Szlachetne zdrowie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. sxc.hu
fot. sxc.hu

Chyba każdy z nas wkuwał na pamięć fragmentu epopei Adama Mickiewicza, zaczynającego się słynnym zwrotem:

Litwo, Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie;

Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,

Kto cię stracił.

Zawsze przypomina mi się ten fragment, niestety zazwyczaj za późno, gdy pojawiają się choroby u nas w domu. I za każdym razem obiecuję sobie, że gdy dzieci oraz dorośli wyzdrowieją, będę miała więcej cierpliwości, będę poświęcać im nawet do dwustu procent swojego czasu i ogólnie atmosfera będzie miła i przyjemna.

Gra na zabawkowej trąbce przy akompaniamencie bębenka (przyrzekam sobie) będzie moją ulubioną melodią. Kłótnie małolatów rozstrzygać będę ze stoickim spokojem, lewitując w salonie w pozycji kwiatu lotosu. Nie zawsze jednak słowa dotrzymuję.

Choroby u nas w domu są na szczęście typowo sezonowe, tzn. gdy tylko spada temperatura na zewnątrz, u dzieci zaczynają pojawiać się pierwsze tego oznaki. I trwają tak, z małymi przerwami, do wiosny. Gdy pojawia się gorączka zawsze towarzyszy jej panika rodziców, a zwłaszcza jednego, płci żeńskiej. Kiedy choruje najmłodsze dzieciątko, cały dom staje na głowie, bo maluszek nie schodzi z rąk mamusinych ani na chwilkę. Panuje wtedy sporych rozmiarów chaos, lecz na szczęście przy pomocy różnych dobrych dusz sytuacja zostaje opanowana.

Starsze dzieci dają sobie jakoś radę, są bardziej przewidywalne, mogą nazwać „z grubsza” co je boli i jak się czują. Z maluszkami niestety jest jedna wielka zgadywanka, bo gdy maluch płacze (dotyczy to sytuacji chorobowych), to nie wiadomo czy boli go główka, wychodzący ząbek, nosek pełen kataru, czy odczuwa ogólny dyskomfort, towarzyszący infekcjom, lub, co gorsze, czy już pojawił się stan zapalny w gardle, uszach, oskrzelach.

Najgorsze są jednak noce, podczas których najmłodszy maluszek bardzo cierpi i się męczy, a wraz z nim rodzice, znów zwłaszcza jeden, płci żeńskiej. Dzielnie to wszystko znosimy, współczująco tuląc maleństwa i wypatrujemy pierwszych, jakichkolwiek oznak pokonania choróbska. Wtedy każda poprawa cieszy jak wygrana na loterii.

I w takich właśnie chwilach przypomina mi się zacytowana wyżej inwokacja i tęsknię do sytuacji, gdzie wszystkie dzieci i my, jesteśmy zdrowi. Wspominam życie sprzed paru dni i z łezką w oku odgrzebuję w pamięci obrazy radosnych, zdrowych pociech i ich hałaśliwych, dzikich hulanek, które nagle okazują się być strasznie fajne. Choć jeszcze parę dni wcześniej nieco irytowały... Obiecuję sobie cenić w końcu to zdrowie, bo choć nie tracimy go na zawsze, jak Mickiewicz swą Litwę, warto jest doceniać codzienne, małe szczęście, gdy nikomu nic nie dolega.

Zuzanna Czarnowska

Autorka prowadzi bloga Tylko czasem

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych