Z dzieckiem w samolocie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. sxc.hu
Fot. sxc.hu

Podróżując samolotem z dzieckiem nie trzeba się bać. Ani samolotu, ani dziecka. Wszystko można sobie tak zorganizować, by dziecko nie zmęczyło się za bardzo, nie znudziło i nie miało innych dolegliwości, na które świetnie pomaga i jest niezbędna pewna torebka umieszczona w każdej kieszonce w fotelu samolotowym.

Wszystko zależy oczywiście od wieku dziecka. Moja córka pierwszy raz leciała, gdy miała dziesięć miesięcy, ale był to krótki lot. Drugą podróż drogą powietrzną zaliczyła, gdy miała rok i trzy miesiące. To był bardzo długi lot, z przesiadkami. Więcej podróży samolotem na razie, z różnych przyczyn, jej się nie trafiło. Skupię się więc na podróży z maluchem, bo takie na razie mam doświadczenie.

Dziecku, w wieku około jednego roku, trudno wytłumaczyć pewne zjawiska, a racjonalne argumenty nie zawsze trafiają do małej główki. Co prawda, zaczyna się bardzo interesować światem zewnętrznym, czyli można go zachęcić do zobaczenia samolotu od środka, ale konieczność zapięcia dziecka w pasy, kiedy ono jest właśnie na etapie wschodzącej gwiazdy trudnej sztuki przemieszczania się na dwóch kończynach dolnych, wymaga nie lada sprytu oraz mocnych nerwów rodzica i współpasażerów.

Ale po kolei. Na początku proponuję zaplanować sobie dzień, by do lotniska dotrzeć w miarę wcześnie. Jest wtedy czas na obejrzenie go z zewnątrz (chyba, że akurat jest remont, przebudowa, rozbudowa i teren zastawiony jest nieprześwitującym płotem). Upiornie ciężką, jak to w podróży bywa, walizę chętnie przypilnuje odprowadzający członek rodziny. Można wtedy pokazać dziecku samolot, który zawsze wygląda jednak inaczej niż w książeczce, bo różni się choćby rozmiarem.

Czas na formalności też trzeba wziąć pod uwagę, bo mimo, że obsługa lotniska stara się pomagać lecącym rodzicom z dziećmi, czasem trzeba odstać swoje, choćby z powodu natłoku innych lecących z dziećmi. Wszystkich nie da się odprawić na raz. Dostawszy się do środka lotniska, już w oczekiwaniu za zaproszenie do samolotu, trzeba jakoś czas zorganizować maluchowi. W zależności od lotniska pomocne okazują się przeszklone szyby z widokiem na płytę lotniska, na której dużo się zazwyczaj dzieje. Lotniskowy barek i inne sklepiki, choć portfel boli przy płaceniu, też mogą się okazać pomocne.

A po wejściu do samolotu dzieje się tak dużo i szybko, że za chwilę okazuje się, że trzeba zapiąć pasy i wystartować. Z doświadczenia wiem, że maluszkowi łatwiej znieść początek i koniec podróży na kolanach u mamy, więc zamiast fotelika samochodowego (tym bardziej, że potrzebne byłoby wykupienie dodatkowego miejsca) proponuję skorzystać ze specjalnych pasów, które dopina się do swoich. Absolutny wymóg zapięcia dzieciątka w pasy nie powinien wymagać komentarza, choć muszę przyznać, że spotykałam się - pracując w charakterze personelu pokładowego w polskich samolotach - z absurdalną i dla mnie niezrozumiałą niechęcią lub nawet odmową zapięcia dziecka w pasy, bo „nie będzie chciało”. Jest to jednak temat rzeka na inną okazję. Ssanie i połykanie napoju pomaga małym uszkom znieść różnicę ciśnień, szczególnie dokuczającą w trakcie startów i lądowań. A oprócz tego bliskość i przytulanie pomogą maleństwu odnaleźć się w niecodziennej sytuacji.

W czasie samego lotu, jeśli pozwalają warunki atmosferyczne, można pospacerować z maleństwem na rękach, dać do zabawy pokładowy magazyn (moje dziecię, niczym świnka morska, uwielbiało zjadać papier), plastikowy kubeczek, a na dłuższych trasach można nawet dostać drobne zabaweczki. Dozwolona jest też własna zabawka, którą da się wnieść na pokład. Proponuję jednak nie przesadzać z ilością. Mogę sobie wyobrazić, że im starsze dziecko, tym wachlarz rozrywkowych możliwości rośnie. Jest bowiem wiele gier dostępnych na rynku w tzw. wersji podróżnej, a są też gry i zabawy nie wymagające dużej ilości rekwizytów – można zagrać w statki, kółko i krzyżyk, inteligencję, rysowanie. Minęły niestety czasy, kiedy w ramach rozrywki, w trakcie lotu, można było zwiedzać kabinę pilotów. Zresztą, jak podczas każdej podróży, trzeba wykazać się wymyślną kreatywnością i samolot nie jest tu wyjątkiem.

Mały pasażer jest zawsze entuzjastycznie i z czułością witany na pokładzie samolotu. I, jak to w życiu bywa, czasem też jest entuzjastycznie i z mniejszą już czułością żegnany, szczególnie przez innych pasażerów. Zwłaszcza jeśli podczas lotu głośno i dobitnie wygłasza swoje zdanie. Ale wszystko można przetrwać, zwłaszcza, gdy celem podróży jest ciepła, tropikalno-turkusowo-nadmorska, destynacja z białym piaskiem na szerokich plażach i egzotyką w nazwie…

Zuzanna Czarnowska

tylkoczasem.blogspot.com

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych