Spielberg i Lucas twierdzą, że Hollywood się kończy, a przynajmniej Hollywood, które znamy.
Nie takich przemówień i konkluzji spodziewali się młodzi adepci sztuki filmowej, gdy przybyli na otwarcie wartego 50 milionów interaktywnego centrum medialnego przy słynnej Szkole Sztuk Filmowych w LA.
Spielberg - jeden z ojców idei blockbusterów, czyli wysokobudżetowych hitów kinowych, będących kołem zamachowym dzisiejszego Hollywood powiedział:
Zbliża się implozja, w której 4, 5, a może nawet połowa z tuzina hitów, o ogromnych budżetach będzie kompletnymi klapami i paradygmat Hollywood znowu ulegnie zmianie.
Na razie nowe interaktywne skrzydło słynnej filmowej szkoły wyposażono w sprzęt niezbędny do produkcji właśnie blockbusterów, bez których dzisiejszy przemysł filmowy wydaje się "niedzisiejszy" (w medialnym centrum znalazły się m.in. sensory Microsoft Kinect, drukarki 3D oraz 55-calowe dotykowe ekrany MultiTouch).
Temat implozji w świecie wszechobecnych superprodukcji, o której wspomniał Spielberg, a z którą zgadza się również Lucas, została wywołana już w zeszłym miesiącu na łamach Times'a przez Jamesa Stewarta:
Studia filmowe wydają się zbliżać do przepaści, w którą niechybnie pospadają ze swoimi superprodukcjami.
Swoje słowa opiera na badaniach firmy analitycznej Cowen & Co, która wskazuje, że nie było jeszcze takiego sezonu letniego, w którym więcej niż 9 superprodukcji odniosło sukces, a na ogół było ich mniej. W tym roku, między majem, a lipcem do kin ma trafić aż 17 wysokobudżetowych hitów, które hitami mogą się nie okazać.
Problem według Spielberga i spółki polega na tym, że studia filmowe produkują mniej, a wydają więcej: 200 mln $ na produkcję i kolejne 200 na promocję to standard. Potem następuje okres oczekiwania na wpływy (z równoczesnym zaangażowaniem w kolejną wysokobudżetową produkcję -przyp. aut.).
Podczas gdy indywidualnie dla firmy jest to strategia mogąca przynieść znaczne zyski, to dla przemysłu kolektywnie takie działania muszą doprowadzić do katastrofy (vide przypadek disneyowskiego "Johna Cartera", który doprowadził do największej w historii Hollywood straty - ponad 200 mln $ i negatywnie wpłynął na notowania wielu firm, biorących udział w produkcji).
Na razie, odpukać w ekran kinowy, takich przypadków nie zanotowano w 2013 r.
Jak na tak negatywne projekcje nt. przyszłości Hollywood, Lucas i Spielberg paradoksalnie dość optymistycznie podchodzą do losu samych twórców:
To najlepszy czas dla filmu - mówi Lucas. - Jest bałagan, totalny chaos, ale z chaosu powstają wspaniałe rzeczy. W tej chwili młodzi, wchodzący w filmowy biznes mają wiele niesamowitych możliwości
Zadaniem guru przemysłu filmowego, studia filmowe skoncentrują się na mniejszych historiach, takich jak np. Lincoln (film Spielberga). "Blockbustery" nie znikną jednak z kin, ale mogą przestać być produktem masowym:
Będzie mniej kin, ale będą większe i bardziej wszechstronne. Przede wszystkim zdrożeją. Bilet do kina dogoni ceną bilety do teatru, albo na mecz.
Dodatkowo Spielbergowi marzy się wyzwolenie widza z fotela i wciągniecie go w samo centrum akcji filmu (coś a la "Ucieczka z Kina Wolność").
Musimy się pozbyć ekranu i umieścić widza lub gracza w samym środku akcji. To jest przyszłość.
Przyszłość maluje się zatem nie tyle kolorowo, co trójwymiarowo.
Paweł Korsun
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gwiazdy/62961-koniec-hollywood
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.