Gdy 4 września 2013 r. premier Donald Tusk w towarzystwie wicepremiera Jacka Rostowskiego ogłaszał tzw. reformę OFE (nazwaną przez lud „zajumaniem” 120 mld zł w obligacjach) przenieśliśmy się naraz w lata 30 XX wieku i do roku 1980.
Skok na kasę był tej skali, że szef rządu konferencji w sprawie OFE nie mógł zignorować.
Ale komunikaty były na tyle niewygodne, że Donald Tusk musiał jak najszybciej z konferencji się urwać, żeby głównym winowajcą był minister finansów Jacek Rostowski. Dlatego zastosował stary chwyt. Na etranżera albo na Romana Polańskiego.
W powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza „Kariera Nikodema Dyzmy” oraz w serialu telewizyjnym Jana Rybkowskiego i Marka Nowickiego pod tym samym tytułem w jednej ze scen główny bohater chce zniknąć z posiedzenia zarządu Państwowego Banku Zbożowego. Ale chce zniknąć elegancko. Dlatego w pewnym momencie mówi: „Bardzo panów przepraszam, ale mam ważnego interesanta, pana Etranżera”. Oczywiście nie chodziło o nikogo o dziwacznym nazwisku, lecz o cudzoziemca wymawianego z francuska. Nieistniejącego cudzoziemca.
Czasy się oczywiście zmieniły i dziś na jakiegoś anonimowego cudzoziemca nie można się powołać. Ale metoda jest wciąż dobra. Dlatego premier Donald Tusk zniknął z konferencji powołując się na rzeczywistego etranżera. Tak się składa, że podczas ogłaszania informacji o OFE przebywał w Polsce prezydent Indonezji Susilo Bambang Yudhoyono.
I to on okazał się tym etranżerem, dzięki któremu premier Tusk urwał się z niewygodnej imprezy. Donald Tusk nie musiałby wychodzić z konferencji, bo wiedząc wiele tygodni wcześniej o wizycie prezydenta Indonezji mógłby ją zwołać wcześniej lub później, żeby nie musiał z niej wychodzić.
Ale po co miałby to robić, skoro nadarzyła się dobra okazja, by jak najkrócej być listonoszem przekazującym złe wiadomości?A poza tym mógł pokazać oblicze męża stanu, który spotyka głowy państw i rozwiązuje problemy świata, więc takie wydarzenia jak „reforma OFE” są po prostu drobiazgami.
Metoda na etranżera ma też swoją wersję w wydaniu niezawodnego w takich sytuacjach Stanisława Barei. W filmie „Miś” w trudnych sytuacjach Ryszard Ochódzki „ustawiał” z pracownikiem klubu „Tęcza” (granym przez Bronisława Pawlika) interesanta, „pana Etranżera” telefonicznie. Po prostu ów „pan Etranżer” miał w kryzysowych sytuacjach dzwonić i wybawiać Misia-Rysia z kłopotów. A miał nim być nie kto inny jak Roman Polański. Oczywiście żaden pan Etranżer Roman Polański do Ryszarda Ochódzkiego nie dzwonił, bo robił to pracownik klubu, ale efekt był osiągany.
Metoda na pana Etranżera tudzież na telefon od Romana Polańskiego może być dla premiera Donalda Tuska bardzo przydatna w przyszłości, bo niewygodnych komunikatów i konferencji będzie coraz więcej.
I to mimo że w Krynicy premier ogłosił koniec kryzysu. A właściwie to metoda ta będzie potrzebna właśnie dlatego, że szef rządu ogłosił koniec kryzysu. Bo to oczywista blaga, która będzie się ujawniać wraz z trwaniem kryzysu, a nawet jego pogłębianiem. Wizyty „pana Etranżera” i telefony od Romana Polańskiego będą więc jeszcze wielokrotnie potrzebne, żeby premier Tusk nie musiał się tłumaczyć z czegoś, co niby się skończyło, ale tak, że się bardzo rozwinęło i zakorzeniło.
Po prostu ta metoda jest nieodzowna i bardzo pomocna dla Nikodemów Dyzmów i Ryszardów Ochódzkich.
Stanisław Janecki
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/72811-powialo-bareja