Chociaż nasz kraj przeszedł szereg zmian i ulepszeń to w naszej malutkiej kaszubskiej wsi pewne rzeczy wyglądają zupełnie „po staremu”. Jedną z nich jest system elektryfikacji, który od zawsze zawodzi w przypadku gwałtownych zmian atmosferycznych. Oznacza to, że w razie większej burzy, silniejszego wiatru czy sporych opadów śniegu w okolicy zapada ciemność i cisza. Co dziwne moje dzieci zaliczają takie wydarzenie do kategorii „ulubione”. Dla nich wieczór spędzony przy rozpalonym kominku, w blasku świec w towarzystwie rodziców oraz starszego rodzeństwa jest przyjemnością porównywalną, a może nawet większą niż ten sam wieczór spędzony przed telewizorem, komputerem czy gdzieś poza domem.
Najczęściej, kiedy w takiej sytuacji rozłupiemy kilogramy orzechów z naszego własnego drzewa orzecha włoskiego, obierzemy kilogramy jabłek z naszego własnego sadu i omówimy wszystkie bieżące sprawy ,w końcu z czyichś ust pada prośba:
Mamo, opowiedz, jak było, gdy byłaś młoda.
Najpierw - mówiąc kolokwialnie – krew mnie zalewa. Bo niby czemu „ BYŁAŚ młoda”? Ale szybko zdaję sobie sprawę, że dla nich ja, mama, 47- latka młoda już nie jestem, bo młody to jest najstarszy dwudziestotrzyletni brat. Łapię dystans, oddycham parę razy i zaczynam wspominać „jak było, gdy byłam młoda”.
Zaczynam od planowanych przerw w dostawie prądu. Wiecie co to znaczy? Znaczy to, że z jakąś bliżej nieokreśloną regularnością w domach, blokach i falowcach na gdańskich osiedlach, w celach oszczędnościowych, zarządzonych odgórnie, gasły wszystkie światła. Jak tu u nas dzisiaj. I wtedy moja mama, a wasza babcia wyciągała naftowa lampę przy której odrabiałam lekcje, czytałam albo bawiłam się z koleżankami.
Był też brak wielu podstawowych rzeczy np. mięsa. W związku z tym wasi dziadkowie od czasu do czasu jechali swoim maluchem za miasto i tam w wielkiej tajemnicy kupowali pół świniaka. Zawijali go w foliowe worki, okrywali kocem i upychali w bagażniku. A potem z duszą na ramieniu przemykali się z powrotem do domu. Dlaczego się bali? Bo kupować mięsa u gospodarza nie było wolno.
Nie było za to świerkowych drzewek na Boże Narodzenie. Pamiętam Wigilię na której miejsce przynależne choince zajęła po prostu spora gałąź zawieszona na ścianie – bo choinek „nie dowieźli”.
A i jeszcze były paczki od cioci z Ameryki... Zwykle otwarte i dokładnie przejrzane, ale zawierające czasem kakao, czekoladę i chałwę – szczyt szczęścia moich „szczenięcych lat”.
I były buty RELAX albo „juniorki”, dzięki którym nikt nigdy nie musiał się martwić, że go wyśmieją, bo ma niefirmowe obuwie ubrane do poliestrowego szkolnego fartuszka.
A jeszcze później było roznoszenie ulotek, tajna drukarnia tu na wsi, w tym domu, w którym teraz mieszkacie, książki drugiego obiegu składane przez nas po nocach i strajki studenckie na uniwerku, gdzie wasz tata wreszcie mi się oświadczył.
Ale przede wszystkim zawsze były tylko dwie strony: biała i czarna, MY – dobrzy, walczący o wolność i ONI – komuna czyli zło.
Ale mięliście fajnie , prawda mamuś?
Prawda?
Dagmara Kamińska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/75837-jaki-byles-prl-u