Kochają swoich oprawców

Fot. sxc.hu
Fot. sxc.hu

Syndrom sztokholmski to stan psychiczny, w którym ofiara porwania lub grupa zakładników zaczyna odczuwać sympatię i solidarność ze swoimi oprawcami. Co więcej, zdarza się, że ofiara zaczyna ochraniać porywaczy i pomagać mu w ucieczce i uniknięciu odpowiedzialności za własne czyny.

Nazwa pochodzi od wydarzeń z 23 sierpnia 1973 roku na placu Norrmalmstorg w Sztokholmie. Janne Olsson, uciekinier z więzienia, napadł na Kreditbank i przez sześć dni przetrzymywał grupę zakładników. 28 sierpnia policja przeprowadziła szturm na budynek banku i uwolniła grupę porwanych. Aresztowanie Olssona oburzyło jednak zakładników. Utrudniali operację, a po zakończeniu odmówili składania zeznań. Niektórzy nawet wynajęli prawników, reprezentujących porywaczy przed sądem.

Pierwszy raz termin „syndrom sztokholmski” został użyty przez szwedzkiego psychologa i kryminologa, Nilsa Bejrota, który współpracował podczas akcji z policją.

Na syndrom sztokholmski składa się kilka elementów. Przede wszystkim jest to strach ofiary przed oprawcą połączony z walką o przetrwanie. Ponadto konieczna jest izolacja od świata zewnętrznego, przede wszystkim od znajomych i rodziny. Wtedy rodzi się przekonanie, że nie istnieje możliwość ucieczki. Dodatkowo oprawca musi co jakiś czas sprawić porwanemu małą przyjemność lub zgodzić się na jakieś ustępstwo. To wzbudza wdzięczność i tworzy wrażenie wielkoduszności.

Najbardziej znany przypadek syndromu sztokholmskiego związany jest z porwaniem Patty Hearst, dziedziczki fortuny amerykańskiego magnata prasowego Williama Randolpha Hearsta. 4 lipca 1974 wnuczka wydawcy została porwana przez lewicową grupę rewolucyjną Symbionese Liberation Army (SLA). Porywacze nie zażądali okupu, tylko żywności dla potrzebujących. Po 60 dniach Patty wydała oświadczenie, w którym wyznała, że dobrowolnie przyłączyła do SLA. Oskarżyła ojca o zbrodnie przeciwko ludzkości i postanowiła zerwać z dotychczasowym życiem.

Patty brała udział w nielegalnych akcjach prowadzonych przez SLA. W 1974 roku zatrzymano ją podczas napadu na bank. Swoje działania tłumaczyła jako skutek „prania mózgu”. Mimo tego została skazana na 7 lat więzienia, jednak Bill Clinton dokonał amnestii i skrócił jej karę do 2 lat.

Porywacze Patty zginęli rok wcześniej podczas strzelaniny w Los Angeles.

Inny przypadek dotyczył Jaycee Lee Dugard. Dziewczynka została porwana 10 czerwca 1991 roku. Porywaczem był Philip Garrido. Wraz z małżonką więzili ją przez 18 lat. Jaycee była poddawana torturom. Zgwałcona ponad 3000 razy, urodziła oprawcy dwójkę dzieci.

Według zeznań sąsiadów i porwanej wynikało, że wszyscy tworzyli specyficzną rodzinę. Amerykanka pomagała oprawcy w życiu zawodowym. Była sekretarką w jego biurze wydawniczym. Miała stały kontakt z klientami i nieograniczony dostęp do Internetu.

Gdy policja dotarła do domu porywacza, zaskoczona Jaycee zaczęła podawać fałszywe informacje. Ostatecznie mężczyznę skazano na 431 lat więzienia, a jego żonę na 36 lat.

Głośna sprawa dotyczyła Nataschy Kampusch. Kiedy po 10 latach kobiecie udało się uciec, porywacz popełnił samobójstwo, wskakując pod rozpędzony pociąg. Natascha pogrążyła się w żałobie.

Wolfgang Prikopil porwał dziesięcioletnią dziewczynkę podczas powrotu ze szkoły. Przez wiele lat bił ją, więził i gwałcił. Jednak pozwolił jej na oglądanie telewizji, słuchanie radia czy czytanie gazety. Wyjeżdżali na wycieczki, chodzili na wspólne spacery.

W napisanej przez siebie książce, przyznała, że czuła silną więź ze swoim prześladowcą. Robiła wszystko, by okazał jej choć odrobinę czułości.

Ten mężczyzna był częścią mojego życia, dlatego w pewnym sensie noszę po nim żałobę – powiedziała.

W maju 2008 roku matka Nataschy została oskarżona o zorganizowanie porwania córki.

Przypadki te pokazują jak silne relacje łączą porywacza i ofiarę. Porwani często przeżywają tak silny stres, że nie są w stanie racjonalnie myśleć. Aby przetrwać, poddają się oprawcy, a nawet stają się wobec niego lojalni. Odizolowanie sprawia, że ofiara potrzebuje bliskiego kontaktu z inną osobą i zaczyna traktować oprawcę jako kogoś bliskiego, jako własną rodzinę. To wszystko wpływa na to, że odnalezienie porwanych jest często o wiele trudniejsze, a ich powrót do normalnego życia jest długotrwałym, skomplikowanym procesem.

AC/nasygnale.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych