Najpierw usłyszałam „przedszkola za złotówkę”... Ok, ale w Polsce? Przecież to niemożliwe, u nas nie ma pieniędzy nawet na papier toaletowy w przedszkolach. Zapewniają jednak, że pieniądze się znajdą, żeby ulżyć rodzicom, że demografia, polityka prorodzinna, blebleble... No to czekamy.
Pojawiają się sygnały, że ustawa przedszkolna doprowadzi do likwidacji przedszkoli, bo gmin nie stać na pomysły MEN-u. Ponoć nieprawda, dalej czekamy... (w międzyczasie trwa zbieranie podpisów pod wnioskiem o referendum edukacyjne). Podpisują ustawę – pieniądze są, będzie lepiej, cieszmy się. Ale chwila, chwila – w czerwcu blady strach pada na przedszkola. Ustawa nie pozwala pobierać więcej niż 1 zł za godzinę ponad darmowej podstawy programowej – więc co z zajęciami dodatkowymi? Co z rytmiką i angielskim na którą chodziły wszystkie dzieci? Co z logopedą, który jest niezbędny połowie dzieci? Co z tańcami Poli i karate Franka?
Czekam cierpliwie na pierwsze zebranie rodziców, starając się nie denerwować, bo może rodzice przesadzają.
Robi się coraz głośniej o sprawie. W Radiu Gdańsk Pani Hall mówi: zajęcia dodatkowe będą, tylko rodzice nie mogą za nie płacić. Po pieniądze na zajęcia dodatkowe należy iść do wójtów, oni dadzą. Taaaa, przecież wiem gdzie żyję.
Zebranie. Jak zwykle miło, ale już na wstępie czuć, że będzie jakieś „ale”. Rodzice już co szepcą między sobą. No i jest: mam dla Państwa dobrą wiadomość, będzie taniej, z tym, że nie możemy prowadzić żadnych zajęć dodatkowych.
Burza! Ale, że co? Że jak? No tak – w imię wyrównania szans, żeby wszystkie dzieci miały po równo. Pada pytanie: czyli wyprawki i podręczników tez nie musimy kupować? Skoro nie można więcej niż 1 zł? No nie, tak się nie da...
No i co teraz? – po prostu trzeba obejść. Ponoć firmy zewnętrzne mogą podpisać umowę bezpośrednio z rodzicami i po prostu podnajmować sale przedszkolne. Tak – ale zgodnie z prawem tylko po godzinach pracy przedszkola, czyli po 17. Może Rada Rodziców może podpisać umowę z firmami zewnętrznymi? Nie może, Rada Rodziców nie może podpisywać umów. Jedyna osobą, która może to zrobić jest Dyrektor Przedszkola. Według prawników naszego urzędu, dyrektor i wydziału edukacji ustawy nie można obejść.
Od rana następnego dnia szperałam po necie. Jedyne pomysły obejścia, to te niezgodne z prawem, a przecież nikt nie chce łamać prawa.
Dzwonię do wydziału edukacji. Jak to możliwe, że w przedszkolu publicznym ma nie być logopedy? No tak... My rozumiemy Państwa wzburzenie, ale nie ma możliwości obejścia. Ale logopeda jest niezbędny. Logopedę można załatwić, jeżeli mamy zaświadczenie z poradni psychologiczno-pedagogicznej. O to już coś. Jeżeli do 30 września zdobędziemy takie zaświadczenie, to dyrektor na podstawie takiego zaświadczenia może otrzymać część etatu logopedy. Może się uda.
Nie rozumiem. To przekracza zdolności mojej percepcji. Miało być nam lepiej, a jest dużo gorzej. Oczywiście jest taniej dla rodziców - mniej płaci się za to przedszkole, ale ten logopeda prywatnie, raz w tygodniu wieczorową porą (dziecko oczywiście nie ma być prawa zmęczone - da radę...) kosztuje więcej niż cała stara opłata w przedszkolu... A rytmika, karate, angielski?
Nie chodzi, o to, że przy paniach nauczycielkach dzieci się nudzą. Te zajęcia to urozmaicenie. Wyrównanie szans – w dół? Walcem? Z całym szacunkiem, rodziców biednych dzieci w Polsce najczęściej nie stać na przedszkola. Do kogo ma równać moje dziecko? Przecież znajdzie się w klasie szkolnej z dziećmi z przedszkoli prywatnych, bo do publicznych się nie dostali? Chcecie zrównać? Zapewnijcie przedszkola wszystkim dzieciom. A kwestia logopedów: jak te sepleniące 6 latki mają się uczyć pisania w pierwszej klasie? Ja zapłacę za prywatnego logopedę, ale większość nie, bo nie ma ani czasu, ani pieniędzy. Jeżeli te sepleniące sześciolatki zaczną naukę pisania, to prosta droga do dysleksji. Chcecie mieć jak w UK 20% dysfunkcyjnych dzieci? Jesteście na dobrej drodze!
No i druga strona medalu: ile tysięcy ludzi – wykształconych, z doświadczeniem: rytmików, anglistów pójdzie na bruk? Logopedzi dadzą radę, ale reszta? Opłaty za zajęcia dodatkowe były groszowe, każdego było stać.
Albo zrobiliście nam na złość za ten milion podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie sześciolatków, albo nie potraficie napisać ustawy. Sama nie wiem co gorsze.
Paulina Bosak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/72702-men-msci-sie-na-rodzicach