Anna Lewandowska jest prawdziwą szczęściarą. Nie dość, że jej mąż jest najlepszym polskim piłkarzem ostatnich dwóch dekad, sama odnosi triumfy w świecie sportu i show-biznesu. Nie zawsze jednak było tak wesoło w jej życiu...
Lewandowska, czołowa polska zawodniczka karate, niebawem rozpocznie swój cykl felietonów dla magazynu kobiecego "Gala" - „W zdrowym ciele…”. Może niebawem zastąpi Ewę Chodakowską w roli treningowego guru Polek?
Bez względu na wynik tej rywalizacji, warto zauważyć, że los w końcu uśmiechnął się do Anny Lewandowskiej de domo Stachurskiej. W dzieciństwie nie było jej łatwo. Długo nie mogła pogodzić się z rozwodem rodziców, nie potrafiła odnaleźć się. Omal nie zeszła na złą drogę...
Nie byłam jakimś chuliganem, ale byłam wtedy mocno pogubiona. I karate dało mi takie poczucie bezpieczeństwa, nauczyło mnie mobilizowania się, dążenia do celu, ale nie po trupach, tylko własną ciężką pracą. (...) Dopóki tata był z nami, żyliśmy spokojnie i nie mieliśmy problemów finansowych, ale kiedy odszedł, zostawił nas z niczym. Nie mieliśmy pieniędzy, więc się nauczyłam, że nic nie jest "na pewno" -
przyznała w rozmowie z "Galą" Lewandowska.
Mama Ania próbowała pocieszyć córkę lekcjami baletu, na które ja zapisała. Dziewczynce jednak nie przypadły one do gustu.
Po tym, jak przepłakałam całe pierwsze zajęcia, że nie będę tańczyć, za namową wujka, który trenował karate, zapisała mnie na zajęcia do trenera Jerzego Szcząchora. Miałam wtedy 11 lat.
I tak zaczęła się jej wielka przygoda ze sportem walki. Czy równie owocna będzie jej kariera felietonistki? Jeśli podpatruje wolę walki, upór i pracowitość swojego męża, powinno być dobrze. Tego oczywiście życzymy pięknej Annie!
gah/Gala
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/80862-zona-lewego-o-swoim-dramacie