Kucharzu, lecz się sam.
Restauracje Gessler padają jak muchy w kuchni. Zarówno knajpy, których jest współwłaścicielką, jak i te, którym "pomogła". Jaka jest różnica między restauracją, która wzięła udział w programie TVN-u "Kuchenne rewolucje", a taką, którą ten "zaszczyt" ominął. Ta druga ma klientów?
Program "Kuchenne rewolucje", jak to często bywa z audycjami pseudo-reality, przed ekrany ściąga znacznie więcej ludzi, niż "POPrawione" knajpy, klientów.
Do tego kucharskie show Gessler pokazało, że zarówno knajp, jak i ludzi zajmujących się gastronomią w Polsce jest nadmiar. Niewątpliwie zalicza się do tej kategorii sama matrona kucht, Magda Gessler, która podobnie jak większość z bohaterów programów potwierdza swoją karierą zasadę, że "kucharzyć każdy może", a to, że została "restauratorką", to bardziej wynik przypadku (znane kucharskie nazwisko i popularna restauracja w spadku).
To nie wystarczy.
Za świetny przykład może posłużyć porównanie 2 knajp w Szczawnicy. Gorący sierpniowy dzień 2012 roku. Tłum w centrum miasta - chętnych na spływ Dunajcem, a więc wiecznie głodnych żołądków nie brakuje.
Pizzeria "U Zosi" dumnie wystawiająca na widok publiczny certyfikat "Kuchennych rewolucji" świeci pustkami; 100 m dalej lokalna knajpa z górlaską muzyką, której nie uświadczysz w tv(n) - tętni życiem. Może chodzi o ceny (pizza Zosi średnio kosztuje 17 zł, a schabowy z ziemniaczkami ok.10 zł); może to góralska muzyka ściąga ludzi do "anonimowej" knajpy, jedno jest pewne, telewizyjny stempel nic nie dał Zosi.
Przypadków, które świadczą dobitnie, że nie wszystko Gessler, co się zło(ś)ci, jest więcej.
Kilku właścicieli knajp, do których wpadła i wypadła "królowa" polskiej gastronomii zdecydowało się na pozwanie jej nie tylko za straty finansowe, ale również za wulgarne zachowanie (które, nota bene, było stylizowane na Gordona Ramsey'a i jego "Kitchen Nightmares").
Alicja Czynsz z restauracji Matalmara w w Goczałkowicach-Zdroju, która zainspirowała innych restauratorów do wystąpienia na drogę sądową przeciw gesslerowej ściemie, jako pierwsza ogłosiła, że nie ma zamiaru siedzieć jak mysz pod dywanem w jadalni i żąda rekompensaty:
Wniosłam do sądu sprawę o zniesławienie. Będę walczyć o zadośćuczynienie. A pieniądze, jakie mam nadzieję uzyskać, przeznaczę na cele charytatywne - mówi dziennikarzom niejakiego "Flesza". Zaczniemy od mediacji. Jeśli się dogadamy, to nie dojdzie do rozprawy. Ale jeśli będzie trzeba, na pewno znajdę świadków, nawet z ekipy show, którzy potwierdzą, jak naprawdę wyglądało nagranie.
A wygląda to na ogół tak, jak przypadku "Baru Rybka" w Gdańsku: "Restauratorka" o lokach na Violettę Villas przyjechała na plan spóźniona i spędziła na nim...20 min. Wokół loków skakała cała ekipa, pilnując, by światło, które ustawiano od rana odpowiednio oświetlało jej wysokość (a raczej szerokość). O tej ostatniej cały czas głośno, o barze, jak nie było słychać przed programem, tak nie słychać po.
To nie mogło się spodobać restauratorom. Do niezadowolonej pani Alicji Czynsz zaczęli zgłaszać się właściciele innych knajp, poddanych nieudanym rewolucjom m.in. restauracja Ania z Zielonego Wzgórza w Tarnowskich Górach oraz Magistrat z Hrubieszowa:
Uważamy, że Magda Gessler naruszyła nasze dobra osobiste. Chcemy w ten sposób zaprotestować przeciwko jej wulgarnemu zachowaniu. Rozumiem, że telewizyjny show rządzi się własnymi prawami. Na początku miałyśmy fajną zabawę i przełknęłyśmy nawet to, że pani Magda nazwała nas "tłukami ze wsi". Jednak tak nie wolno traktować ludzi - powiedziała pani Tywoniuk, właścicielka restauracji Magistrat, w której Gessler tak się przejęła rolą (oglądalnością), że przewróciła stół z jedzeniem i zbiła zastawę.
Nie oczekuję żadnych pieniędzy od pani Gessler - kontynuuje Tywoniuk - Nie liczę też na publiczne przeprosiny. Zależy mi tylko na tym, żeby pani Gessler zastanowiła się nad swoim zachowaniem. Powinna nauczyć się szanować ludzi, z którymi pracuje.
Restauratorzy nie wykluczają pozwu zbiorowego:
Chcemy wspólnie, jako restauratorzy, zaprotestować przeciwko manipulowaniu widzem i kreowaniu nieprawdziwego obrazu - mówi pionierka pozwów - Nie może być tak, że program, który w w umowie obiecuje pomoc restauratorom, rozwiązać ich problemy robi coś, co psuje ich dobre imię.
Mecenas Maciej St. Zubek z bielskiej kancelarii, która reprezentuje Alicję Czynsz, mówi:
Skorzystaliśmy z art. 212 Kodeksu karnego, który mówi m.in. o pomówieniu za pomocą środków masowego przekazu. Za to grozi grzywna, ograniczenie wolności lub do dwóch lat więzienia.
Pierwszą sprawę wyznaczono na jesień 2013.
Pokrzywdzonych wsparła (czytaj: podłączyła się) właścicielka najbardziej "przekątnych" nóg w tv, Elżbieta Jaworowicz i obiecała zrobić program nt. poniżania bohaterów przez Gessler. Słowa jeszcze jednak nie dotrzymała, bo próżno szukać odcinka "Sprawy dla reportera" poświęconego, bądź co bądź, konkurentce Jaworowicz.
Sama Gessler, której nadszarpnięty wizerunek i portfel TVN zamierza jak zwykle ratować rolą w serialu ("Na Wspólnej"), reaguje na wieści o pozwach jak zwykle impulsywnie:
To jest absurdalne! Nie można mnie pozwać. Można pozwać stację TVN lub producenta "Kuchennych rewolucji".
Naczelna kucharka kraju twierdzi, że na 30 rewolucji nie udaje się jedna:
Właściciele restauracji muszą zgodzić się na zamiany, które im proponuję. Nie robi tego dwa procent z nich. To ich problem, a nie mój. Wielu restauratorów dziękowało mi za uratowanie biznesu i życia.
Główne zmiany, jakie proponuje uczestnikom programu Gessler to na ogół pastelowe kolory (jest w końcu artystką) i obniżenie cen. Co ciekawe do tego ostatniego sama się nie stosuje. Byle jaka mała kanapeczka a la Gessler kosztuje 8 zł, a cena malutkiego, niesmacznego pączka w jednej z jej znanych cukierni, dochodzi do 9 zł!
Może dlatego kolejne projekty pani Gessler nie wypalają. Ostatnio spektakularnie upadła sieć M&G Eat, która na moment rozlała się po Warszawie, zachęcając przechodniów logotypem stylizowanym na Dunkin' Donuts i kanapkami typu "Subway".
Otwarty z pompą "Gar" musiał bardzo szybko zmienić wystrój i menu, po tym jak okazało się, że "gotują" się w nim i stołują (za darmo) jedynie znajomi pani Gessler; zresztą nadal tak jest.
O wiele łatwiej jest jednak plajtować za cudze. Jak każdy celebryta przy (nie)zdrowych zmysłach, pani Gessler nie finansuje swoich przedsięwzięć sama. Wiadomo, że pomagają jej bogaci znajomi.
Niestety uczestnicy "Kuchennych rewolucji", za swoje wybujałe gastro-ambicje muszą płacić sami.
Teraz płacą za pomysły samej "królowej" kotła. To jedyna zmiana po udziale w programie. Niestety, bywa,że na gorsze.
Paweł Korsun
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/63495-denne-rewolucje
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.