Można odbić się od dna

Fot. Materiały prasowe
Fot. Materiały prasowe

"Jestem żywym dowodem na to, że można się zmienić" - mówi w rozmowie z portalem wSumie.pl Józef Grzyb, współautor książki pt. „Całe życie kradłem”

Pańskie życie dzieli się na dwie części. W pewnym momencie przeżył Pan punkt zwrotny - co o tym zdecydowało?

Jestem teraz w tej lepszej połowie życia. Żyję, jestem zdrowy, nie piję i nie ćpam. Kiedyś było inaczej. Żyłem z dnia na dzień.

Kiedy zaczął Pan pić?

Wychowywałem się w środowisku, gdzie alkohol był rzeczywistością codzienną. Teraz w wielu rodzinach jest zresztą podobnie. Rodzice piją albo ćpają, a dzieci w takich środowiskach rosną. Tak to się u mnie zaczęło. Alkohol dawał mi „powera”.

A co Panu zabierał? Miał Pan w ogóle świadomość, że coś Panu zabiera?

Wtedy nie miałem takiej świadomości. Byłem ukształtowany w takim systemie, w którym alkohol był naturalną rzeczywistością. Pili prawie wszyscy. Dobrze, że wtedy jeszcze narkotyki nie były tak popularne. Alkohol mnie dowartościowywał. Mówię to oczywiście w przenośni. Obracałem się w środowiskach przestępczych i „rozwijałem się” w tym kierunku. W tym środowisku alkohol był wszechobecny. Zacząłem też brać narkotyki i tak żyłem z dnia na dzień. Aż nastąpił przełom.

Co takiego wydarzyło się wtedy w Pana życiu?

Opisuję to w swojej książce pt. „Całe życie kradłem”. Punktem zwrotnym był moment, kiedy dowiedziałem się, że jestem chory na raka. Zabrzmiało to dla mnie jak wyrok. Wtedy dotarło do mnie, że mnie już właściwie nie ma i że jeśli nie przestanę pić, zwyczajnie umrę. Poszedłem na terapię. Była tam pewna pani psycholog, która bardzo mnie zdołowała. Uświadomiła mi, że niczego w życiu nie osiągnąłem i niczego wartościowego ze swoim życiem nie zrobiłem. Nie mogłem się z tym pogodzić. Zaakceptowanie tego faktu było dla mnie niewygodne. Pani psycholog oprócz uświadomienia mi prawdy o moim życiu, jednocześnie jednak mnie dowartościowała– uświadomiła mi, że mogę się zmienić. Po pewnym czasie okazało się, że nie jestem jednak chory na raka. Mimo że powód podjęcia terapii przestał być aktualny, nie przerwałem jednak leczenia. Był to trudny proces, od alkoholu byłem uzależniony wiele lat. Uświadomiłem sobie jednak, że jeśli wrócę do picia, po prostu zdechnę. Było wiele pokus, musiałem z nimi walczyć. Nie raz miałem ochotę się napić po to, żeby uciec od świadomości, ile w swoim życiu straciłem właśnie przez alkohol. Nie raz zadawałem sobie pytanie: „jak można było być aż tak głupim”? Teraz odkryłem inne wartości, inne zabawy i inne rodzaje relacji. Kiedyś byłem na to zablokowany.

Obracał się Pan w kręgach przestępczych, większą część dorosłego życia spędził Pan w więzieniu. Co było dla Pana najtrudniejsze w tej rzeczywistości?

Była ona dla mnie zupełnie normalna. Nie znałem innego życia. Zmieniło się to dopiero po terapii. Dziś realizuję swoje życie inaczej, próbuję iść do przodu.

Życie Pana cieszy?

Odczuwam dużo radości. Ale także widzę siebie w innych ludziach – tych, którzy znaleźli się na dnie, brudnych i zawszonych. I myślę, że też mogłem tak skończyć. Nie czuję się lepszy od nich ani nie napawam się pychą, wiem, że też mogłem wyglądać identycznie. Dzięki różnym ludziom i okolicznościom jestem dzisiaj tu, gdzie jestem.

Co było dla Pana najistotniejsze w procesie wychodzenia z nałogu?

Otrzymałem od ludzi dużo pozytywnego wsparcia, ale chyba najważniejsze było to, że ja sam nabrałem przekonania, iż moje życie może zmienić się na lepsze. Uwierzyłem, że mogę być inaczej odbierany i w to, że mogę odzyskać radość – bardzo mi jej brakowało.

Miał Pan depresję?

Może nie aż depresję, ale ogarniało mnie zniechęcenie, a wiele spraw mnie przerastało. Porównywałem się z innymi i zadawałem sobie pytanie, jak to się dzieje, że ktoś, kto ma niższy iloraz inteligencji niż ja, a radzi sobie w życiu lepiej ode mnie – ma znajomych, dziewczynę… Zastanawiałem się, dlaczego ja tego nie mam – wypływało to chyba z moich kompleksów i niedowartościowania. Powoli jednak zaczynałem sobie z tym radzić. Nauczyłem się funkcjonować bez alkoholu. Od tamtej pory uczestniczę w zabawach, gdzie na stole stoi alkohol. Ja jednak nie sięgam po niego. Nawet, jeśli spotykam swoich znajomych z dawnych lat, którzy potrafią ze mnie drwić i namawiać mnie do picia, ja idę swoją drogą, już inną.

Pomaga Pan także ludziom znajdującym się w podobnej sytuacji, w jakiej był Pan kiedyś. Jest Pan dla nich wiarygodny.

Tak, skończyłem szkołę, jestem instruktorem terapii uzależnień, bywam na spotkaniach z młodzieżą, z dorosłymi, ze studentami. Jestem odbierany pozytywnie, także moja książka spotkała się z ciepłym przyjęciem. Bywa, że nieznajomi podchodzą do mnie na ulicy i gratulują. Cieszę się, że moja książka na kogoś oddziałuje, że pokazuje, iż można zmienić swoje życie, że nie trzeba „zejść na psy”, jak śpiewał Rysiek Rydel.

Pańskie życie to także dowód na to, że nawet z bardzo trudnej sytuacji może wyniknąć dobro. Gdyby nie Pana wcześniejsze doświadczenie, nie mógłby Pan pomagać dzisiaj ludziom znajdującym się w tej samej sytuacji, w jakiej Pan był kiedyś.

Na pewno kiedyś nie pomagałbym im w ten sposób. Może pomagałbym po to, żeby kogoś oszukać albo okraść. Moje niegdysiejsze doświadczenie przekłada się na dzisiejsze. Dzięki temu, co przeżyłem, ostrzegam innych. Alkohol jest takim środkiem, przez który szybko tracimy nasze poczucie człowieczeństwa, poczucie własnej wartości.

Młodzi ludzie Pana słuchają?

Zdecydowanie tak. Kiedy kończyłem szkołę, w tym czasie także w niej pracowałem. Miałem zajęcia z młodzieżą – i to taką dość trudną. Sami do mnie podchodzili, zadawali pytania, rozmawialiśmy. Może byłem dla nich wiarygodny, bo nie było we mnie pychy, mówiłem im jasno o swoich błędach, a oni widzieli we mnie przykład pozytywnych zmian. Stanowię żywy dowód na to, że choć nie jest łatwo, to jednak można.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Agnieszka Żurek

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.