Rihanna zaśpiewała karaokę w Thai Royal Bar w Kolonii (Niemcy). Na szczęście nikogo nie uderzyła mikrofonem w głowę.
W weekend piosenkarka, ostatnio znana głównie z marnowania forsy na strip-tease i bicia podstawą mikrofonu fanów na koncercie, po zjedzeniu zupy z krewetkami i zapewne po wychyleniu kilku piw, w ślad za Beatlesami, weszła w czapce-bejsbolówce na scenkę w barze w Niemczech i łamiąc odwieczną zasadę karaokę (śpiewasz tylko 1 piosenkę), zaśpiewała, a jak twierdzą świadkowie, bardziej nietrzeźwo wykrzyczała, aż 2 piosenki z rzędu.
Były to "Don't speak" No Doubt i "Sex is on fire" od Kings of Leon.
Ten ostatni wystąpi za kilka dni w Polsce w Gdyni, gdzie zaraz po nich pokrzyczy sobie również Riri.
Może powydzierają się razem na Monciaku. Znając chłopaków z Kings of Leon i stan, w jakim występuje "procentowo" Rihanna, zarobiliby mniej niż Gienek.
Paweł Korsun
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/64703-tajskie-karaoke-rihanny