Ta historia chwyta za serce. Pani Beata walczy z nowotworem. Jej mąż z trudem porusza się o kulach. Siłą napędową do walki o zdrowie i życie jest ich kilkuletni syn. Brakuje im dosłownie wszystkiego, dlatego proszę o pomoc. Wzruszającą historię pani Beaty i Tadeusza Łysków z Kisielowa opisał portal cieszyn.naszemiasto.pl.
Gdy po spędzonym u rodzin zastępczych dzieciństwie pani Beata wreszcie wyszła za mąż za Tadeusza, przyjaciela z dzieciństwa, wydawało się, że los wreszcie się do niej uśmiechnął. Tym bardziej, że zaczęli spodziewać się dziecka. Ale pojawiła się choroba.
Kiedy byłam w czwartym miesiącu ciąży, usłyszałam diagnozę – nowotwór szyjki macicy. Lekarz kazał mi usunąć problem. W moim nienarodzonym dziecku widział problem
–wspomina pani Beata.
Nikt w powiecie cieszyńskim nie chciał podjąć się prowadzenia ciąży, dlatego szukali pomocy w Tychach. I to tam w Wielką Sobotę, 15 kwietnia 2006 r. narodził się Mateusz. Rozwiązanie nastąpiło przez cesarskie cięcie.
Później rozpoczęła się walka z nowotworem. Po dwóch latach względnego spokoju pojawiły się przerzuty na tarczycy, a radioterapia nie przynosiła rezultatu.
Żona źle znosi jod, nie wzięła całej serii, podczas jednej z sesji konieczna była reanimacja
–opowiada pan Tadeusz.
W 2008 roku Tadeuszowi coś „strzeliło w plecach”. Lekarze zbagatelizowali uraz i kazali mu leżeć. Po kilku dniach okazało się, że nie jest w stanie wstać z łóżka i nie trzyma płynów. Przeszedł operację neurochirurgiczną i dowiedział się, że być może już nigdy nie będzie chodził. Stał się całkowicie zależny od swojej żony.
Pani Beata nie załamała się. Walczy ze swoją chorobą, zajmuje się kilkuletnim synkiem, opiekuje się mężem, który ma założony cewnik i z trudem porusza się o kulach. Największym problemem stała się odleżyna.
Nie ma szans na przeszczep w tym miejscu, nie przyjmie się. Obecnie to walka, by się nie powiększała, by nie doszła do kości. Jestem teraz pielęgniarką mojego męża, to ja opatruję ranę, oczyszczam ją
–mówi pani Beata.
Jest im jednak coraz trudniej. Choroba pani Beaty postępuje, a rodzina musi utrzymywać się za 1500 zł. miesięcznie. Ta suma nie wystarcza nawet na wykupienie połowy potrzebnych rodzinie lekarstw.
Bez rehabilitacji miesięcznie na lekarstwa potrzebuję ok. 3,5 tys. zł. Jak nie mam, zaczynam swoje leki brać co drugi dzień, Tadeuszowi zamiast 6 razy dziennie zmieniam opatrunek 2 razy. Taka eutanazja po polsku
–mówi z goryczą pani Beata.
Sił dodaje im syn Mateusz. To on motywuje ich do walki o życie i zdrowie. Jednak z dnia na dzień jest coraz trudniej. Potrzebna jest pomoc.
Jesteśmy wdzięczni za każdą pomoc, każdy kupiony lek, opatrunek, podkład, każdą strzykawkę. Ale też za środki czystości, pościel, jedzenie, ubranie dla Mateusza
–wymienia pani Beata.
Wdzięczni są również za pokarm dla zwierzaków, które znalazły schronienie pod ich domem.
Pani Beata nie ma szans na stałą pracę. Zajmuje się robieniem stroików, które potem sprzedaje. Prowadzi również bazarek w Internecie, na którym licytowana jest otrzymana od darczyńców biżuteria.
Osoby chcące pomóc rodzinie Łysków, mogą to zrobić za pośrednictwem redakcji portalu cieszyn.naszemiasto.pl. Możliwa jest również licytacja rzeczy na bazarku Beaty Łysek pod adresem: https://www.facebook.com/events/1424814964411441/
BR/cieszyn.naszemiasto.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/76395-rodziny-lyskow-walka-o-zycie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.