Sąd ocalił dużą colę. Na razie

Stanowy Sąd Apelacyjny uznał, że władze Nowego Jorku nie mają prawa określać... wielkości kubków, w jakich sprzedawane są coca-cola, pepsi i inne tego rodzaju wynalazki w tym ponad 8-milionowym mieście.

Zakaz sprzedaży napojów w kubkach o pojemności powyżej 16 uncji (czyli powyżej 0,48 litra) to sztandarowy pomysł burmistrza Michaela Bloomberga w walce o zdrowie nowojorczyków. Miał on spowodować zmniejszenie ilości cukru spożywanego na co dzień w mieście zwanym Wielkim Jabłkiem.

Wraz z walką z zawartością tłuszczu w potrawach, popieraniem jazdy na rowerze (poprzez wytyczenie niezliczonych ścieżek rowerowych), walką z paleniem papierosów (najwyższy w USA podatek – 5,85 dolara od każdej paczki!) a nawet popieraniem... chodzenia po schodach to część obsesyjnej wręcz dbałości Bloomberga o zdrowie nowojorczyków. Dbałości, która dla wielu jest po prostu nadmierną ingerencją w życie osobiste obywateli. Krytycy ukuli nawet dla Bloomberga przydomek „burmistrza-niańki”, który wie lepiej jak żyć.

Wtorkowa decyzja sądu podtrzymuje orzeczenie sądu niższej instancji, który zablokował wejście w życie przepisu w marcu tego roku. Ratusz się odwoływał ale sędziowie orzekli, że władze miasta przekroczyły swe kompetencje a sam zakaz „jest sprzeczny z Konstytucją”. Czterech sędziów stwierdziło, że spożywanie coli „w umiarze nie jest szkodliwe”, dlatego nie można uznać tego za „zagrożenie dla zdrowia per se”.

Niechętni Bloombergowi Amerykanie o poglądach libertariańskich już świętują zwycięstwo nad fanaberiami „burmistrza-niańki”. Ale ta radość może być przedwczesna. Bloomberg nie zamierza odpuścić i szykuje odwołanie do... Sądu Najwyższego stanu Nowy Jork.”Ta decyzja to tylko tymczasowa porażka. Planujemy apelację, gdyż zamierzamy kontynuować naszą walkę z epidemią otyłości” napisał w oświadczeniu Bloomberg.

Paweł Burdzy z Chicago