Któż to taki, cóż za wspaniały mężczyzna, na którego widok kobiety rwą na sobie staniki i rzucają mu stringi pod nogi?
Jego najnowszy pseudonim, to „Aqua-Man”. Ostatni raz był widziany i obfotografowany parę dni temu, gdy zanurzał się w kapsule w odmęty Zatoki Fińskiej, by zbadać spoczywający na dnie od 1869 roku wrak okrętu „Oleg”. Zszedł na głębokość 60 metrów, zobaczył, ale co widział nie powiedział, gdyż z natury jest tajemniczy i małomówny. O swych misjach mrożących krew w żyłach nigdy nie opowiada. Niekiedy paparazzim udaje się też go przyłapać podczas wypoczynku. A było tego sporo, ma gość czym zaimponować…
Wodę lubi szczególnie i polowania, jak mało kto. To czatował na wzburzonych falach Pacyfiku z kuszą i harpunem w ręku na walenie, które ubijał jak muchy, to prężąc nagi, muskularny tors wyciągał na spinningu ryby jak wieloryby z rzeki Jenisej pod mongolską granicą, to dla odpoczynku pływał motylkiem raz po raz unosząc się nad kipielą, to znów w neoprenowej kamizelce zniknął pod wodą u wybrzeża Półwyspu Tamańskiego i wywlókł z ruin zatopionej Fanagorii starożytną skorupę. Archeolodzy-płetwonurkowie grzebią i grzebią, i nic, a on - proszę, parę minut, czribi-cziriba i jest grecka amfora…
Na lądzie też ma osiągnięcia. I to jakie! To obronił jakiegoś zagubionego w głuszy, przypadkowego kamerzystę przed atakiem tygrysa, którego położył jednym strzałem, to znów widziano go, gdy konno, błyszcząc w słońcu opalenizną cwałował po prerii, albo, gdy w futrzanej czapce przedzierał się przez syberyjskie śniegi, aby dotrzeć niemal pod biegun, gdzie pochylił się zatroskany nad białym niedźwiedziem, który padł był na jego widok jak długi. Owszem, poluje, strzela, ale kocha naturę. Gdy nie poluje i nie strzela, wtedy trenuje. Na przykład rzuca sparring-partnerami o matę jak workami kartofli, gdyż tajniki judo ma w małym palcu u nogi. W chwilach wolnych od zadań wagi państwowej lubi sobie poszaleć na Harleyu, jak na zlocie fanów jednośladów nad Morzem Czarnym, albo na trike`u - też motocyklu, lecz trójkołowym, czy w żółtym bolidzie Renaulta Formuły I pod Petersburgiem. A gna, że paparazzi mają zaledwie sekundy na swą robotę, żeby na zdjęciach nie pozostał po nim jedynie dym spod kół i rury wydechowej. Tak, jak wtedy, gdy zasiadł w hełmofonie w kabinie myśliwca w Czeczenii. No, bo w powietrzu również jest wielki. I bombowcem lata i na motolotni - prościzna. Ostatnio zasiadł w niej ubrany w biały kombinezon, żeby go żurawie nie rozpoznały, ponieważ chciał im potowarzyszyć w locie.
Że tygrys i niedźwiedź był „na prochach”, że walenie jakoś dziwnie same wystawiały się do strzału, że mu ryby jak wieloryby zaczepiano na haczyk, a starogrecką amforę przywieziono z muzeum? Że wszystko to ustawki i robota rządowych fotografów, pic na wodę fotomontaż? Każdy jego rodak wie, że są to wredne insynuacje jego zazdrosnych przeciwników i jakichś obcojęzycznych dziennikarzy. Jaki jest naprawdę, każdy może zobaczyć na własne oczy, na zdjęciach: wysportowany, wszechstronny, z urodą silną jak cios i mężny jak ten, co zginął nam król. W porównaniu z jego tężyzną nasz „Donek” wygląda na boisku jak krętek blady. Nie to, co on, zawsze w dyspozycji, niezłomny i niepokonany. I jaki bogaty, przy nim nasz „Sławko” ze swymi czasomierzami to żebrak. Na nadgarstku Aqua-Strong-Mana paparazzi sfotografowali zegarki o łącznej wartości 550 tys. euro, w jego garażach stoi 700 aut najlepszych marek, na jego skinienie czeka 58 samolotów i śmigłowców, same jubilerskie ozdoby w kabinie jego ulubionego jeta „Il-96” kosztowały 14 mln euro, ba, tylko na kibelek poszło 60 tys. euro. Do tego ma cztery jachty, z prawdziwą perłą w koronie, pięciopiętrową jednostką za 40 mln euro. O dwudziestu rezydencjach nie wspomnę.
Tyle w każdym razie wyliczyli mu rodzimi opozycjoniści w paszkwilanckiej broszurze pt. „Życie niewolnika-galernika”. Tytuł wziął się z tego, że jej bohater sam porównał swój znój do niewolniczej pracy na galerach. Nie wiem, czy można im wierzyć, ludzie potrafią być podli. A on jest przecież nieskazitelny, jest jak młody bóg. Wprawdzie w papierach zmierza do siedemdziesiątki, ale gdy ma się władzę i pieniądze, to pięknieje się i młodnieje automatycznie, czego dowiódł premier od „bunga-bunga”, notabene jego bliski przyjaciel. I jak takiego nie kochać, jak nie wielbić?! Więc, któż to taki, cóż za wspaniały mężczyzna, na którego widok kobiety rwą na sobie staniki? To jedyny, niepowtarzalny macho made in UdSSR, stary-nowy i na wieki wieków prezydent Rosji Władimir Władimirowicz Putin. Amen!
Klaser
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/66956-macho-made-in-udssr
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.