Magdalena Środa ostro atakuje katolików, którzy nie rozumieją nowoczesnej sztuki. Nazywa ich kołtunami.
Profesor etyki swój felieton we "Wprost" zaczyna od opisu czym jest kołtun. Jej zdaniem tym religijnym, jako pierwszy okazał się 15 lat temu ZChN, niszcząc rzeźbę Maurizio Cattelana "La Nona Ora" (Jan Paweł II przygnieciony meteorem). Potem Środa pisze o obrazie uczuć religijnych:
(...) z uczuciami religijnymi jest trochę jak z alergią, a ta pojawia się niespodziewanie i bardzo swędzi. Aby się ich pozbyć, trzeba zagęścić kołtun, czyli zjednoczyć się, oprotestować, wykrzyczeć, że „skandal!”, „profanacja!”, i zniszczyć.
Znana feministka ironicznie zaznacza, jaka sztuka nie mierzi tzw. Polaka-katolika:
Kołtunie oko cieszy natomiast monidło, prosty obraz, najlepiej ikonografia religijna z prowincjonalnych kościołów lub bardzo piękna estetyka częstochowsko-licheńska. Kołtun lubi też ikonografię historyczną, a najlepiej „Hołd pruski” lub „Bitwę pod Grunwaldem”: piękne to i w pełni zrozumiałe, bo narodowe, patriarchalne oraz oddające wielkość i chwałę polskiego oręża.
Potem prof. Magdalena Środa obraża "kołtuna", sugerując, że nie czyta książek:
Kołtun właściwie nie czyta, by zaś oprotestować Prousta, Masłowską, Graf czy Samson, musiałby się przedrzeć przez kilka stron druku. Kołtun druku nie trawi, więc na razie Masłowska, Graf i Samson są bezpieczne.
Etyczka wspomina także o ostatnim skandalu w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie.
W sztukach teatralnych kołtun też ostatnio znalazł upodobanie, bo nie trzeba ich rozumieć, lecz tylko krzyczeć na zawołanie, że „hańba!”. Bo przecież hańba: jakieś rzeczy niezrozumiałe gadają, „Bogurodzicy” nie śpiewają.
To jednak nie wszystkie słowa krytyki wobec "kołtuna".
Wzrostowi kołtuna polskiego sprzyja polskie prawo z jego arcydziwaczną zasadą „ochrony uczuć religijnych”. A przecież wszystko może razić uczucia kołtuna. Wszystko, czego nie rozumie, a nie rozumie bardzo wiele.
Potem "kołtunom" obrywa się za spalenie tęczy i za zniszczenie "Adoracji" Jacka Markiewicza.
Na przykład Tęcza (spalona przez kołtuna) na pl. Zbawiciela była w zamyśle artystki wyraźnym symbolem pojednania i zjednoczenia, symbolem religijnym, kulturowym i politycznym zarazem; pięknym, ciepłym i intrygującym. Kołtunowi skojarzyła się natomiast z gejem, którego kołtun nie rozumie, więc potępia, bo „Polska kołtunem stoi i stać ma”. "Adoracja" Jacka Markiewicza, która zagęściła kołtun polski na niespotykaną skalę, stanowiła wprowadzenie do refleksji o grzechu idolatrii, indyferencji moralnej i samotności. Refleksji skądinąd bardzo potrzebnej katolikom. Ale – jak się okazało – zupełnie niepotrzebnej kołtunowi, który brakiem refleksji się szczyci i syci. Rozrost kołtuna i jego zagęszczanie widoczne dziś w sferze publicznej są bardzo smutnym zjawiskiem. Tym smutniejszym, że żyjemy w czasach, gdy fryzjer jest dostępny, a grzebień – tani -
kończy swój felieton Środa.
Ach te wywody Profesor Środy. Nie opisała tylko jednego kołtuna - nasz filozof. Tego, co ma na głowie...
Maciej Gąsiorowski/"Wprost"
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/84178-koltuni-i-uczucia-religijne