Wakacje to wymarzony okres na emitowanie powtórek. W lato zawsze swoją drugą młodość przeżywa kultowy serial kryminalny „07 zgłoś się”. Bronisław Cieślak doszukuje się w tym jednak przyczyn politycznych.
Filmy z okresu PRL ogląda obecna młodzież, która nie do końca wierzy temu, co o tamtych czasach mówi się i pisze. W podręcznikach szkolnych okres PRL to czas smutku, szlochów i niewoli. Dobrzy ludzie to tylko ci, którzy walczyli z komuną i siedzieli w więzieniach. Milicjant to człowiek z pałą, który goni za opozycjonistami. Tymczasem dzisiejsze nastolatki w tamtych filmach widzą, że tak smutno wcale nie było, bawiono się, pito szampana, byli też sympatyczni milicjanci. Skażone współczesną propagandą odkrywają nowy ląd, na tych filmach uczą się historii. Na własną rękę próbują się dowiedzieć, jaka Polska była wtedy naprawdę, jak żyli ludzie, jak wyglądały ich mieszkania, ile kosztował dolar, co to był bon towarowy. To wszystko jest na tych filmach. Młodzież to ogląda nie z miłości do PRL chce na własną rękę poznać prawdę -
przekonuje Cieślak.
Filmowy porucznik Borewicz nie zgadza się również na zestawianie faktów: wizerunku współczesnej Polski z rzeczywistością PRL.
Mówienie, że wtedy było fajnie, a teraz jest źle, to też zbytnie uproszczenie. Wtedy po prostu było inaczej. Starsi chcą sobie przypomnieć te czasy, bo wtedy byli młodzi, wszystko dla nich było inne niż dziś. Mają sporo sentymentu do tamtego okresu, przypominają sobie, jak wyglądały dewizowe prostytutki, jak pito w nocnych lokalach, kto miał samochód. Wtedy też byli ludzie lepsi i gorsi, również ci sprawujący władzę. Byli i porządni milicjanci. Zagrałem jednego z nich -
twierdzi aktor.
Oczywiście, zgodnie z taką narracją, nie mogło zabraknąć wątków martyrologicznych. Oczywiście szereg nieszczęść, które spadły na Cieślaka niczym plagi egipskie, był związany z upadkiem PRL, będącego w jego relacjach krainą mlekiem i miodem płynącą. Dziennikarz i aktor-amator przekonuje, że być może to przez rolę w serialu „07 zgłoś się” stracił pracę w Telewizji Polskiej.
Być może, choć nikt mi tego do dzisiaj nie powiedział. Może za por. Borewicza lub za to, że należałem do PZPR i od 1985 r. pełniłem funkcję zastępcy redaktora naczelnego TVP Kraków do spraw artystycznych, a więc byłem „nomenklaturą”. Odpowiadałem za teatr, muzykę, rozrywkę i publicystykę kulturalną. To był dla mnie szok, bo miałem poczucie, że osiągnąłem sukces w tym, co robię. Lata 1985-1991 były najlepsze w moim życiu, nie interesowałem się polityką, robiłem teatr z Andrzejem Wajdą, z Jerzym Jarockim; same nagrody i wyróżnienia. A tu nagle – dup i nie ma człowieka. Zarejestrowałem się w urzędzie pracy jako bezrobotny -
mówi Cieślak.
Filmowy porucznik Borewicz opowiada, że imał się różnych zajęć, ale nie mógł liczyć na profity podobne do tych wcześniejszych. Oczywiście wszystkiemu była winna „Solidarność”. Prawie jak w piosence Marcina Świetlickiego...
To był dla mnie ciężki cios, tym większy, że miałem poczucie osiągniętych sukcesów. Ludzie z „Solidarności” myśleli, że jeśli zwolnią wszystkich twórców związanych z PZPR i przyjmą nowych, to nagle polska kultura ożyje. Przy zmianie ustroju takie mechanizmy nie zadziałają. Zresztą jeszcze przed wyrzuceniem mnie z telewizji były podejmowane próby pokazania, że reprezentuję stary system -
mówi rozżalony Cieślak.
Aż dziw bierze, że b. poseł SLD wciąż trzyma się linii propagandowej z początku lat 90., gdy wielu byłych aparatczyków i funkcjonariuszy drżało na myśl o dyktaturze „czarnych”, uciskających milicyjno-agenturalny lud PRL. Cóż, skoro łamy udostępnia mu bogaty w doświadczenia „Przegląd” grzechem byłoby nie skorzystać...
AM/”Przegląd”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/69610-cieslak-mlodziez-lubi-prl-owskie-seriale
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.