Tęcza jak Miś. Będzie "protokół zniszczenia"?

Fot. YouTube
Fot. YouTube

W 2011 r. artystka Julita Wójcik wymyśliła, żeby podczas polskiej prezydencji w Unii przed Parlamentem Europejskim ustawić konstrukcję z żelastwa w kształcie łuku. Po wetknięciu sztucznych, kolorowych kwiatów w siatkę opasującą żelastwo konstrukcja grała rolę tęczy.

Wszystko to sfinansował Instytut Adama Mickiewicza kierowany przez Pawła Potoroczyna (tak, tego samego, który nazwał jednego z posłów „kretynem”). Instytut ma promować i popularyzować polską kulturę za granicą, z czym jest pewien problem, bo kolejni szefowie placówki dziwnie rozumieją pojęcie „polska kultura”. A najdziwniej ostatni, czyli Potoroczyn (ten od „kretyna”).

Dla Potoroczyna polską kulturą, wartą finansowania, jest np. robienie sztucznych kwiatów na potrzeby żelastwa zwanego „Tęczą”. On płaci, a kwiatki robią „jelenie”, czyli uczestnicy warsztatów. Organizuje je Spółdzielnia Rękodzieła Artystycznego „Tęcza”, założona przez artystkę Wójcik.

Organizuje te warsztaty także po tym, jak „Tęcza” wróciła do kraju, a konkretnie na warszawski Plac Zbawiciela. I także w Warszawie Instytut Adama Mickiewicza kierowany przez Potoroczyna promuje „Tęczę”, co by oznaczało, że żelastwo z powtykanymi sztucznymi kwiatkami nie przestało być sztuką po powrocie z emigracji i nie przestało przebywać „za granicą”, skoro zajmuje się nim placówka powołana do popularyzowania czegoś tam za granicą właśnie.

Sztuczne kwiaty z plastiku na potrzeby „tęczy” artystki Wójcik robione są „na okrągło”, bo dzieło było kilka razy podpalane, co bezwzględnie należy potępić, tym bardziej że ten wandalizm dotyczy wiekopomnego dzieła, pokazywanego w Brukseli. O ile bowiem konstrukcja z żelastwa jest niepalna, to już kwiatki jak najbardziej się „jarają”. I kiedy spłoną, Spółdzielnia Rękodzieła Artystycznego „Tęcza” organizuje kolejne warsztaty pod patronatem Instytutu Adama Mickiewicza, podczas których powstaje zapas kwiatków do aktualnego wetknięcia w konstrukcję i „na zaś”. Można by powiedzieć, że mamy do czynienia z perpetuum mobile: podpalanie „tęczy” wytwarza popyt na kolejne warsztaty i kolejne sztuczne kwiatki, i tak od jednego „zjarania” do następnego. Czyli, im więcej razy „tęcza” płonie”, tym bardziej artystka Wójcik ma zajęcie i tym częściej mówi się o jej dziele z żelastwa w powtykanymi w nie sztucznymi kwiatkami.

Konstrukcja z żelastwa, sztuczne kwiatki i wszystko to, co się wiąże z instalacją „Tęcza” jest oczywiście wielką sztuką, podobnie jak np. czynność obierania ziemniaków zrealizowana przez artystkę Wójcik w galerii. Ta pani pewnie myśli, że jest nowym Marcelem Duchampem, a jej „Tęcza” to odpowiednik „Fontanny” francuskiego artysty z 1917 r. Artystka Wójcik nie wie natomiast, że powtarzanie w marnej formie dowcipów Duchampa, prawie sto lat po nim, nie jest ani zabawne, ani nie ma w sobie choćby grama ładunku prowokacji, jakim w wypadku Duchampa było uczynienie dziełem sztuki zwykłego pisuaru.

Wyraz „Tęcza” występujący w nazwie spółdzielni rękodzieła warto zapamiętać dlatego, że w filmach Stanisława Barei występuje podmiot zwany klubem sportowym „Tęcza”. A kierował nim przesławny prezes Ryszard Ochódzki. I to on najlepiej wyjaśnia, do czego służą takie dzieła jak „Tęcza” artystki Wójcik. Bo przecież dzieło sztuki pod tytułem „Miś”, czyli wielka makieta niedźwiadka ze słomy, jest absolutnie protoplastą „Tęczy”. Nie „Fontanna” Duchampa, lecz swojski „Miś” ze „słomy załatwionej spod Koszalina z PGR-u”. Jak mówi u Barei producent Hochwander, „misia kupi Muzeum Ludowe w Olsztynku i to będzie ekstra sto pięćdziesiąt tysięcy”. A prezes Ochódzki podpowiada, żeby powstawanie słomianego misia sfilmować, bo to będzie ekstra „dwieście osiemdziesiąt tysięcy”.

A gdy już „Miś” jest gotowy, podobnie jak „Tęczą”, „otwieramy” nim „oczy niedowiarkom”. „Patrzcie - mówimy - to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo”. Potem „Miś” „sobie zgnije, do jesieni na świeżym powietrzu i co się wtedy zrobi?” – pyta Ochódzki. „Protokół zniszczenia?” – podchwytuje Hochwander. Na co Ochódzki konkluduje, że „prawdziwe pieniądze zarabia się tylko na drogich, słomianych inwestycjach”. Czy nie jest taką „słomianą” inwestycją także „Tęcza” z żelastwa ze sztucznymi kwiatkami. Ona płonie, po czym robi się protokół zniszczenia, kasuje co się należy, odtwarza, pali, robi protokół zniszczenia, odbudowuje, pali, robi protokół zniszczenia, kasuje itd. I tak do końca świata.

Miś - Lekcja inwestycji

Stanisław Janecki

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.