Piersi Wyrwał

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot.sxc.hu
Fot.sxc.hu

„Telewizja pokazała a uczeni podchwycili, że jednemu psu gdzieś w Azji można przyszyć łeb od świni…” - śpiewał w latach siedemdziesiątych Jacek Kleyff z niezapomnianego kabaretu „Salonu Niezależnych”. Dawno to było, ale Jackowy tekst nic nie stracił aktualności.

Parę dni temu niemieckojęzyczny kanał telewizji RTL wystartował z kolejną edycją programu pt. „Bauer sucht Frau”, po naszemu „Chłop szuka kobiety”, albo bardziej elegancko „Rolnik szuka żony”. Bo chłopom partnerki do tańca i różańca znaleźć trudno. Wiadomo, dziewczyny wolą tańczyć w wielkim świecie niż z widłami przy gnoju i oporządzać świnie. Więc RTL postanowił pomóc wieśniakom. A, że z odcinka na odcinek wiało coraz większą nudą, twórcy tego programu wpadli na pomysł, jak go uatrakcyjnić.

W roli chłopa wystąpiła tym razem Lena lat 24, z gospodarstwa w nadmorskiej prowincji fryzyjskiej. Wbrew pozorom, chłopka Lena nie szukała partnera do wygniatania słomy w stodole, lecz również… partnerki, ponieważ ma słabość do dziewczyn. Dzięki matrymonialnemu pośrednictwu RTL, do Leny natychmiast zgłosiła się kandydatka na „żonę” i to aż ze Szwajcarii.

Całowanie takiej wymarzonej kobiety jak Janine…, nie potrafię tego opisać słowami, tysiąc motyli tańczyło mi w brzuchu…-

zwierzyła się uszczęśliwiona Lena do mikrofonu.

A, że telewizja nie jest od gadania, tylko od pokazywania, więc obie dziewczyny dały przed obiektywami upust swemu podnieceniu, na słomie w stodole właśnie. Ich pocałunkom i pieszczotom nie było końca…

Wprawdzie tytuł „Bauer sucht Frau” pasuje teraz do tego widowiska jak świni rajstopy, ale poruszona namiętnością tych dwóch lesbijek moderatorka Inka Basse podsumowała-

Tyle miłości u nas jeszcze nie było, a będzie jeszcze więcej, jeszcze bardziej podniecająco i jeszcze bardziej romantycznie.

Lena i Janine mają dwojakie szczęście, bo - po pierwsze, dzięki RTL mogły się odnaleźć, a po drugie, że żyją w Europie - gdyby przyszły na świat na przykład w którymś z państw islamskich, szczęścia by nie zaznały, a wręcz przeciwnie.

Homoseksualizm jest bardziej śmiercionośny od wszystkich kataklizmów razem wziąwszy-

huknął niedawno przy mównicy ONZ gambijski prezydent Yahya Jammeh. Gambia była kiedyś kolonią Księstwa Kurlandii, czyli poniekąd naszą, jako że księstwo było lennikiem Rzeczypospolitej, potem długo wchodziła w skład Brytyjskiego Imperium. Samodzielną republiką jest od niespełna półwiecza. Większość w parlamencie posiada partia o nazwie Sojusz na rzecz Patriotycznej Reorientacji i Odbudowy, zaś sam Jammeh, niegdyś przywódca wojskowego puczu, rządzi tam kolejną kadencję. Co istotne, raz po raz wygrywa w demokratycznych wyborach, do których zagraniczni obserwatorzy nie mają żadnych zastrzeżeń. Mają je za to gambijskie władze w odniesieniu do naszego, zachodniego mainstreamu, a dokładniej do ustawowej tolerancji dla gejów lesbijek.

My, muzułmanie i Afrykanie, będziemy walczyć, żeby zakończyć takie praktyki-

zapowiedział stanowczo przed międzynarodowym forum prezydent Jammeh.

W polityce wobec kochających inaczej Jammeh mógłby podać sobie ręce z prezydentem Rosji Władimirem Putinem i premierem Dmitrijem Miedwiediewem. Od paru miesięcy w Rosji obowiązuje „zakaz propagowania homoseksualizmu”, a obecne rząd zabrał się za formalnoprawną ochronę hetero-małżeństw przed rozpadem. Głównym elementem tej prorodzinnej ofensywy ma być wprowadzenie „podatku rozwodowego”: jeśli jakiemuś mężowi wpadnie do głowy porzucenie żony, czy żonie zostawienie męża, będzie musiał/a zapłacić państwu 30 tys. rubli. Osobiście wątpię, czy rozwodowe myto powstrzyma kogokolwiek przed małżeńską dezercją. W każdym razie samego Putina, który w czerwcu br. porzucił był po trzydziestu latach swą wysłużoną żonę Ludmiłę (jak ćwierkają wróble na kremlowskich dachach - dla młodszej kochanki) to nie dotknie. Choć, na biednego by nie trafiło - swego czasu w wywiadzie dla niemieckiego dziennika „Die Welt” Boris Bieriezowski oszacował jego majątek na 40 miliardów dolarów. Ten zmarły w tym roku w Londynie śmiertelny przeciwnik prezydenta „Wańki-wstańki” zapewne wiedział, co mówił, gdyż był doktorem nauk matematyczno-fizycznych i zanim uciekł z kraju należał do Rosyjskiej Akademii Nauk.

A co u nas w sprawie rodziny?

U nas znów zrobiło się głośno o Idze Wyrwał. Kilka lat temu ta młoda kaliszanka trafiła dzięki swym dalekobieżnym piersiom na okładki różnojęzycznych magazynów. Sporo tego było: od „Daily Star”, „Playboya”, ba, pokazała się jako ostatnia naga ozdoba na tytułowej stronie niemieckiego „Bilda” (obecnie ów tabloid zamieszcza rozebrane panienki na wewnętrznych kolumnach). Na widok piersi Wyrwał ślinili się faceci niemal na całym globie, a ona sama nazywała je z dumą „błogosławieństwem”. Ale w 2010 wszystko się ucięło, ponieważ zaciążyła i utyła 35 kg. Jednak „Bild” o niej nie zapomniał. Za odrą Iga znana była pod nazwiskiem Eva Wyrwał. Reporterka tej bulwarówki odwiedziła ją w mieszkaniu na wyspach, które dzieliła z przyjacielem, brytyjskim dziennikarzem Martinem oraz ich synkiem Oliverem. „Właściwie ta z urodzenia Polka inaczej planowała swoje życie”, ale „zdecydowała się na urodzenie dziecka, co oznaczało koniec jej kariery” i „teraz jest mamą i gospodynią domową”, napisała ze współczuciem wysłanniczka „Bilda”.

Podczas ich rozmowy malec bawił się autkiem na podłodze, Wyrwał leżała obok niego i bawiła się pilotem od telewizora. Reportera napisała, ile metrów kwadratowych ma ich niewielkie mieszkanie, ile za nie płacą i przy okazji wyciągnęła od Igi-Evy zwierzenia, że kiedyś stać ją było na „drogie klamoty”, a teraz „po kolei je wyprzedaje, by móc kupić zabawki” Olivierowi. Wynika z tego, że cienko przędą ze swym żurnalistą. A może już nie są razem? Ostatnio Wyrwał dorwał i obfotografował nasz odpowiednik „Bilda”. Pani Iga zeszczuplała, ma krótkie włosy, nosi okulary, a po jej bombastycznym biuście został tylko nikły ślad. O Martinie „Fakt” nie wspomniał ani słowem. Jeśli coś nowego się dowiem z polskich i zagranicznych mediów - doniosę.

Z telewizji jego matka, z gazet dzieci do zrobienia, żona jakby wzięta z radia, a on cały z obwieszczenia. Patrzy prawy obywatel, dzień po dniu, za dniem godzina, a z nim razem na kanapie, relaksuje się rodzina

-śpiewał kabaretowy bard Kleyff, niedoszły warszawski radny w wyborach w 2006r. z listy komitetu Wyborców Gamoni i Krasnoludków…

Klaser

Przeczytaj też:

W TV łączą homopary!

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych