Wraz z Magdą uważamy, że to od nas, kobiet, zależy to, jaki będzie nasz dom. Czy będzie miejscem ciepłym i dobrym, do którego każdy chętnie wraca, czy też wiecznie pustym mieszkaniem, którego cechą szczególną będą pudełka po pizzy na wynos. Czy będzie w nim czułość, troska i uczucie, czy będzie zadbany i spokojny -
to przesłanie książki "Siostry gotują" autorstwa Anny Popek i Magdaleny M. Krupy.
Popularna dziennikarka opowiada dla portalu wSumie.pl o miłości do rodziny i o tym, jaki ma to związek z gotowaniem.
Fot.Piotr Latos
wSumie.pl: Czy to, że pochodzisz ze Śląska, z tradycyjnej rodziny, wpłynęło na Twoje podejście do gotowania i zajmowania się rodziną?
Anna Popek: Zdecydowanie tak. Ale moja rodzina nie do końca jest ze Śląska. Urodziłam się i wychowałam na Śląsku, moja mama pochodzi z Kresów, a ojciec z Zagłębia. Ale to, że wychowywałam się w takim otoczeniu, że wszystkie moje koleżanki, prawdziwe Ślązaczki, podobnie spędzały czas na pewno miało na mnie wpływ. Czymś naturalnym były domowe ciasto, obiad na stole i wspólne posiłki. Były też kanapki do szkoły, uczenie się w domu gotowania i pomoc przy codziennych obowiązkach. To było jak powietrze, którym się oddycha.
Tradycyjny dom i wychowanie wpłynęły na to, że po latach postanowiłaś z siostrą napisać książkę kucharską?
Na pewno tak. Poza tym stwierdziłyśmy z Magdą, że to co nam wydaje się najnormalniejsze na świecie - gotowanie, pieczenie, wspólne rodzinne spędzanie czasu w domu przy stole, już wcale takie normalne nie jest. W moim otoczeniu czy w środowisku mojej siostry, która jest stewardessą, jest to niestety coraz rzadsze.
Wasza książka to nie tylko przepisy, dzielicie się także swoimi sposobami na prowadzenie domu i dobre samopoczucie. Dzielicie się też swoją miłością do rodziny.
Nie zakładałyśmy tego na początku, ale tak wyszło. Zaczęłyśmy pisać, pomyślałyśmy, że same przepisy będą nudne, bo są przecież wszędzie. Ważne jest przecież także to, kto je spisał i czy my jako autorki, kobiety prowadzące dom, jesteśmy wiarygodne. Chciałyśmy, aby nasi czytelnicy wiedzieli skąd jesteśmy i dlaczego takie jesteśmy. Zależało nam, żeby pokazać skąd się wzięłyśmy i dlaczego tak, a nie inaczej podchodzimy do gotowania. Ono jest ważne i dla nas jest też symbolem głębokiej troski o osoby, dla których się gotuje. W podtekście gotowania dla rodziny jest zawsze troska i miłość. Wspólny, rodzinny posiłek to znak prawdziwych wartości.
Rodzina jako instytucja przeżywa teraz kryzys, a Wy pokazujecie, że w rodzinie, codziennych rytuałach jest siła.
Bo jest. To oczywiste. Teraz jednak przez ideologię gender, znikanie barier obyczajowych oraz zatarcie się znaczenia słowa przyzwoitość - tracimy coś najcenniejszego - silne więzy rodzinne i tradycyjne wartości. Za rzadko pokazuje się ludzi, którzy prowadzą normalne życie, za mało pokazuje się rodziny bez dysfunkcji. Jako kobietę i jako dziennikarkę wkurza mnie to, że nie można w zwykłych sprawach stanąć po stronie tradycyjnych wartości. Od razu słyszy się wtedy, zarzuty o brak tolerancji, albo szerzenie szowinistycznych poglądów. To jest skandal, że dopuściliśmy tak wielkiej dysproporcji .
Nie boisz się, że teraz feministki wezmą Cię na widelec?
A niech sobie mówią, co chcą. Nie obchodzi mnie to. Od lat marzyłam o tym, żeby napisać taką książkę. To było wielkie marzenie studentki polonistyki i osoby rozmiłowanej w literaturze. Zawsze coś czytam. Napisanie książki to dla mnie wejście do elitarnego klubu twórców. Nie porównuję się oczywiście do największych, do mistrzów, ale napisanie książki oznacza zostawienie czegoś po sobie. Język jest tworzywem, z którego można budować świat. Precyzyjne i mądre operowanie językiem jest czymś pięknym i daje wielką satysfakcję. Ta książka we mnie bardzo długo dojrzewała. Ale gdyby nie to, że z siostrą motywowałyśmy się wzajemnie, to nie wiem, czy by powstała.
W swojej książce pokazujecie się jako kobiety domowe, bez fryzur prosto z salonu i wypracowanego makijażu.
Pomyślałyśmy, że najlepiej będzie, jeśli pokażemy się w domowym wydaniu. Takie, jak na zdjęciach w książce, jesteśmy przecież na co dzień. Stroje na zdjęciach są z naszych szaf. Tak ubieramy się każdego dnia. Poza tym nasz wydawca, Krzysztof Genczelewski, powiedział od razu, że nie wyobraża sobie abyśmy były mocno umalowane i wystylizowane, bo to byłoby nieprawdziwe. Jak podkreślał takie właśnie, naturalne kobiety, podobają się mężczyznom.
I znów podpadasz feministkom.
Ale taka jest prawda. Kobieta bez stylizacji, w domowych pieleszach jest piękna. To należy bardzo szanować. Nie namawiamy z Magdą do abnegacji, w jednym z rozdziałów książki piszemy o dbaniu o siebie, ale nie można z tego robić celu swojego życia. Trzeba być zawsze schludnym i estetycznym. Chcemy przecież podobać się mężom. To mężczyznom chcemy sprawić przyjemność i swoją osobą i gotowaniem.
I jeszcze mówisz, że chcesz gotować facetom! Jesteś niemodna.
Mówienie, że gotujemy dla siebie, to bzdury, na które się nie zgadzam. Zawsze w pierwszej kolejności dba się o męża i dzieci, gotuje się to, co im smakuje i co oni lubią. Cudownie jest słyszeć szczery komplement i zachwyt, że coś smakowało. To jest w gotowaniu najfajniejsze.
Zdradź nam co jest specjalnością Twojego domu.
I moi goście i domownicy uwielbiają kluski śląskie i roladę wołową. Bardzo też lubimy pieczoną kaczkę w pomarańczach albo w jabłkach. Bardzo często robię też warzywne ratatouille.
Mówisz o daniach zwyczajnych, z produktów łatwo dostępnych. Czy właśnie przepisy na takie dania są w Waszej książce?
Oczywiście, założyłyśmy, że opiszemy dania, które da się zrobić w godzinę. Bez żadnych skomplikowanych czynności, drogich zakupów i wielkich przygotowań, bo my tak nie gotujemy. Jak wszystkie zapracowane kobiety nie możemy całych dni spędzać w kuchni. Stawiamy na proste, ale zdrowe dania z polskich składników. Piszemy dużo o kaszach, które na szczęście wracają na nasze stoły i które bardzo lubimy.
Rozmawiała Agnieszka Ponikiewska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/82543-niech-feministki-mowia-co-chca