Babskie wyjście

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. sxc.hu
Fot. sxc.hu

Ulegając presji społecznej, że długo „siedzę” w domu, dostawszy cynk, że dziewczyny spotykają się pewnego wieczoru by wziąć udział w tzw. babskim wyjściu, zdecydowałam się na moje uczestnictwo w tym zorganizowanym wydarzeniu tanecznym.

Wątpliwości miałam wiele. Musiałam zostawić swojego malutkiego oseseczka i nieco starszą królewnę, która dowiedziawszy się gdzie i po co idę, zawyrokowała, że idzie ze mną. Przecież też jest babką. Pierwszą przeprawę mieliśmy więc z dwuipółletnią imprezowiczką, która nie mogła zrozumieć, dlaczego jej nie wolno. Drugi maluszek, co podobno jest regułą, akurat tego wieczoru w ogóle nie chciał zasnąć, choć zwykle o tej porze dość twardo i z napełnionym brzuszkiem spał. Bliska rezygnacji z wyjścia, podtrzymując ołowiane powieki palcami dotrwałam do oznak dotarcia maleństwa do morfeuszowej krainy, po czym szybko uciekłam do samochodu i udałam się pod wskazany adres, gdzie miał się odbyć niewieści balet.

Zasiadłszy przy zastawionym pełnymi szklankami, paluszkami i orzeszkami stole, z uśmiechem na twarzy z lekka sztucznawym, położyłam torebkę w sposób umożliwiający mi zerkanie na ekran telefonu komórkowego. Nerwowo spoglądałam czy już zaświecił się ekran i za chwilę usłyszę, że mały głodomorek wzywa mnie do domu.

Ponieważ karmiłam jeszcze wtedy piersią, nie mogłam skorzystać z dobrodziejstw złotego trunku, a co za tym idzie, do końca spotkania musiałam zachować pełną trzeźwość umysłu. Nie było to łatwe, bo żeby móc zamienić słówko, musiałam wspiąć się na wyżyny wirtuozerii intelektualnej.

Panienki bawiły się świetnie, świergoliły i trajkotały, wybuchały śmiechem, ja zaś próbowałam wczuć się w klimat. Ale myśli moje nieustannie pikowały do domu, gdzie jako wyrodna matka zostawiłam swe biedne, opuszczone i maleńkie dzieciąteczko, które z pewnością płacze w niebogłosy, tęskniąc za swą najdroższą mamunią. Posilając się przepyszną wodą mineralną bardzo starałam się świetnie bawić konwersując z dziabniętymi dziewczętami.

A potem zaczęły się tańce, najpierw z poziomu podłogi, ale to nie wystarczyło, więc trzeba było zająć stół, zepchnąwszy na bok niedopite trunki. Moja cudem uratowana szklaneczka mineralnej dobiegała końca, więc umęczona świetną zabawą postanowiłam wymknąć się po cichu, zostawiając rozbawione towarzystwo. Nie dane mi było jednak wrócić do domciu, dziewczyny natychmiast mnie wychwyciły i porwały do tańca. I... okazało się, że to najcudowniejsza forma najprzyjemniejszego relaksu. Chwila zapomnienia w egzotycznym rytmie i szybkim tempie.

*Ucieknąwszy około północy, udało mi się nie zgubić pantofelka i szczęśliwie wróciłam do codzienności. A w domu przywitał mnie uśmiechnięty tatuś moich dzieci, śpiące dzieciaczki, załadowana zmywarka i wielka szklanka wody dla ochłody.

A rano, mimo niewyspania, zajęłam się ze zdwojoną siłą swoimi ukochanymi obowiązkami i okazało się, że energii mam niespodziewanie więcej niż zwykle.

Zuzanna Czarnowska

Autorka prowadzi bloga tylkoczasem.blogspot.com

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych