dla osób o orientacji homoseksualnej. W ich ślady poszły Delta Air Lines oraz Southwest Airlines. Wszystko to dla pieniędzy…

A co z dźwignią handlu, czyli reklamą?

W 1991 roku zdjęcie przedstawiające dwóch śpiących obok siebie mężczyzn reklamowało ubrania Calvina Kleina. Natomiast w 1994 roku w Stanach Zjednoczonych pojawiła się reklama Ikei skierowana do gejów. Spot uznano za przełomowy, bo po raz pierwszy przedstawiono parę homoseksualistów jako typowe małżeństwo kupujące meble. Emisję zawieszono z powodu gróźb wysadzenia sklepu Ikea. Dzisiaj swoje reklamy kierują do gejów Subaru, Volvo, Ford. Coraz więcej firm inwestuje w LGBT. Najczęściej jednak tak dostosowują swoje działania, aby pozyskać nowego, homoseksualnego klienta, nie tracąc klientów podstawowych. Stworzono specjalny termin ”gay vague” na  określenie reklam, które w sposób ukryty, subtelnie bądź z przymrużeniem oka przemawiają do homoseksualistów.

Określenie gay friendly firma może uzyskać również poprzez tworzenie środowiska pracy przyjaznego dla osób homoseksualnych. Do takich firm należy np. Dell i Coca-Cola. Oprócz nich, wiele innych amerykańskich korporacji oferuje partnerom swoich pracowników takie same świadczenia medyczne bez względu na homo - czy heteroseksualność. Ktoś zakrzyknie „I bardzo dobrze!”. Idźmy więc dalej.

Pracownicy homoseksualni otrzymują firmowe bonusy, które mają równoważyć rzekomą niesprawiedliwość podatkową. Co z  innymi przypadkami takiej niesprawiedliwości? Firmy te również angażują się w  kampanie na rzecz równouprawnienia gejów np. Goldman Sachs, Microsoft, Nike. Co znamienne o innych mniejszościach jakoś milczą. Tu po raz kolejny należy powtórzyć, że bycie gay friendly bardzo się opłaca. Pracownicy i klienci LGBT są  niezwykle lojalni a koszty niewielkie. Ubezpieczenie partnera kosztuje przecież tyle samo co żony czy męża pracownika. Natomiast gdyby firma musiała być  przyjazna np. matkom i im dawać ulgi, bonusy, wsparcie na urlopie macierzyńskim czy wychowawczym - to już inna sprawa. Koszty wtedy rosną. W związku z tym lepiej poprowadzić kolejną, huczną kampanię na  rzecz równouprawnienia małżeństw gejowskich.

W tym miejscu moje pytanie do pań  feministek. Gdzie wasze oburzenie i rozdzieranie szat nad niesprawiedliwością społeczną? Czyżby wam także bardziej opłacało się  walczyć po stronie LGBT?

Można mnożyć przykłady podlizywania się tej grupie konsumentów np. ubranka niemowlęce z hasłem:

„I love my Dads”(kocham moich tatusiów) lub „I love my Moms”(kocham moje mamusie).

Urocze nieprawdaż? Ale dość! To była ta jasna strona tęczy. Co natomiast jeśli znajdziemy się po ciemnej stronie? Nie jesteśmy gay friendly i jak się okazuje nie jesteśmy obojętni. Możemy trafić na czarną listę Homopedii, która gromadzi wiedzę na tematy związane ze środowiskami LGBT. Powstała w 2010 roku z powodu:

działań administracji polskiej Wikipedii, zmierzających do marginalizowania informacji dotyczących społeczności LGBT jak np. usuwania kategorii i haseł, stronnicze kształtowanie treści haseł czy też mało kulturalne wypowiedzi pod adresem niektórych wikipedystów. (cytat za homopedia.pl)

Znajdziemy się tam w doborowym towarzystwie nie tylko Wikipedii, ale i Polskiego Busa, Ferrero Polska, „Rzeczpospolitej” czy NSZZ Solidarność oraz bardzo długiej listy osób ze świata polityki i kultury. Tam również możemy znaleźć firmy gay friendly z naszego podwórka m.in.: Google, Starbucks, Oreo, Smirnoff. Patrząc na Homopedię i groźby bojkotu firm i produktów przez homoseksualistów zastanawiam się czy nikt nie widzi, że tolerancja obowiązuje tylko osoby heteroseksualne. Bo z  LGBT jest jak z rozpieszczonym dzieckiem. Wszystko jest OK, jeśli jest tak, jak ja chcę.

Nie dajmy się jednak zwariować. I dlatego, w ramach osobistego protestu, pojechałam do Warszawy Polskim Busem.

Justyna Walczak/Bankier.pl/Money.pl/Homopedia

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych